Nie bójmy się
Powiadają, że miłość niejedno ma imię. Może to i prawda, a może jeno pragnienie, by była i w nas, i wokół. By czuć ją i postrzegać; i przestać się jej wstydzić. Bo będą zaprzeczać, że może być ważna, że przecież jadła nie da i napitku; ani nie odzieje, w zimno nie ogrzeje, w gorąc nie ochłodzi. - Nie, miłość nie jest wszystkim: to nie pokarm, napój, nie sześć godzin snu w nocy i nie dach nad głową, nie koło ratunkowe, którego się łapią tonący, wynurzając się i znowu niknąc - rzekła onegdaj Edna St. Vincent Millay. - Nie jest tchem zaczerpniętym w duszące się płuca, tlenem dla krwi czy gipsem dla pękniętej kości. A jednak wciąż - w tej chwili także - ktoś się rzuca w objęcia śmierci, woląc ją niż brak miłości.
W jej przypadku nie sprawdzi się rada „szukajcie, a znajdziecie”. Bo miłości – jak stwierdził ks. Jan Twardowski – się nie szuka, jest albo jej nie ma. I nieważne, że czasem ciąży u szyi niczym młyńskie koło. – W tym cholernym życiu potrzebna jest miłość, która męczy, dusi i zabija… bez niej jest wielka pustka – powiadał Jim Morrison. A na dodatek nie ma pustki tej czym zapełnić. I siły na zapełnienie się nie ma, i chęci.
Najpiękniejsze w miłości jest to, że staje się śmiercią – śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z dziewczyną za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna – napisał Jonathan Carroll.
Świat boi się jej, ucieka przed nią, nie chce, by się spełniła. Ale czy można się temu dziwić? Jaki z niej może mieć pożytek? Wszak zapytała Wisława Szymborska:
Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne, co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?
No właśnie, co? Dlatego pewnie śmieje się z marzeń. A my, głupi, dusimy je w sobie. I nie chcemy pamiętać, że – jak podkreśla Paulo Coelho – tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką. Nie bójmy się…
(Karolinie i Tym Dwojgu, co ostatnio wręczyli mnie i Izie zaproszenie na ślub – dedykuję)