Kolizja na stoku może drogo kosztować…

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

zima.ferie.250x188Wg grudniowych szacunków w Polsce jest aż 8 mln narciarzy. Podczas rozpoczętych już ferii, wielu z nich ruszy na stok. Chociaż większość z nich przyznaje, że rozsądnie byłoby wcześniej się ubezpieczyć, to jednak robi to mniej niż połowa. Niestety, obok drogiego leczenia, brak ubezpieczenia to także ryzyko kosztownych odszkodowań za spowodowane na stoku szkody.

Przeszarżowałeś? Płać!

Najczęściej wymienianym powodem wykupienia narciarskiego ubezpieczenia jest obawa przed dużymi kosztami transportu i leczenia po kontuzji, szczególnie jeśli celem wyjazdu są drogie kraje alpejskie. Słusznie – koszt użycia helikoptera w Austrii to około 4 000 euro, zaś koszty dwutygodniowej hospitalizacji wraz z niezbędnymi zabiegami to dodatkowo nawet 20 000 euro, czyli łącznie 24 000 tys.! Niestety to nie jedyne koszty, na jakie możemy być narażeni podczas narciarskiej eskapady. Wydatki mogą nas czekać także z tytułu odpowiedzialności cywilnej i konieczności wypłacenia odszkodowania. Coraz nowocześniejszy i szybszy sprzęt oraz przecenianie swoich umiejętności powodują, że jazda na nartach czy desce jest coraz bardziej niebezpieczna, a przeszarżować zdarza się nie tylko początkującym.

– W grudniu udzielaliśmy pomocy klientowi w Austrii, który podczas wyjazdu narciarskiego miał wypadek na stoku – wpadł na Włocha. Naszemu rodakowi na szczęście nic się nie stało, ale drugi uczestnik kolizji złamał rękę, nadwyrężył kręgi szyjne i miał ogólne potłuczenia. Niestety, „scusa” – przepraszam wypowiedziane po włosku, nie wystarczyło. Kontuzjowany narciarz zażądał zwrotu kosztów leczenia, które jak się okazało kosztowało 23 tys. euro. Na szczęście Polak miał ubezpieczenie i wystarczyło, że podał dane swojej polisy, a my pokryliśmy koszty leczenia poszkodowanego. Jedynie mandat otrzymany na miejscu od policji austriackiej nasz rodak musiał zapłacić sam… – mówi Agnieszka Walczak – Członek Zarządu Mondial Assistance.

W Polsce rośnie liczba pozwów za spowodowanie kolizji na stoku. Poszkodowani coraz częściej domagają się od sprawców zwrotu kosztów leczenia oraz zadośćuczynienia za spowodowanie wypadku a bywa, że są to góry pieniędzy. Niewątpliwie taka „moda” dociera do nas z Austrii, Włoch i Francji – W krajach alpejskich taka praktyka stosowana jest od lat i wyjazd na narty bez ubezpieczenia to sport ekstremalny i ryzyko, które mało kto ma odwagę podejmować. Poza zwrotem kosztów leczenia bywa, że poszkodowani domagają się zadośćuczynienia za każdy dzień nieobecności w pracy. Prawnicy wyspecjalizowani w takich sprawach bez trudu są w stanie takie koszty wycenić i wyegzekwować – dodaje Agnieszka Walczak – Członek Zarządu Mondial Assistance

Na co zwrócić uwagę?

Narciarskie ubezpieczenie to relatywnie tani produkt, który może nas zabezpieczyć w wielu zakresach. Wystarczy tylko wybrać odpowiednią polisę. Powinna zawierać ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków (wtedy ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie za trwały uszczerbek na zdrowiu lub nawet śmierć), ubezpieczenie bagażu podróżnego, w tym sprzętu sportowego i organizacji procesu rehabilitacji. Ubezpieczenie kosztów leczenia powinno obejmować zagrożenia wynikające z amatorskiego uprawiania sportów.  Warto sprawdzić, czy ubezpieczyciel u którego chcemy się ubezpieczyć narciarstwo i snowboard traktuje właśnie jako amatorskie uprawianie sportów. Dobre pakiety zapewniają też ochronę odpowiedzialności cywilnej w przypadku spowodowania wypadku na stoku i poturbowania innego narciarza lub uszkodzenia jego sprzętu (złamanie nowego modelu deski to groźba nawet kilku tysięcy euro odszkodowania). – Ceny takich ubezpieczeń są dosyć niskie i zaczynają się poniżej 5 zł za jeden dzień. Także ich dostępność jest bardzo dobra, bo można je kupić przez Internet – mówi Agnieszka Walczak z Mondial Assistance.
Jedyne, o czym trzeba jeszcze pamiętać, to fakt, że żadna polisa nie uchroni nas przed konsekwencjami narciarskiej kolizji „po małym grzańcu” z alkoholem. Nie ma co liczyć także, że nikt się o tym nie dowie. Narciarska policja w Austrii czy w Niemczech w takich sytuacjach pojawia się nieuchronnie, a negocjacje w takim wypadku to mrzonki.