Niskie wyceny, duże zyski. Czego boją się inwestorzy na rynku akcji w USA?
Obecne poziomy indeksów amerykańskich są najwyższe w historii. Dow Jones w tym roku rósł o prawie 11%, notując serię coraz wyższych maksimów, podczas gdy Standars & Poors 500 zanotował wzrost o 9,4%, będąc zaledwie o krok od zanotowania rekordu. Mimo takiej sytuacji, spora część analityków uważa, że akcje amerykańskie są nadal niedowartościowane.
Rajd cenowy w górę spowolnił tempo, a S&P 500 w ciągu ostatnich ośmiu sesji tylko raz wzrósł o ponad 0,5%. Oczywiście wielu inwestorów zachodzi w głowę, na ile sytuacja na giełdzie dyskontuje przyszłą kondycję gospodarki, a na ile wzrosty wywołane są niewiarygodnie dużym programem skupu aktywów przez Rezerwę Federalną. W tym tygodniu będziemy mieli posiedzenie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), dlatego też rynek czeka na oficjalne stanowisko banku centralnego w sprawie perspektyw luzowania ilościowego, widzianego przez pryzmat lepszych danych z rynku pracy. Komentatorzy spekulują, że z racji lepszych danych płynących z rynku nieruchomości, rynku pracy czy nawet tych dotyczących sprzedaży detalicznej, Rezerwa Federalna może powoli komunikować rynkowi wycofywanie się ze swojej polityki luzowania ilościowego.
Niektórzy jednak przypominają słowa członków FOMC, które wskazują na kontynuację luźnej polityki monetarnej, dopóki dane nie osiągną pewnych wyznaczonych progów. Wycofanie się Rezerwy Federalnej z dodruku pieniądza rodzi obawy, ze rynek nie jest przygotowany na odcięcie się od swoistej kroplówki czyli dopływu świeżego finansowania przy ultraniskich stopach procentowych. Zakończenie ogromnego programu wsparcia amerykańskiej gospodarki mogłoby nieść ze sobą silne zniżki na amerykańskich parkietach, mimo że w mojej opinii obecna sytuacja nie wygląda na silnie napompowaną bańkę spekulacyjną. Dane poprawiają się, natomiast nie jest to jeszcze powód, by Rezerwa Federalna miała w znaczący sposób minimalizować programy stymulujące gospodarkę. Dopiero bardziej trwały trend w obniżaniu się stopy bezrobocia byłby przesłanką, że gospodarka ma się lepiej i skup aktywów można ograniczyć lub zakończyć.
Tak czy inaczej, warto też spojrzeć na rynek akcji amerykańskich od strony technicznej. Został niecały miesiąc do publikacji wyników spółek za pierwszy kwartał, więc można podsumować informacje, które mamy do tej pory. Przyszła wycenia wskaźnika cena/zysk dla indeksu S&P 500 na kolejne 12 miesięcy waha się w granicach 13,5 USD, a to nadal o 9% mniej niż ten sam wskaźnik wynosił w październiku 2007 roku, przy maksymalnych wycenach indeksu. To oznacza, że akcje wchodzące w skład szerokiego rynku nadal są niedowartościowane, porównując poziomy maksymalne indeksu, a przy okazji obligacje, które mogą być alternatywą dla akcji, są droższe porównując te okresy. By osiągnąć maksymalny poziom wskaźnika cena/zysk na poziomie 14,8 USD, S&P 500 musiałoby wzrosnąć do poziomu w okolicach 1647 pkt. Mimo, że jesteśmy przy rekordowych poziomach S&P 500, to w świetle aktualnych danych akcje nie są wyjątkowo drogie.
Idąc dalej, warto zwrócić uwagę na wskaźnik stopy wyników finansowych, czyli odwrotności wskaźnika cena/zysk. Aktualnie dla S&P 500 to poziom 7,1%. Jeśli porównamy go ze wskaźnikiem najwyższych stóp zwrotu banku Bank of America Merrill Lynch, który wynosi aktualnie 6,41%, to można dostrzec pewną anomalię. Spodziewana stopa zwrotu przeważnie była wyższa dla najniżej wycenianych obligacji śmieciowych w stosunku do najlepszych jakościowo akcji spółek, a teraz mamy sytuację odwrotną, co może działać na korzyść rynku akcyjnego.
Inną przesłanką może być również fakt, że stopy procentowe są na rekordowo niskim poziomie, a stopa dywidend rośnie, dlatego też akcje mogą się okazać lepszą inwestycją niż obligacje. Jeśli przyjrzymy się wskaźnikowi dywidendy, to w ostatnim kwartale stopa wynosiła 2,19%, a to więcej niż 1,89% w czwartym kwartale 2007 roku. Przy okazji warto dodać, że w 2012 roku aż 403 spółki wchodzące w skład Standard & Poors 500 wypłacały dywidendę, co jest rekordowym wynikiem od 1998 roku. Na drugim biegunie znajdują się 10-letnie obligacje USA, których rentowność to obecnie 2%, a to mniej niż stopa dywidendy z akcji, nie uwzględniając potencjalnego wzrostu cen akcji w przyszłości.
Warto również nadmienić, że wartość wewnętrzna bazująca na wskaźniku wyceniającym akcje przez pryzmat wyników finansowych i determinująca kierunek zmian cen akcji w kolejnych latach to aktualnie 0,85 USD. Może to oznaczać, że ceny mogą rosnąć o 15%, a około dwie trzecie akcji, łącznie z tymi największymi, jest nadal poniżej wartości wewnętrznej. Przykładem może być Apple, który zniżkował o 16,6% i jest 28% poniżej swojego wskaźnika wartości wewnętrznej. Za inne przykłady mogą posłużyć Exxon Mobile i Bank of America, które są wyceniane odpowiednio 23,3% i 53,3% poniżej wartości wewnętrznej. Z drugiej strony mamy spółki, które wyraźnie zyskiwały od początku roku. Na przykład akcje Google rosły o 15%, co daje wynik 16% wyższy niż wartość rzeczywista, a Amazon jest aktualnie 85% wyżej niż jego wartość wewnętrzna.
Wobec powyższego wyceny rynku są dość atrakcyjne, aczkolwiek warto selektywnie wybierać aktywa do portfela, ponieważ niektóre spółki prawdopodobnie już osiągnęły szczyt swoich możliwości w pierwszym kwartale 2013 roku, inne natomiast mają spory potencjał wzrostowy.
Również spojrzenie z perspektywy analizy technicznej daje poczucie, że rynek ma potencjał wzrostowy, lecz przy niższej dynamice cen niż do tej pory. „Obóz byków” obronił kluczowe poziomy wsparcia przy poziomie 1500 pkt. na S&P 500 i aktualnie cena pozostaje ponad ważnym pułapem 1530 pkt. W krótkim terminie statystyka pokazuje, że tydzień po zmianie serii kontraktów z marcowej na czerwcową nie przynosi dynamicznej zwyżki, a raczej mieszane nastroje inwestorów, stąd też reakcja na środowe posiedzenie FOMC i konferencję prasową Bena Bernanke będzie kluczowe.
Marcin Niedźwiecki
specjalista rynku CFD i Forex
City Index