Drony i satelity na usługach ubezpieczycieli
Robert Lidke: Czy można powiedzieć, że firmy z branży kosmicznej i dronowej wypracowały rozwiązania, które mogą być przydatne w innych działach gospodarki, a jednocześnie możliwości tych nowych rozwiązań nie są znane w środowiskach przedsiębiorców, którym mogłyby służyć?
Jakub Ryzenko: To jest zjawisko typowe dla praktycznie wszystkich firm technologicznych. Jeśli chodzi o rozpoznanie obrazowe z użyciem satelitów czy dronów to widać wyraźnie, że podaż możliwości technologicznych przewyższa świadomość tradycyjnej gospodarki.
Teraz zadaniem firm z branży kosmicznej i dronowej jest pokazywanie możliwości jakie oferują, przekonanie użytkowników, że coś co do niedawna nie było możliwe, teraz jest realne. Jak np. wprowadzenie zaawansowanych analiz do nadzoru satelitarnego nad wykorzystaniem dopłat unijnych w rolnictwie – chodzi tu kontrolę na poziomie Komisji Europejskiej gdzie z takich możliwości korzystano w ograniczonym zakresie.
W Polsce akurat satelity były używane do sprawdzania czy deklarowane zasiewy rzeczywiście zostały wykonane.
A w jaki sposób firmy ubezpieczeniowe mogą skorzystać z możliwości jakie oferują satelity?
Dane obrazowe w sektorze ubezpieczeniowym mogą być bardzo przydatne. Mamy w Polsce bardzo dobrze zebrane i opisane dane dotyczące upraw rolnych na obszarze całego kraju. Możliwie jest już w tej chwili szacownie jaki wpływ na uprawy rolne może mieć susza w danym regionie, czy w całym kraju, a także lokalnie w powiecie czy gminie.
Dopiero w minionym roku administracja publiczna i firmy ubezpieczeniowe zaczęły się szerzej interesować możliwością wykorzystywania tego typu rozwiązań.
Inny przykład to możliwość monitorowania rozlewisk powodziowych. Jesteśmy w stanie co dwa, trzy dni wykonywać mapy rozlewisk, mapować wystąpienie rzek z ich koryt i zalanie określonych terenów. Nie chodzi tu o wykorzystywanie takich map tylko w celach doraźnych, ratowniczych, ani nawet o udowadnianie firmie ubezpieczeniowej, że faktycznie wystąpiła dana szkoda.
Oczywiście to też jest istotne. Ale równie ważne jest to, że nasze techniki pozwalają analizować regularność występowania danych zagrożeń w czasie na danym terenie. Są to więc w istocie mapy ryzyka ubezpieczeniowego związanego z możliwością wystąpienia danego zjawiska.
Podobnie jak mapy ryzyka powodziowego można tworzyć mapy ryzyka pożarowego. Mapy takie będą pokazywały zwiększoną podatność na rozwijanie i szybkie rozprzestrzenianie się pożarów w lasach i terenach zielonych. Według mojej wiedzy sektor ubezpieczeniowy w Polsce jeszcze nie stosuje tego typu rozwiązań.
Mówił Pan o wykorzystanie satelitów przez branżę ubezpieczeniową, a co z dronami?
Do niektórych zastosowań drony mogą być nawet bardziej atrakcyjne od technik satelitarnych. Urządzenia te najczęściej są wykorzystywane do rejestrowania rzeczywistości w postaci obrazu wideo. Nie jest to jednak najwygodniejsza forma korzystania z dronów.
Oczywiście dzięki obrazowi można się dowiedzieć jak wyglądał dach, który został zniszczony, czy faktycznie istniał, w jakim był stanie – może jeszcze przed zniszczeniem był zniszczony, źle konserwowany.
Dane z drona są najwygodniejsze w użyciu kiedy wykonujemy mapę albo model 3D. Dzięki temu bardzo szybko i wygodnie przegląda się istotne dla ubezpieczyciela szczegóły. Na podstawie danych zebranych przez drony można tworzyć modele 3D dla większych obszarów i bardzo szybko oceniać skalę zniszczeń.
Zobrazowania zbierane jeszcze przed wystąpieniem różnych zdarzeń mogą stanowić dane referencyjne. Po wystąpieniu zjawisk powodujących zniszczenia operatorzy dronów mogą w bardzo szybkim czasie wykonać mapy obszarów dotkniętych. Takie informacje mogą być zbierane wspólnie dla wielu instytucji: dla służb ratowniczych, dla zarządzania kryzysowego i także dla ubezpieczycieli.
Może to być również sposób na szybszą i lepszą ocenę zniszczeń przez ubezpieczycieli. Można stwierdzić, że samo ustalenie szkody będzie znacznie tańsze niż w tej chwili. Nie wymaga zaangażowania takiej jak obecnie liczby ludzi, nie zabiera tak dużo czasu.
Jednocześnie być może to szansa na uproszenie procesu weryfikacji szkód. Być może akceptowalne byłoby też uogólnianie oceny zniszczeń.
Na podstawie informacji zbieranych przez drony można ustalić czy roszczenie dla określonego obszaru jest prawdopodobnie uzasadnione – bo nawet jeśli drony „nie widziały” konkretnego obiektu, to posiadając obrazy sąsiednie można wnioskować o skali zniszczeń dla całego interesującego ubezpieczyciela rejonu.
Czy ubezpieczyciele powinni tworzyć własne floty dronów?
To nie jest potrzebne. Floty dronów już są. Znajdują się one w rękach prywatnych operatorów. Najrozsądniejszym rozwiązaniem jest wynajmowanie tych firm do wykonania określonych usług.
Jeśli będzie takie zainteresowanie, operatorzy dronów mogą wykonywać naloty, z których dane będą zbierane w jednej dużej bazie danych dostępnej dla ubezpieczycieli.
Podczas panelu poświęconego nowych technologiom zachęcał Pan branżę ubezpieczeniową aby sformułowała pod adresem firm z sektora kosmicznego i dronowego szereg zadań do rozwiązania. Może Pan podać więcej szczegółów na ten temat?
Wyobrażam sobie, że branża określa kilka istotnych ze swojego punktu widzenia problemów do rozwiązania. Następnie, na przykład za pośrednictwem Polskiej Izby Ubezpieczeń, ogłasza konkurs na rozwiązanie tych problemów. Naukowcy i innowatorzy postawieni przed konkretnym wyzwaniem pracują dużo efektywniej. Takim wyzwaniem mogą być zadania postawione w konkursie.
Do konkursu ogłoszonego przez PIU mogłyby przystąpić firmy technologiczne, naukowcy, studenci zajmujący się techniką satelitarną i dronami.
Na podobnej zasadzie biznes współpracuje z naukowcami w Stanach Zjednoczonych, tego typu konkursy ogłasza Komisja Europejska, agencje kosmiczne. Ukierunkowują one innowacyjność, kreatywność, chęć tworzenia czegoś nowego na rozwiązywanie rzeczywistych problemów.
Sądzę, że po sześciu miesiącach sektor ubezpieczeniowy mógłby otrzymać bardzo ciekawe i konkretne propozycje wykorzystania nowoczesnych technologii dla swoich potrzeb.