Ubezpieczenia: Nie jestem ekonomistą… ale na emeryturę też pójdę
Był rok 1999, z entuzjazmem godnym wielkiej sprawy przekonywano nas o konieczności przebudowania systemu emerytalnego, tak aby w przyszłości przynajmniej w jakiejś części uniezależnić się od aktualnej kondycji budżetu państwa.
Waldemar Wojna
Pokazywano nam perspektywę szczęśliwej emerytury za pieniądze odłożone w funduszach emerytalnych. Przekonywano nas do konieczności oszczędzania na mieszkanie, na emeryturę, na wychowanie i wykształcenie dzieci.
Dzisiaj próbuje się nam wmówić, że o wszystkich tych korzyściach informowały nas tylko fundusze emerytalne, chcące zarabiać krocie na naszych pieniądzach. Czyżby nikt nie pamiętał już wielkiej kampanii informacyjno-promocyjnej rządu? Czy zapomnieliśmy premiera Buzka przekonywującego nas do konieczności takiego postępowania? Czyżby ekonomiści i naukowcy zapomnieli, co wtedy większość z nich mówiła?
Niektórzy pamiętają Kończyłem wtedy pisać pracę magisterską na temat reformy emerytalnej. Poza szczegółową analizą zasad tych zmian starałem się rozważyć ekonomiczne skutki takich rozwiązań. Jednym z ostatnich zdań mojej pracy stało się stwierdzenie, iż reforma ta jest nieunikniona i niezbędna, a o jej sukcesie zadecyduje głównie to, czy Skarb Państwa to wytrzyma. Czy moje pokolenie da radę przez 20-30 lat jednocześnie finansować emerytury poprzedniego pokolenia, odkładać na własną emeryturę, finansować mieszkanie, wychowanie i wykształcenie dzieci itd. itd. Uważałem, a przecież 14 lat temu nikt nie przewidywał takiego załamania demograficznego, i uważam dzisiaj nadal, że nie mieliśmy innego wyjścia. Mamy obowiązek finansowania systemu emerytalnego pokolenia naszych rodziców i dziadków, a populacja naszych dzieci, znacząco mniej liczna niż wyż demograficzny przełomu lat 70. i 80., nie będzie w stanie finansować naszych emerytur w pełnej wysokości.
Odkładać zatem musieliśmy.
Dzisiaj przekonuje się nas, że lepiej byłoby zbierać w ZUS niż w prywatnych instytucjach pobierających procent od naszych pieniędzy i niegwarantujących wysokości emerytur. Podaje nam się różne wyliczenia, symulacje i porównania – udawadniające tę tezę. Ja wiem jedno, po 14 latach odkładania pieniędzy w ZUS i OFE mam tu i tu wyodrębnione konto, tu i tu podaje mi się jego wartość, tu i tu w jakimś stopniu systematycznie pieniądze te się zwiększają. Jednakże w ZUS jest to tylko zapis w księgach niemający za sobą żadnej realnej wartości (ZUS nie ma żadnych środków na kontach, a wręcz zaciąga kredyty na wypłatę bieżących świadczeń), co oznacza jedynie zobowiązanie państwa do wypłaty tych pieniędzy, o ile moje dzieci zdecydują się w przyszłości odpowiednio zasilić budżet państwa. W OFE niezależnie czy środków tych jest 5 proc. więcej, czy mniej, niż wpłaciłem, to aktualne saldo ma pokrycie w odłożonych środkach, udziałach w firmach czy obligacjach Skarbu Państwa.
Wolę zatem OFE…
Dzisiaj przekonuje się nas o nieracjonalności systemu, w którym państwo wpłaca do OFE środki, a potem samo je pożycza, płacąc odpowiednie oprocentowanie. Udowadnia nam się, że jest to niedorzeczne i nieekonomiczne. Mam wątpliwości co do takiego stwierdzenia:
- Przecież to państwo nakazało funduszom inwestować większość środków w obligacje, jednocześnie znacząco ograniczając możliwość inwestowania za granicą. Czyżby ekonomiści 15 lat temu nie przewidzieli, że wynikiem tego stanu rzeczy będą inwestycje OFE w obligacje polskiego rządu? Czy może nie zakładali, że od tych obligacji będzie trzeba wypłacać odsetki? Pytanie retoryczne, bo przecież było to jasne i wszyscy wtedy rozwiązanie takie akceptowali.
- Słyszymy dzisiaj, że owe obligacje i tak w przyszłości wykupić będzie musiał Skarb Państwa, ten sam, który gwarantuje nam wypłatę emerytur z ZUS. Ja (nie ekonomista) widzę jednak istotną różnicę. Jeśli za 20-30 lat rząd odważyłby się nie wykupić od OFE swoich obligacji (a zatem wstrzymałby obsługę zadłużenia), naraziłby się – tak jak ostatnio Grecja – na niewyobrażalne konsekwencje międzynarodowego rynku finansowego. Po ostatnich kilku latach kryzysu w Europie nawet nie warto tego tłumaczyć. A jeśli ten sam rząd za 20-30 lat postanowiłby zmniejszyć wypłaty z ZUS, bo po prostu nie miałby pieniędzy, ten sam rynek finansowy przyjąłby to z wielką aprobatą i uznałby to za rozsądną decyzję ograniczającą ryzyko niewypłacalności państwa. Gdzie zatem są bardziej bezpieczne moje pieniądze? Czy aby na pewno w ZUS?
Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:
- zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
- wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
- wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
- zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.
Uwaga:
- zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
- wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).
Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:
- bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI