Włosi i rynki finansowe czekają na plan budżetu na 2019 rok
Poważne podejrzenia, że faktycznie, jak twierdzą największe agencje ratingowe, Włochy są drugim co do zadłużenia krajem w Europie, a także obawy, że rządzący obecnie tym krajem „populiści” zechcą zrealizować swoje obietnice wyborcze, a być może nawet doprowadzą do tzw. Italexitu, sprawiły, że sytuacja finansowa kraju zrobiła się bardzo niewesoła.
Inwestorzy uciekają od włoskich obligacji
Dowodem na to był niepohamowany wzrost spreadu, czyli różnicy kursu sprzedaży i kupna papierów wartościowych pomiędzy Włochami (BTP) i Niemcami (Bund), a także ucieczka od włoskich obligacji zagranicznych inwestorów, którzy obawiają się recesji nad Tybrem i nowego kryzysu.
W ciągu zaledwie dwóch miesięcy wyzbyli się oni obligacji o wartości 72 miliardów euro. W ich rękach, jak poinformował bank centralny Włoch, było w końcu maja br. 32,6% zadłużenia państwa. Sytuację ratowały banki krajowe.
Zdaniem ekspertów, mechanizm ten oznacza zbliżanie się poważnego kryzysu. Kredytobiorcy i prywatni przedsiębiorcy mogą spodziewać się wzrostu kosztów pieniądza.
Przejmowanie przez krajowy system bankowy coraz większych kwot zadłużenia publicznego to także uzależnienie go od sytuacji finansów publicznych. To też nie wróży niczego dobrego.
Minister skarbu próbuje uspokoić rynek
Na straży finansów stoi obecnie minister skarbu Giovanni Tria, ekonomista z Uniwersytetu Roma Tre w stolicy. Nie ma dnia, by media nie spekulowały na temat jego rezygnacji, ponieważ wydaje się on być jedynym głosem rozsądku w rządzie „populistów”, gotowych pogrążyć kraj w kryzysie, byleby tylko postawić na swoim, dokonując reform zapowiadanych w kampanii wyborczej.
Nawet w czasie niedawnej wizyty w Chinach profesor Tria był myślami we Włoszech, a bardziej jeszcze w Brukseli. Będąc jeszcze w Azji zapewnił uroczyście, że „Włochy nie są chorym człowiekiem Europy”, rząd zaś, którego jest członkiem „wiele razy powtarzał, że dostosuje się do reguł budżetowych”, co udowodni w przygotowywanym aktualnie szkicu ustawy budżetowej na 2019 rok. Szkic ten powinien być gotowy na 27 września.
Minister przyznał, iż opinia o Italii za granicą jest fatalna. Stwierdził jednak: „Nasz kraj w żadnej mierze nie jest krajem niefrasobliwych finansów, przyczynił się do udzielenia pomocy Grecji, Hiszpanii i Irlandii, sam jednocześnie o nic nie prosząc”. Zagwarantował, że relacja długu publicznego do PKB nie przekroczy we Włoszech dozwolonego progu 1,6%.
Na uwagę, że na ostatniej aukcji włoskie obligacje sprzedawano z obietnicą zysków około trzech procent, czego nie notowano od 2014 roku, minister Tria zapewnił, że nastroje zmienią się, gdy znane będą liczby, które znajdą się w szkicu ustawy budżetowej. „Wtedy inwestorzy zagraniczni zrozumieją, że zrobili doskonały interes”. Czytaj także: Włochy bardziej niebezpieczne od Turcji?
Nie da się zrealizować obietnic wyborczych
Narodzinom tego dokumentu towarzyszy niemałe napięcie i chwilami w powietrzu wisi nawet kryzys rządowy, nie mówiąc już o dymisji ministra finansów. Bierze się to stąd, że koalicja tworząca rząd za wszelką cenę chciałaby już w przyszłym roku zrealizować obietnice, składane w kampanii wyborczej.
Sytuacja jest jednak niepomyślna i jak konstatują obserwatorzy, rządzący będą musieli zrezygnować z planowanych stu miliardów euro na realizację obietnic wyborczych. Tych pieniędzy po prostu nie ma.
Chodzi przede wszystkim o trzy inicjatywy: wprowadzenie tzw. podstawowego dochodu obywatelskiego, który był najsilniejszym atutem Ruchu 5 Gwiazd, reformę systemu podatkowego, polegająca na wprowadzeniu podatku liniowego, z czego nie zamierza rezygnować Liga oraz reformę systemu emerytalnego, leżącą jak się wydaje na sercu obu koalicjantom.
Obowiązująca ponad półtora procentowa relacja między deficytem i PKB na niewiele im pozwala. Do dyspozycji będzie tylko dwanaście miliardów euro. Gdyby chciano wydać więcej potrzebna by była podwyżka VAT z 22 do 25 procent.
Na wprowadzenie dwóch progów podatkowych 15 i 20 procent (do 50 tysięcy euro rocznie dochodów i powyżej tej kwoty) rząd ma w tej chwili tylko cztery miliardy euro, a na inkluzywny dochód obywatelski 10 miliardów.
Dochód obywatelski przeznaczony dla najbiedniejszych objął by w tej sytuacji, nie jak zamierzano 2,8 milionów najuboższych rodzin (8 milionów osób), a tylko 1,75 mln rodzin (czyli 5 milionów osób).
Zapotrzebowanie na realizację obietnic wyborczych wynosi zatem, w zależności od partii, od 23 do 28,3 miliardów euro.