WIG20 w drodze do 2400 punktów

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

gielda.09.250xTrwająca od trzech sesji zwyżka indeksu największych spółek narobiła bykom apetytu. Jednak by go zaspokoić, muszą zdobyć się na wysiłek przepchnięcia WIG20 powyżej 2400 punktów i utrzymania go powyżej tego poziomu nieco dłużej, by przygotować się do kolejnej szarży. Dziś, dzięki kolejnej dobrej sesji za oceanem, warunki do ataku powinny być sprzyjające.

Zachowanie wskaźnika naszych blue chips sugeruje, że być może nasz rynek najgorsze ma już na razie za sobą. WIG20 zaliczył 300 punktową korektę, oznaczającą spadek o 11 proc., więc trudno się dziwić, że byki wreszcie się otrząsnęły i wzięły za obronę swoich racji. Obrona zaczęła się w miniony piątek od nieśmiałej i mocno selektywnej zwyżki największych spółek. Pod względem jej skali wyróżniały się wówczas rosnące o ponad 2 proc. akcje Pekao, pod względem obrotów, zwyżkujące o skromne 0,8 proc. walory PKO. Z tego punktu widzenia trudno uznać za przypadek, że papiery obu tych banków były liderami wczorajszej sesji, rosnąc po 2,5-3 proc. A jeśli dodamy do tego niemal równie dynamiczny ruch na walorach mBanku i Banku Handlowego, mamy jasność, kto i co stoi za odreagowaniem niedawnych spadków. Niestety, sądząc po zachowaniu papierów Pekao na końcowym fixingu, czyli zejściu z 3 proc. zwyżki na 0,3 proc. spadek, nie mamy jasności, jak ten bankowy rajd się skończy.

Z jednej strony jest więc coraz silniejsza nadzieja na przynajmniej śmielsze odreagowanie, z drugiej zaś strony narastająca obawa, czy byki nie rozbiją się o wspomniany poziom. Sytuacja jest w przypadku większości wiodących spółek jest wciąż tak chwiejna i dynamiczna, że na jej wyjaśnienie trzeba jeszcze trochę poczekać. W poniedziałek wydawało się, że do gry o zwyżkę wchodzą też mocno ostatnio przecenione spółki surowcowe i energetyczne, ale w ich przypadku zapał popytu na razie okazał się niezbyt trwały, a zmienność nastrojów widać bardzo dobrze choćby na papierach PGNiG, w przypadku których rynek płynnie przechodzi od 3 proc. spadków do 3 proc. zwyżek. Mniej odpornym nerwowo graczom można radzić pozostanie z boku, nim kierunek ruchu się wyklaruje.

Podwyższona zmienność, zarówno co do skali, jak i kierunku zmian, nie jest ostatnio tylko naszą specjalnością. Podobnie silne wahania od dwóch dni mają miejsce na Wall Street. W poniedziałek nowojorski parkiet straszył przekraczającymi 1 proc. spadkami, wczoraj niemal w całości je skorygował. Różnica polega na tym, że w Warszawie ta przepychanka toczy się blisko lokalnego dołka, a za oceanem w okolicach historycznego szczytu. Niebezpieczeństwo wynika z tego, że amerykańskie indeksy idą w górę bez poważniejszej korekty już od kilku miesięcy, a jak się w niej znajdą, to i naszym bykom nie będzie łatwo o punkty.

Warto więc patrzeć na to, co dzieje się za oceanem. A będzie na co, bowiem właśnie rozpoczął się tam sezon publikacji wyników finansowych spółek, dziś opublikowana zostanie Beżowa Księga, czyli okresowy raport Fed o stanie perspektywach amerykańskiej gospodarki, a za kilkanaście dni znów aktualna stanie się kwestia limitu zadłużenia amerykańskiego rządu.

Warto też spoglądać na zachowanie się indeksów, które niestety są nam wciąż bliższe, niż S&P500, czy DAX. Dziś na godzinę przed końcem handlu indeks w Szanghaju zniżkował o 0,3 proc. Na pozostałych giełdach azjatyckich przeważały jednak dobre nastroje. W Bombaju zwyżka sięgała 1 proc., a Nikkei rósł o niemal 2,5 proc. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zachowywały się neutralnie, nie sugerując większych emocji na początku sesji.

Roman Przasnyski
Open Finance