Zagranica. Gospodarka: Wyścig o przywództwo wygrać mogą Chińczycy
Panie profesorze, czy przy dwóch wizjach przywództwa, czyli chińskiej i amerykańskiej, oraz słabości Europy jest jeszcze miejsce dla naszego kontynentu jako ważnego światowego gracza?
– Bardzo podobne pytanie od dziennikarza otrzymał kiedyś Xi Jinping, prezydent Chin.
I co odpowiedział?
– Stwierdził, że o przyszłości świata będą decydować Stany Zjednoczone i Chiny.
W tej kolejności?
– Przede wszystkim Chiny i Stany Zjednoczone, natomiast po chwili przerwy dodał, że Europa również, ale pod warunkiem, że będzie zjednoczona, czyli że nie zdezintegruje się.
Tymczasem w tej chwili w UE mamy bardzo silne procesy dezintegracyjne, różnego rodzaju napięcia…
– Tak i to, rzecz jasna, utrudnia przyjęcie Unii spójnego stanowiska, które byłoby podzielane przez wszystkie państwa członkowskie. Ten fakt jest oczywiście przeszkodą dla Europy, żeby zrealizować marzenia dotyczące tego, że to nasz kontynent będzie decydował o przyszłym ładzie światowym.
Ale poza sporami politycznymi, choćby związanymi z brexitem, o współczesnym świecie decyduje dzisiaj ekonomia, geoekonomia – a w tym obszarze, patrząc na Chiny, to nasza Europa pozostaje mocno w tyle. Na przykład kiedyś samochody ze Starego Kontynentu dominowały na rynku chińskim, a dziś to auta z Chin dominują na świecie…
– O przewadze na rynkach globalnych decyduje kilka czynników, między innymi posiadanie unikalnej w stosunku do konkurencji technologii, oddziaływanie na własność, czyli dostępność finansowania, czy wreszcie kontrolowanie różnych etapów produkcji. Jak się wydaje, chińskie władze potrafią w tej chwili wpływać u siebie na wszystkie te elementy.
Co to znaczy?
– Coraz częściej dysponują unikalnymi technologiami, która wyprzedzają rozwiązania europejskie czy amerykańskie. Do tego potrafią kontrolować własność, ponieważ tam są głównie przedsiębiorstwa państwowe, nad którymi partia, czyli państwo, w ten czy w inny sposób sprawuje pieczę, a dzięki temu może sterować w lepszy sposób czy to rynkiem wewnętrznym, czy rywalizacją globalną.
Chińczycy potrafią monopolizować, na różnych etapach, łańcuchy produkcji – i to w wielu różnych segmentach, ważnych z punktu widzenia tworzenia produktów o średniej lub zaawansowanej technice. A do tego mają bardzo duże możliwości finansowe, ponieważ posiadają nadwyżki eksportowe, duże rezerwy walutowe, mają banki państwowe, które w sposób preferencyjny finansują inwestycje chińskich przedsiębiorstw.
Co im to daje?
– Przewagę w choćby takiej sytuacji, jaką mamy teraz w strefie euro, gdzie słabną inwestycje publiczne i prywatne ze względu na niepewność rynkową związaną z możliwością wystąpienia recesji. Chińczycy w takiej sytuacji wkraczają do akcji i zwiększają inwestycje publiczne. I to powoduje, że osiągają przewagę, wykorzystują kryzys nie tylko po to, żeby z niego wyjść, ale przy okazji wyprzedzić rywali.
Czy to oznacza, że nam Europejczykom – w perspektywie kilkudziesięciu lat – przyjdzie być biernymi konsumentami, czy jednak jeszcze będzie można coś zrobić, żeby dołączyć, jak równy z równym, do starcia gigantów USA – Chiny?
– Jest taki pomysł, szczególnie po stronie Francji i Niemiec, żeby polityka Unii Europejskiej sprzyjała kreowaniu, jak to nazwano, „championów europejskich”. Oczywiście pomysłodawcy mają na myśli szczególnie firmy francuskie oraz niemieckie lub ponadnarodowe korporacje stworzone pomiędzy tymi dwoma państwami. To one miałyby podjąć rywalizację o pozycję na rynkach globalnych z największymi korporacjami chińskimi. A poza tym taka współpraca dawałaby ochronę rynku europejskiego przed, jak to nazywają twórcy tej idei, nieuczciwą konkurencją innych przedsiębiorstw. Choć nikt nie mówi tego wprost, to oczywiście wiadomo, że chodzi o ochronę przed różnymi praktykami tak zwanego kapitalizmu państwowego, w którym wyspecjalizowały się Chiny. Tam firmy wykorzystują pomoc państwa, dostają ogromne zastrzyki finansowe po to, żeby na przykład, stosując ceny dumpingowe, zdobywać nowe rynki, w tym oczywiście również rynki europejskie. Właśnie dlatego politycy francuscy oraz niemieccy, ale także niektórzy inni członkowie UE, chcą, żeby coraz bardziej chronić rynek wewnętrzny Unii oraz europejskie firmy przed nieuczciwą konkurencją ze strony Chin.
Pozostaje tylko pytanie, czy ich pomysły wejdą w życie, a przecież długa jest droga od pomysłu do realizacji, i czy uda się w ten sposób wzmocnić Europę w rywalizacji z Chinami
Czy nie jest tak, że Chińczycy już przejrzeli ten pomysł i nawet wspierają tę ideę, aby postawić Europę także w kontrze do Stanów Zjednoczonych? Oni przecież walczą na dwa fronty – z jednej strony z Europą, ale z drugiej z USA – i potrzebna im pomoc. Stąd poparcie dla tego typu pomysłów ze strony Chin…
– Oczywiście Chińczycy są znani z tego, że bardzo zręcznie potrafią obchodzić różnego rodzaju przeszkody. Są niczym woda, która nie zawsze szybko, ale za to nieustająco, drąży skałę i zawsze znajduje jakąś szczelinę, żeby w końcu mieć ujście. I Chińczycy, stosując tę metodę, bardzo często wygrywają. Machina polityczna czy biurokratyczna w Europie jest dużo wolniejsza niż sposób dostosowywania się władz Państwa Środka do nowych sytuacji.
Natomiast jeśli mówimy o chińskich czy amerykańskich inwestycjach na Starym Kontynencie, to zdecydowanie inwestycje amerykańskie przeważają, chińskie w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat maleją.
Dlaczego tak się dzieje?
– Z kilku powodów, jednym z nich jest to, że Europejczycy bardziej kontrolują chińskie inwestycje – czy przypadkiem nie są wykupowane przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu z punktu widzenia sektora gospodarki lub technologii. Dzieje się tak, ponieważ mimo wszystko Europejczycy mają więcej zaufania do Amerykanów, chociaż z nimi również rywalizujemy. Airbus od wielu lat ściga się przecież z Boeingiem, koncerny zbrojeniowe z Europy rywalizują z koncernami amerykańskimi. Jednak, jak dotąd, nikt w Europie nie sprawdza tak skrzętnie nowych inwestycji amerykańskich, jak sprawdzane są inwestycje chińskie
Panie profesorze, czy za 10 lat globalną super potęgą będą Chiny czy USA?
– Trudno przewidywać, ale jeżeli popatrzymy na długie trendy, czyli to, co się działo w ciągu ostatnich 40 lat, to okaże się, że Chińczycy w porównaniu z resztą świata błyskawicznie idą do przodu i doganiają, a w niektórych kryteriach nawet przeganiają Stany Zjednoczone. USA mają, pomimo wszystkich różnorodnych zalet ich gospodarki, różne strukturalne problemy, z którymi borykają się od wielu lat. Porównanie trendów historycznych wypada na korzyść Chińczyków, a niekorzyść Zachodu, przede wszystkim USA, ale także i Europy. Tym bardziej że Zachód się dzieli. Na naszych oczach słabną więzi transatlantyckie, pojawia się coraz więcej sporów między nami, w efekcie osłabia to zarówno Amerykanów, jak i Europę.