Wśród Nocnej Ciszy…
Od lat w porze, kiedy na niebie rozbłyska pierwsza gwiazda, w ten najważniejszy wieczór w roku, sięgałem po telefon i w momencie, kiedy w słuchawce odzywał się głos mego Ojca intonowałem, a On podejmował, kolędę rozpoczynającą się od słów, które posłużyły za tytuł dzisiejszego bloga. Od paru już lat śpiewam ją sam, ale nieodmiennie słyszę czysty i mocny głos Taty.
Prowadzi mnie przez życie, mimo, ze już nie możemy przełamać się opłatkiem. W przededniu Wigilii życzę wszystkim, by pamiętali o pustym nakryciu dla wędrowca, by przy wspólnym stole nie zabrakło nikogo z tych, których kochacie, wreszcie by tego dnia-wieczoru, nikt nie był samotny, jakże często bowiem na co dzień pozostajemy samotni wśród ludzi za to z naszymi problemami.
Ktoś powiedział, ze wartość człowieka liczymy liczbą Jego wrogów. Niech na ten jeden wieczór wrogowie staną się przyjaciółmi, lub choćby neutralnie nastawionymi obserwatorami. Wybaczcie osobisty ton, ale w Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy nasi bracia mniejsi mówią ludzkim głosem, taka formuła wydaje się uprawniona.
Proza życia i tak dopadnie nas wszystkich nazajutrz po Świętach, których magii i wspólnego przeżywania potrzebujemy przecież jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi bezpiecznymi w ramionach naszych Rodziców.