Łukasz Hardt z RPP: podwyżka stóp procentowych byłaby nastawiona na komunikację i wzmocnienie wiarygodności polityki RPP
„W styczniu było już wiadomo, że dojdzie do kumulacji czynników inflacyjnych i to był dobry moment na zmianę strategii komunikacyjnej NBP. W takiej sytuacji optymalnym ruchem byłaby podwyżka stopy o 15 pb. i stąd moje poparcie dla takiej zmiany na styczniowym posiedzeniu. Przy inflacji na poziomie 4,4 proc. ruch taki oznaczałby podniesienie realnej stopy procentowej z minus 2,9 proc. do minus 2,75 proc. Nie byłoby to więc nawet umiarkowane zacieśnienie polityki pieniężnej” – powiedział Łukasz Hardt.
„Poprzez podwyżkę o 15 pb. bank centralny zakomunikowałby, że nadal mocno trzyma się celu inflacyjnego i mandatu określonego w art. 3 ustawy o NBP. Byłoby to więc wyraźne działanie wzmacniające wiarygodność polityki monetarnej i ograniczające wzrost oczekiwań inflacyjnych. Tym samym podwyżka o 15 pb. ograniczałaby przyszłą inflację i to małym kosztem. Jednocześnie Rada zasygnalizowałaby, że ma świadomość wszelkich ryzyk, w tym dla wzrostu PKB, stąd wiosek nie dotyczył tradycyjnych 25 pb., ale mniej standardowej zmiany o jedyne 15 pb.” – dodał.
Za wnioskiem o podwyżkę stóp procentowych o 15 pb. w styczniu 2020 r. głosowało 3 członków RPP: Eugeniusz Gatnar, Łukasz Hardt i Kamil Zubelewicz.
Hardt uważa, że na ruch stopą w górę w styczniu 2020 r. nie było za późno.
„Po pierwsze takie działanie motywowane jest głównie komunikacyjnie, a zwyżka stóp miałaby miejsce w sytuacji historycznie wysokiego obciążenia gospodarstw domowych kredytem ze zmienną stopą procentową, a więc transmisja, choć i tak ze słabym efektem dla sfery realnej ze względu na niewielką skalę podwyżki, byłaby szybka. Podwyżka o 15 pb. zostawiłaby także furtkę do ewentualnego ruchu w górę w przyszłości, jeśli inflacja nie obniżałaby się, a tempo wzrostu PKB nie spadłoby nadmiernie. Z drugiej strony na razie nie wiadomo, czy w przyszłości konieczne byłoby dalsze podwyższanie kosztu pieniądza” – powiedział ekonomista.
„W obecnej sytuacji lepiej reagować z wyprzedzeniem o 15 pb. niż wystawiać się na ryzyko konieczności mocniejszej reakcji w przyszłości” – dodał.
Na marcowym posiedzeniu RPP kolejny wniosek o podwyżkę stóp?
Hardt nie wykluczył, że na marcowym posiedzeniu może pojawić się kolejny wniosek o podwyżkę stóp.
„Jeśli projekcja inflacji nie pokaże wyraźnego powrotu inflacji do celu w najbliższym czasie, przy utrzymywaniu się czynników trwale utrzymujących inflację na wyższym poziomie, jest bardzo prawdopodobne, że na marcowym posiedzeniu do rozważenia będzie wniosek o podwyżkę stóp, choć rozwój wypadków w otoczeniu polskiej gospodarki musi też być bacznie obserwowany, szczególnie w odniesieniu do gospodarczych skutków koronawirusa” – powiedział.
Zdaniem Hardta komunikowanie, że kolejnym ruchem może być obniżka stóp niepotrzebnie kreuje oczekiwanie na silniejsze spowolnienie dynamiki wzrostu PKB Polski, a jednocześnie stymuluje oczekiwania inflacyjne.
„Konsumenci dostają w ten sposób sygnał, że NBP nie zamierza reagować na podwyższoną inflację. Nawet wiceprezes Banku Centralnego Węgier, znanego z prowadzenia luźnej polityki, ostatnio zmienił retorykę i zasygnalizował, że będzie walczył z wysoką inflacją. Bank Czech w tym celu podwyższył z kolei stopę procentową” – powiedział.
Czworo członków RPP sygnalizowało do tej pory, że jeżeli dojdzie do zmiany stóp procentowych w Polsce, to ruchem może być obniżka.
Hardt uważa, że największe koszty podwyżki stóp ponieśliby najbogatsi, a wysoka inflacja już zaczyna ograniczać konsumpcję.
„Nie można abstrahować też od tego, że w Polsce ok. 57 proc. kredytu hipotecznego skoncentrowanego jest w gronie 20 proc. relatywnie najbogatszych gospodarstw domowych. To najbogatsi dłużnicy hipoteczni, często kupujący mieszkania w celach inwestycyjnych, ponieśliby więc większość kosztów ruchu stopą w górę. Osoby o najniższych dochodach kredytu hipotecznego zwykle nie mają, bo nie mają zdolności kredytowej, ale to w nich uderza najmocniej inflacja. Na niewielkiej podwyżce stóp zyskaliby ponadto frankowicze, bo złoty umocniłby się” – powiedział.
„Szacuję, że stopa inflacji dla najbiedniejszych, ze względu na ich strukturę konsumpcji, może obecnie zbliżać się do 5 proc. To tu należy szukać przyczyn spadku dynamiki konsumpcji, co być może zaobserwowano już w IV kw. 2019 r. Konsumenci zobaczyli rosnące ceny i ograniczyli konsumpcję. Jeżeli okaże się, że inflacja będzie dalej rosła, to dojdzie do dalszego spadku realnego tempa wzrostu wynagrodzeń i osłabienia głównego motoru wzrostu gospodarczego, czyli spożycia prywatnego” – dodał.
Obecny poziom stóp może wzmocnić niepewność względem perspektyw dla gospodarki
Utrzymywanie stóp procentowych na obecnym poziomie może wzmocnić niepewność co do perspektyw wzrostu gospodarczego w Polsce – uważa Hardt.
„W kontekście decyzji o poziomie stóp procentowych ważny jest ich wpływ na poziom inwestycji. W Polsce, gdzie cenowa elastyczność popytu na dobra inwestycyjne jest niska efekt ten jest umiarkowany. Co więcej, i nieco paradoksalnie, radykalnie ekspansywna polityka pieniężna, a taką – w przypadku braku zmiany stóp i wysokiej inflacji, będzie ta prowadzona przez NBP, może skłonić potencjalnych inwestorów do następującego pytania: jakie zagrożenia dla polskiej gospodarki widzi NBP, skoro nie podwyższa stóp i sygnalizuje możliwość ich obniżenia w przyszłości?” – powiedział.
„Może pojawić się również inne pytanie: dlaczego NBP zamierza dopuścić realną stopę procentową do poziomu niższego niż ta w strefie euro, gdy w Polsce wzrost PKB jest dużo wyższy niż w strefie euro? To może wzmóc niepewność” – dodał.
Oczekiwania inflacyjne niepokoją, mogą się odkotwiczać
Szczególną uwagę Hardt zwrócił na wysoki i rosnący poziom oczekiwań inflacyjnych, które jego zdaniem mogą powoli się odkotwiczać.
„Oczekiwania inflacyjne znajdują się obecnie na historycznie wysokim, a tym samym niepokojącym poziomie. Stopień zakotwiczenia oczekiwań mierzy się tym, na ile oczekiwania długookresowe reagują na zmiany tych krótkookresowych. Jeśli tej reakcji brak, to wtedy mówimy o zakotwiczeniu. Oczekiwania długookresowe mierzy się trudno, ale na ich wzrost może wskazywać wysoka dynamika sprzedaży obligacji oszczędnościowych, szczególnie tych indeksowanych do inflacji. W styczniu osiągnęła ona historycznie wysoki poziom – 1,1 mld zł sprzedanych 4-letnich obligacji indeksowanych inflacją” – powiedział.
„Widać więc, że konsumenci boja się długookresowej inflacji – wielu ludzi uwierzyło, że inflacja będzie na podwyższonym poziomie przez dłuższy czas, w związku z tym kupują papiery rządowe indeksowane inflacją. Oczekiwania mogą się więc odkotwiczać. Mając odczyty oczekiwań na historycznie wysokim poziomie prawdopodobieństwo dłuższego utrzymywania się podwyższonej inflacji jest wysokie” – dodał.
Oczekiwania inflacyjne przedsiębiorstw w grudniu były najwyższe w historii. W styczniu 2020 r. i w grudniu 2019 r. oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych były najwyższe od IV kw. 2012 r.
Wzrost inflacji jest bardziej trwały, powrót cpi do 2,5 proc. Mało prawdopodobny
Hardt „z rezerwą” podchodzi do tezy, że wzrost inflacji jest przejściowy, a CPI szybko wróci do celu.
„Istnieje szereg czynników, które mogą powodować utrzymywanie się inflacji na podwyższonym poziomie przynajmniej do końca 2020 r., choć szczyt inflacyjny powinien minąć wkrótce. Powrót CPI do 2,5 proc. w średnim horyzoncie jest bardzo mało prawdopodobny” – powiedział.
„Nie widać też na horyzoncie takiego spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego, które mogłoby mocno obniżyć inflację. Uważam, że wzrost PKB będzie utrzymywał się nieznacznie poniżej tempa potencjalnego, tj. w okolicy 3 proc lub nieco wyżej. Ponadto, nawet jak gospodarka spowolniłaby mocniej, to i tak, przy obecnych problemach z podażą pracy, nie zareaguje przecież istotną zwyżką bezrobocia” – dodał.
Zdaniem Hardta kluczowa jest wiarygodność banku centralnego i zasygnalizowanie uczestnikom rynku, że NBP nadal będzie dbał przede wszystkim o stabilność cen.
„Rada musi się więc koncentrować na trzymaniu inflacji w ryzach, a tymczasem ona systematycznie rośnie i zgodnie ze wstępnym szacunkiem GUS osiągnęła 4,4 proc. w styczniu 2020 r., najwięcej od grudnia 2011 r. Już od kilku miesięcy stawało się oczywistym, że mamy do czynienia z procesami, które muszą doprowadzić do podwyższonej inflacji” – ocenił.
„Z drugiej strony, w sytuacji podwyższonej globalnej niepewności, a także przewidywanym spadkiem dynamiki wzrostu polskiej gospodarki, NBP nie może sobie pozwolić na istotne zacieśnienie polityki pieniężnej” – dodał.
Jako najważniejsze procesy inflacyjne Hardt wymienił: wyczerpywanie się dezinflacyjnej zmiany strukturalnej w handlu detalicznym i internetowym; presję kosztową m.in. w związku ze wzrostem płac powyżej tempa wzrostu wydajności pracy; wzrost cen administrowanych; podwyżkę płacy minimalnej i zapowiedź dalszego jej wzrostu; silne przyrosty cen żywności; podwyższone oczekiwania inflacyjne; wzrost akcyzy; podwyżkę cen prądu; umiarkowanie proinflacyjną strukturę wydatków publicznych; presję popytową w związku z bardzo dobrymi nastrojami konsumentów i sytuacją na rynku pracy; coraz bardziej ekspansywną politykę pieniężną w związku z obniżaniem się realnej stopy procentowej i pojawiającymi się głosami, iż jeśli do zmian parametrów polityki monetarnej by doszło, to kolejną zmianą może być obniżenie stóp procentowych NBP.
Ekonomista wskazał ponadto na ryzyka związane z anomaliami pogodowymi i kosztem dostosowania się gospodarki do zmian klimatycznych. Ryzyka te będą w opinii Hardta trwale podnosiły dynamikę cen żywności i energii elektrycznej.
Uwaga na realokację oszczędności na bardziej ryzykowne rynki
W ocenie członka RPP, rekordowo niska realna stopa procentowa stymuluje realokację oszczędności na rynki bardziej ryzykownych aktywów, co niesie szereg niepokojących skutków.
„Ceny mieszkań rosną szybciej niż dynamika wynagrodzeń, a więc dostępność mieszkań spada. Pojawia się przy tym ryzyko powstania nierównowag na rynku nieruchomości, choć bańki spekulacyjnej nie ma” – powiedział.
„Wiele młodych rodzin stoi więc przed wyborem: albo wziąć wyższy kredyt na dłuższy okres, albo kupić mniejsze mieszkanie. Tracą też ci, którzy mają zdolność do oszczędzania, ale nie akumulują tylu środków, aby skierować je na rynek nieruchomości i na nich szczególnie niekorzystnie oddziałują rekordowo niskie realne stopy procentowe. Bogaci sobie z tą sytuacja radzą, bo po prostu kupują mieszkania za gotówkę i często wynajmują je tym, którzy zdolności kredytowej nie posiadają” – dodał.