Warto być liderem ESG
Robert Lidke: Dlaczego PwC zdecydowało się na współorganizowanie konkursu „Liderzy ESG”?
Jan Domanik: Z moich obserwacji wynika, że ze względu na zmieniające się zachowania konsumentów w Polsce, na Zachodzie to zjawisko wystąpiło nieco wcześniej, oraz ze względu na całą „masę” regulacji związanych z ESG, które pojawiają się w ostatnim czasie, nie będzie już można „chować głowy w piasek” i udawać, że tych zmian nie ma.
Konkurs jest jednym ze sposobów, aby zwrócić uwagę na nieuchronną konieczność dostosowania się do nowych wyzwań, przede wszystkich tych związanych ze zmianami klimatycznymi, transformacją energetyczną i śladem węglowym. Chcielibyśmy wyróżnić te firmy, które mogą być forpocztą przemian związanych z ESG.
Czytaj także: Liderzy ESG; zgłoszenia w konkursie do 31 października
Czy zdaniem Pana sektor finansowy, a szczególnie banki, mogą być taką forpocztą przemian gospodarczych w kierunku ESG?
Banki są swojego rodzaju „pasem transmisyjnym”. Szczególnie w tych rejonach Europy, gdzie rynek kapitałowy w mniejszym stopniu finansuje gospodarkę. W Polsce i w krajach naszego regionu to właśnie z banków firmy w dużej części czerpią zasoby finansowe do swojego rozwoju.
Jeżeli w wyniku albo własnej polityki, albo polityki kredytowej wynikającej z regulacji bank odmawia kredytowania przedsięwzięć ze zbyt wysokim śladem węglowym – to w oczywisty sposób wpływa na rynek kierując go w bardziej przyjazną dla środowiska i społeczeństwa stronę.
Ale w przypadku konsumentów często decyzja o wyborze produktu lub usługi spełniającej kryteria ESG oznacza większy wydatek. Dla wielu konsumentów jest to powód rezygnowania z takiego zakupu.
To prawda. W programie unijnym Fit for 55 zauważa się, że transformacji, szczególnie w części środowiskowej nie da się przeprowadzić bez obciążenia konsumentów dodatkowymi kosztami. Koszt jest tak duży, że nie udźwignie go samodzielnie żadne państwo.
A gdyby konsumenci i firmy, a może i rządzący państwami – nie chcieliby dostosować się do zmian związanych z celami ESG, to jakie przewiduje Pan scenariusze?
Podstawową stratą byłoby to, że zatrzymanie wzrostu temperatury na Ziemi na poziomie 1,5 czy 2 stopni byłoby niemożliwe. Związek emisji dwutlenku węgla do atmosfery z ociepleniem klimatu został udowodniony już w XIX wieku. To jest jedna kwestia.
Ale jest też druga. Ta część świata, która się podda transformacji nie będzie akceptowała produktów i usług ze śladem węglowym.
Gdyby Polska i polskie firmy odwróciły się od takiej transformacji to mogło by się okazać, że kontrahent zagraniczny nie kupi towarów z Polski, a nawet nie sprzeda nam swojej usługi czy swojego produktu. To nie zdarzy się za dwa, trzy lata, ale w tym kierunku zmierzamy.
Klient „bardziej zrównoważony” zapłaci za produkt bankowy mniej
Firma, która nie będzie w stanie się wylegitymować spełnianiem kryteriów ESG nie uzyska finansowania w bankach. Powiem więcej. Tak się już dzieje w naszym kraju.
Z naszych badań, które prowadziliśmy przy pisaniu raportu „Zielone finanse po polsku” wynika, że w 80 procent banków w Polsce pojawiły się produkty, które spełniają kryteria ESG. 60 procent uwzględnia ESG w ocenie kredytowej klientów.
To co nas różni jeszcze od Zachodu, to ostateczna cena dla klienta. U nas jest ona tylko w 15 procentach uzależniona od tego czy jest on bardziej czy mniej zielony. Na Zachodzie ta różnica dochodzi już do 50 procent. Czyli klient „bardziej zrównoważony” zapłaci za produkt bankowy mniej.
A rynek kapitałowy, w jaki sposób może zmusić spółki do odpowiedniej przemiany?
Mniej więcej dwa tygodnie temu podczas konferencji „The Road to COP26” pojawiło się wiele głosów z banków i funduszy inwestycyjnych wskazujących na to, że już teraz spodziewają się „efektu ESG” na wycenie akcji.
Jeszcze dwa lata temu pytania o „ESG” czy o zrównoważony rozwój budziły pewne zdziwienie na rynku. Teraz brak tego typu pytań jest powodem do zdziwienia
Czyli w sytuacji kiedy jedna spółka będzie zielona, a druga podobna mniej zielona, to wyceny tej drugiej teraz zbieżne z wyceną tej pierwszej, za jakiś czas będą jednak niższe. Wydaje się, że pojawienie się tego zjawiska to już nie jest kwestia lat, ale najbliższego roku.
Można powiedzieć, że uczestnicy rynku zastanawiają się jak to zrobić aby ostatecznie nie zostać z akcjami, których potem nikt nie będzie chciał mieć.
Czyli bardzo upraszczając, jeżeli jest jakaś spółka, która przysłowiowo „pali śmieciami w piecu” to już teraz inwestorzy zastanawiają się jak takie spółki zidentyfikować aby nie dopuścić do sytuacji, w której nikt akcji takiej spółki nie będzie chciał od nich odkupić.
Czy zdaniem Pana polskie firmy już zdają sobie sprawę z przemian jakie je czekają?
Z naszych obserwacji wynika, że świadomość ta jest coraz większa. Szczególnie w większych firmach. Widzimy to po zapytaniach ofertowych, które do nas docierają.
Firmy pytają się nas, zanim rozpatrzą współpracę z nami – w jakim stopniu my, jako firma doradcza, jesteśmy zgodni z celami ESG. Poza tym coraz częściej Polskie firmy proszą o wsparcie we wdrożeniu ESG – od uwzględnienia ESG w strategii, poprzez tworzenie nowych produktów, jak i projektowanie nowych polityk cenowych. Większość podmiotów zdaje sobie sprawę jakie to będzie miało dla nich znaczenie.
Jeszcze dwa lata temu pytania o „ESG” czy o zrównoważony rozwój budziły pewne zdziwienie na rynku. Teraz jest tak, że brak tego typu pytań jest powodem do zdziwienia.
Organizatorami konkursu „Liderzy ESG” są NN Investment Partners TFI, GPW oraz PwC. Partnerem strategicznym UN Global Compact Network Poland. Partnerami Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, Polskie Stowarzyszenie Inwestorów Kapitałowych (PSIK), Sieć Badawcza Łukasiewicz oraz Związek Banków Polskich (ZBP).