Do roku 2030 Niemcy chcą o połowę zmniejszyć marnotrawstwo żywności
Marnotrawstwo żywności to zjawisko powszechne w sytym świecie i bardzo wstydliwe. Miliony ton mięsa, chleba, owoców, warzyw trafiają do śmietnika w jednych krajach, podczas gdy gdzie indziej ludzie głodują. Takie wyrzucanie to też kolosalne obciążenie dla środowiska, no i trwonienie surowców. Niemcy chcą temu przeciwdziałać, na razie apelując, wskazując, przekonując.
Strategia rządu
Pod koniec lutego rząd przyjął strategię działań, którą przygotowała ministerka ds. wyżywienia i rolnictwa Julia Klöckner. Chce ona nawiązać współpracę z sieciami handlowymi, zrzeszeniami, naukowcami, przygotowywać materiały informacyjne o towarach, sposobach dostawy, trwałości produktów itp.
Zamierza uwrażliwiać zwłaszcza młodych ludzi i młode rodziny na kwestię marnotrawstwa. Zabiegać o przygotowywanie właściwych porcji w restauracjach, a także o większą akceptację dla wynoszenia niedojedzonego posiłku przez klientów. Chciałaby do roku 2030 zmniejszyć ilość wyrzucanego jedzenia przynajmniej o połowę.
15 mln ton żywności na śmietniku
Jest o co powalczyć, bo dane są przerażające. Oto co sekundę w śmietniku ląduje w Niemczech 313 kg produktów nadających się do spożycia. Przez rok ten los spotyka 11-15 milionów ton żywności, a odpowiadają za to wszyscy szeroko pojęci konsumenci czyli przemysł, handel, duże placówki żywienia, a także gospodarstwa domowe. Te ostatnie wyrzucają 6,7 mln ton jadła.
Przeciętny Niemiec marnuje w roku 55 kg żywności
Niepokoi fakt, że część wyrzucanego przez ludzi jedzenia, a konkretnie 47 proc., dawałaby się jeszcze skonsumować. Skrupulatnie wyliczyli to eksperci z Federalnego Ministerstwa ds. Wyżywienia i Rolnictwa (Bundesministerium für Ernährung und Landwirtschaft).
Całość marnotrawionych w Niemczech produktów ma wartość co najmniej 21 miliardów euro, przy czym straty można ująć jeszcze inaczej: do wyprodukowania czyli wyhodowania tego, co trafia do śmietników, trzeba by powierzchni rolnej wielkości 2,6 mln hektarów. Czyli, jak to obrazowo ujęto, „niepotrzebnie” uprawiano by pole wielkości Meklemburgii-Pomorza Przedniego.
Według ekspertyzy, jaką na zlecenie ministerstwa przeprowadziło Stowarzyszenie Badań Konsumenckich (Gesellschaft für Konsumforschung – GfK), w gospodarstwach domowych wyrzuca się najwięcej owoców i warzyw, potem chleba i wypieków. Jedna osoba marnuje 55 kilogramów pożywienia rocznie. Do kosza idą także już przygotowane posiłki i nawet sami uczestnicy ankiety przeprowadzonej przez GfK przyznają, że połowy jedzenia mogliby nie wyrzucać.
Daruj, nie wyrzucaj
W Niemczech istnieją tradycje dożywiania potrzebujących, a największą sieć stanowi tu organizacja dobra publicznego „Tafeln Deutschland”, która ma 940 placówek w całym kraju. „Tafeln” można przetłumaczyć jako „zastawiony stół”, przy którym zasiadają bezdomni czy inni potrzebujący, by najeść się do syta.
Działalność ta opiera się na dobrowolności, darowiznach i społecznym zaangażowaniu lokalnych aktywistów, a zwłaszcza aktywistek. Ludzie ci przygotowują posiłki m.in. z produktów, które w przeciwnym wypadku wylądowałyby w śmietniku.
Pomysłowi Niemcy
Pojawiły się też pojedyncze inicjatywy zapobiegania marnotrawstwu. Oto sieć supermarketów z Monachium i okolic Amper-Einkaufszentrum (AEZ) w swych dziesięciu placówkach wykłada przy kasach do bezpłatnego wzięcia te produkty, których ważność wkrótce upływa. Interes najwyraźniej się wszystkim opłaca.
Jak twierdzi dyrektor sieci Udo Klotz, normalne obroty nie spadły, ponieważ klienci też kupują produkty, nie ograniczając się do brania darmowych. O jedną trzecią spadły też koszty wywożenia odpadów. Poza tym ogromna jest korzyść wizerunkowa. A to rzecz niebagatelna.
Na inny pomysł wpadł Raphael Fellmer. W Berlinie założył supermarket SirPlus, który za koszty transportu ściąga od 500 partnerów w Niemczech jedzenie bliskie przeterminowania; lub przeterminowane, ale „zjadliwe”.
Jego ludzie badają towar organoleptycznie i jeśli się nadaje, biorą. Produkty tanio można potem kupić w placówce berlińskiej, albo w sklepie internetowym, albo w specjalnych sklepach na terenie kraju. Ten interes też się opłaca, nawet jeśli kokosów nie przynosi.
Niemcy, jak widać, chcą się wyrwać z zaklętego kręgu marnotrawstwa sytych. Stawiają na tradycję dożywiania głodnych, ale i na pomysłowość, edukację i odpowiedzialność. Lepiej kupić mniej i wszystko zjeść i nie zrażać się plamką na jabłku. Ziemia podziękuje.