Zabójczy kult gamonia
Organizatorzy tegorocznej edycji konferencji "Nowoczesny Samorząd. Zarządzanie i Finanse" zapewnili wszystkim uczestnikom przepyszną niespodziankę. Obok specjalistów od finansowania dłużnego, kapitałowego, partnerstwa publiczno-prywatnego i absorpcji środków unijnych wystąpił ekspert od tej grupy aktywów, "których ani mól, ani rdza nie zniszczy, ani też złodzieje nie skradną". Prelekcja ojca Pawła Krupy przypomniała słuchaczom, że owe zasoby odporne są również na kryzysy gospodarcze, wahania kursów walut i giełdowe bańki. Że w tak modnych dziedzinach jak dialog lepiej niekiedy posłuchać tych, którzy zajmują się tą dziedziną od ośmiu stuleci, zamiast marnować czas i pieniądze na wynurzenia modnie ubranego coacha z dyplomami kilkunastu nazywających się z angielska, acz nikomu nic nie mówiących "instytutów". Wreszcie - że w rozwiązywaniu rozmaitych problemów, również natury biznesowej, głos syna cieśli z Nazaretu może okazać się decydujący...
Ów powrót do źródeł – czyli do autentycznego brzmienia Słowa Bożego, interpretowanego – jak to miało miejsce podczas samorządowej konferencji – przez osoby kompetentne i fachowe, potrzebny jest nam wszystkim. Jakże często bowiem zdarza się nam mieszać prawdziwą treść Dobrej Nowiny z własną „radosną twórczością” tudzież obiegowymi frazesami, którym do nauki Chrystusowej równie blisko jak… pięści do nosa. I nie chodzi tu tylko o buńczuczne pokrzykiwania narodowców; stokroć gorszy jest ten fałsz i przekłamanie, który nie wzbudza społecznego oporu. Efektem takiej, panoszącej się nad Wisłą fałszywej wizji uczciwości i odpowiedzialności urzędnika publicznego jest chociażby rozbisurmaniona biurokracja. Jeżeli o szkodliwych procedurach podczas wspomnianego forum mówili jednym głosem przedstawiciel Kancelarii Prezydenta, szef sejmowej komisji zajmującej się problematyką samorządu terytorialnego, prezes Związku Banków Polskich i praktycznie wszyscy eksperci – to chyba coś naprawdę jest na rzeczy. Oczywiście, można próbować zrzucać odpowiedzialność na Unię Europejską i jej wszędobylskie procedury, będzie to jednakże tylko część prawdy. Uczestnicy „Nowoczesnego Samorządu” byli bowiem zaskakująco zgodni co do jednego: że to właśnie nad Wisłą biurokratyczny brukselski smok ma szansę rozwinąć skrzydła tak, jak w żadnym innym kraju Wspólnoty. Że polski model absorpcji środków unijnych odbiega in minus nawet od standardów stosowanych u naszych południowych sąsiadów, o krajach „starej” Unii nawet nie wspominając.
Dlaczego tak się dzieje? Gdzieś na przestrzeni dziejów pomyliły nam się tak uniwersalne pojęcia jak rzetelność czy uczciwość. W efekcie za jedyną przesłankę cudzej uczciwości uznajemy brak skłonności do defraudacji cudzego mienia, pomijając wszystkie inne aspekty, które w sumie składają się na postawę „bycia uczciwym”. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jakże prasa, informując o zmarnowanych bezpowrotnie pieniądzach, czy to na szczeblu centralnym, czy najniższym samorządowym, uspokaja czytelników informacją, iż „straty na szczęście nie były wynikiem wyłudzenia, a powstały w wyniku niegospodarności decydentów” – jakby fakt, iż nasze wspólne pieniądze zmarnowała bez reszty banda dyletantów, mógł kogokolwiek napawać optymizmem. Ile razy gotowi jesteśmy wybierać na najprzeróżniejsze stanowiska osoby mierne, bez talentu menedżerskiego, w zasadzie niezdolne do samodzielnego zarządzania kioskiem z gazetami, nie mówiąc nawet o jednostce samorządu terytorialnego czy wręcz państwie – jako koronny argument za wrzuconym do urny głosem przytaczając fakt, że „przecież to człowiek na wskroś uczciwy”…
Otóż – nic z tych rzeczy. Po pierwsze, trudno uznawać za wzór uczciwości człowieka, który – będąc faktycznie nieskorym do przywłaszczania sobie cudzego mienia – nie ma wszakże nic przeciwko nadużywaniu zaufania bliźnich, podejmując się piastowania stanowiska, do którego nie ma elementarnych predyspozycji. Nawet jednak jeśli upieralibyśmy się przy takiej moralnej klasyfikacji przytoczonych postaw, pamiętać musimy o jednym: na odpowiedzialnym stanowisku każdy robi to, co wychodzi mu najlepiej. Co zrobi gnuśny strachajło bez perspektyw w sytuacji, kiedy przyjdzie mu podjąć kontrowersyjną decyzję, której skutkiem – pomimo chwilowej niepopularności – może być stokrotny sukces? Odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista. Znacznie gorszy będzie rezultat spotkania wspomnianego asekuranta i gamonia, z woli ludu obdarzonego władzą, z kreatywnym i innowacyjnym przedstawicielem biznesu, dla którego wyzwania nie stanowią sygnału do chowania głowy w piasek, a znienawidzone przez urzędników „luki prawne” postrzegane są jako szanse do biznesowej ekspansji. Jaki może być efekt takiego starcia – o tym dowiedzieć się możemy chociażby z Wikipedii, wpisując hasło „Roman Kluska”. Sęk w tym, że kiedy sprawa staje się zbyt głośna, jak to miało miejsce we wspomnianym przypadku – wówczas gnuśny urzędnik traci nagle poparcie tych, którzy właśnie z uwagi na jego „nieposzlakowaną opinię” i „kryształową uczciwość” wynieśli go na stanowisko. Niczym w Kabarecie Olgi Lipińskiej:
„A nas przy tym nigdy nie było,
Wianki dziewicze na naszej skroni,
To przecież tylko kilka osób robiło,
To oni, oni, ONI!!!”
Po czym – gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz- całe towarzystwo ochoczo wybiera kolejnego gamonia o „nieposzlakowanej opinii”. Ot, logika.
Szczególnie niepokojący jest fakt uwielbienia dla owej osobistej formy „krystalicznej uczciwości” w środowiskach skłonnych repolonizować wszystko co się rusza. Osobom tym dedykować można aforyzm Jacka Tramiela, lidera firm Commodore i Atari, który na biznesie znał się jak mało kto: „Biznes to wojna”. I tak jest w istocie – wyścig zbrojeń wciąż trwa, a nowe rodzaje broni są w stanie wywołać niepokój nawet w środowiskach starych i doświadczonych weteranów. Przykładem z ostatnich miesięcy jest choćby ekspansja branży fintech, która przypomniała tradycyjnemu sektorowi finansowemu prawdziwe znaczenie pojęcia „walka konkurencyjna”. Godzi się zapytać: jakie szanse wygrania z globalnymi tygrysami będą miały polskie firmy, jeśli pokaźna część ich potencjału będzie musiała iść na przemaganie oporu „na wskroś uczciwych” urzędników, którzy w każdej uldze podatkowej widzieć będą li tylko godne potępienia cwaniactwo?
Jeśli kogoś nie przekonują zdroworozsądkowe argumenty w tym zakresie – powinien przypomnieć sobie, jaki stosunek do „krystalicznie uczciwych” gamoni miał Chrystus Pan. – „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” – te słowa, wbrew często spotykanym opiniom, nie są dedykowane wyłącznie nieskorym do nauki uczniom. To przesłanie dla wszystkich, którzy podejmują się określonych zadań – w szczególności tych, od których zależy poziom egzystencji innych ludzi. Ale to również wezwanie do nas wszystkich: by nie podbijać bębenka poczciwym miernotom, nie usprawiedliwiać ich braku kompetencji wyimaginowaną uczciwością. Niszczycielski kult gamonia, postrzeganego jako ostoja cnót wszelakich, musi się wreszcie raz na zawsze skończyć. Potrzeba nam liderów- nie maruderów.