Mądry czy sprytny – oto jest pytanie…
Inteligenci pilnie poszukiwani? Kiedyś pewnie tak, dziś zdecydowanie rzadziej. Ważniejsze stały się inne kryteria doboru.
Nikomu nie trzeba udowadniać, że lepiej być młodym, pięknym i bogatym niż starym, brzydkim i na dodatek ubogim. W tym przypadku problemu z wyborem nie ma. Podobnie powinno być – tak przynajmniej jeszcze do niedawna mi się wydawało – z wyborem pomiędzy cwaniactwem a uczciwością. Okazuje się jednak, że nie do końca. Wielu bowiem dążących do sukcesu zaczyna coraz częściej mieć dylemat – skoro nie docenia się umiejętności, może lepiej podeprzeć się sprytem. „W końcu stanowisko się liczy, bo daje i prestiż i pieniądze” – dumają.
I tak na naszych oczach spełniają się słowa Sándora Márai (jednego z najwybitniejszych dwudziestowiecznych pisarzy węgierskich, autora licznych powieści, esejów, felietonów, sztuk teatralnych oraz poezji): Istnieją mądrzy ludzie, którzy nie są zdolni. Istnieją też ludzie zdolni, którzy nie są mądrzy. I oprócz nich istnieją całe tłumy ludzi niezdolnych i niemądrych, ale sprytnych i wygadanych. I często oni zwyciężają.
Jak jednak żyć w świecie, który oni proponują, w którym nie tyle liczy się fachowość co „bycie swoim”? Bo swój swojemu zginąć nie da. O czym rozmawiać, gdy wokół pełno chwalipiętów i lizusów? I tylko hymny pochwalne o tym, którego akurat chwalić trzeba słychać? A prawda w ciemnym kącie zakneblowana siedzi. Jedynym wyjściem będzie chyba posłuchać Érica-Emmanuela Schmitta, który stwierdził: Jeżeli będę zajmował się tym, co myślą głupcy, nie będę miał czasu na to, o czym myślą ludzie inteligentni.