Wall Street przejęła się oceną Janet Yellen
Tym razem szefowa Fed nie postraszyła podwyżką stóp, lecz uwagą o zbyt wysokich wycenach amerykańskich akcji. Inwestorzy natychmiast przystąpili do ich redukowania. S&P500 przez moment tracił ponad 1 proc., ale ostatecznie skończyło się na spadku o połowę mniejszym.
Na głównych giełdach światowych nastroje wciąż nienajlepsze. Na razie nic nie wskazuje na zakończenie korekty, ani w Europie, ani za oceanem. DAX co prawda poszedł w górę o symboliczne 0,2 proc., ale w ciągu dnia kierunek ruchu kilka razy ulegał zmianie, a niedźwiedzie nie miały kłopotów ze spychaniem indeksu pod kreskę. Inwestorzy na naszym kontynencie mieli prawo niepokoić się zarówno nieco gorszymi odczytami wskaźników PMI dla usług, szczególnie w Niemczech, czy sprzedażą detaliczną w całej strefie euro, jak i coraz bardziej widocznym poirytowaniem stron uczestniczących w negocjacjach z Grecją. Widać też było negatywną reakcję na zdecydowanie gorsze niż się spodziewano dane ADP, wskazujące, że liczba miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych zwiększyła się o zaledwie 169 tys., a nie o 200 tys., jak oczekiwano. Po tej publikacji zwyżkujący o 0,1 proc. DAX poleciał w dół o ponad 200 punktów.
Co ciekawe, amerykańskie kontrakty zareagowały na dane ADP jedynie krótkotrwałym, niewielkim spadkiem, a indeksy na Wall Street rozpoczęły handel na plusie. Spadek rozpoczął się dopiero po wystąpieniu Janet Yellen, w którym stwierdziła ona, że jej zdaniem wyceny amerykańskich akcji są „nieco za wysokie”, co może być źródłem „potencjalnej niestabilności”. Tym samym pogłębiła dotychczasową niestabilność, widoczną już od końca kwietnia. Po wtorkowym spadku o 1,2 proc., S&P500 ze sporym impetem przełamał w dół poziom 2080 punktów, który można było uznać za wsparcie. Ostatecznie zostało ono obronione, po kontrze byków w ostatniej godzinie sesji, ale zagrożenie potencjalną niestabilnością nadal pozostaje aktualne. Po tej mieszance słabych danych z rynku pracy, dających nadzieję na opóźnienie terminu podwyżki stóp procentowych i dwuznacznej opinii szefowej Fed, tym bardziej ciekawa będzie reakcja na piątkowe informacje dotyczące stopy bezrobocie i liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym.
Nasz rynek kolejny raz udowodnił, że jest w stanie podążać własną ścieżką, nawet gdy w otoczeniu panuje spory niepokój i niepewność. Ale nie sposób przy tym nie zauważyć, że podobnie mocny, a nawet mocniejszy od WIG20, był wskaźnik w Budapeszcie. Niemniej, 2500 punktów znów zostało w niezłym stylu obronione, a perspektywa pogłębienia spadkowej korekty wydaje się zażegnana. Zachowanie wskaźnika największych spółek to jednak nic, w porównaniu do wyczynu mWIG40, który zyskując 1,3 proc., przedostał się przebojem powyżej 3900 punktów. Na wartości straciły walory zaledwie dziewięciu spółek, wchodzących w jego skład, a akcje trzynastu drożały o ponad 2 proc. Widoczny po silnych zwyżkach notowań walorów Pekao, PKO kapitał zagraniczny, nie jest więc raczej osamotniony i towarzyszą mu rodzimi inwestorzy, chętnie kupujący papiery mniejszych firm. Trudno nie być optymistą, wobec takiego obrotu sprawy, choć miejscami optymizm ten wydaje się być już być na tyle wybujały, by zasługiwać na schłodzenie.
Dziś schłodzenie widać na niemal wszystkich parkietach azjatyckich. Indeksy w Tokio i Szanghaju zniżkują po ponad 1 proc. W Chinach korekta trwa już od końca kwietnia, a w ostatnich dniach nabiera dynamiki. Identycznie jest w przypadku Nikkei.
W dół idą także ceny większości surowców, choć spadki są niewielkie, jedynie w przypadku miedzi przekraczają 0,5 proc. Minimalnie zyskują na wartości kontrakty na główne indeksy amerykańskie i europejskie.
Roman Przasnyski
analityk niezależny