Tydzień po interwencji Szwajcarskiego Banku Narodowego
Dzisiaj mija tydzień od "interwencji" Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) na rynku walutowym. Po wielotygodniowej i zmasowanej "grze na" umacnianie franka, Szwajcarzy w końcu powiedzieli dość i postawili tamę - od tamtej pory z natychmiastowym skutkiem, minimalny kurs wymiany EUR/CHF będzie wynosił 1,2.
Determinację szwajcarów w obronie swojej waluty potwierdza fakt, iż zapowiedzieli oni skupowanie obcych walut w „nieograniczonych ilościach”, co w praktyce oznacza możliwość drukowania franka bez granic. Co więcej, nie wykluczyli podjęcia dalszych działań na jeszcze większe zbicie minimalnego kursu wymiany, gdyby pojawiło się zagrożenie deflacją. Zabieg ten miał na celu przekazanie inwestorom informacji, że tak przewartościowany frank dłużej nie będzie tolerowany i SNB będzie skupował obce waluty za franka tak długo, dopóki będzie to konieczne.
Ten twardy komunikat poskutkował także natychmiastowym spadkiem kursu szwajcarskiego franka do w stosunku do złotego z, i to aż o ponad 30 gr, co bez wątpienia ucieszyło Polaków mających zaciągnięty kredyt we frankach szwajcarskich.
Jednak w ostatni piątek frank zaczął ponownie się umacniać, a dziś płacono za franka nawet 3.60 zł Ten ponowny wzrost, jest efektem zawirowań i postępującej niepewności co do losów strefy EURO, co – z racji silnych powiązań polskiej gospodarki z UE – odbija się rykoszetem także na polskiej walucie. Otóż, nie zapominajmy że Szwajcarzy ustanowili minimalny kurs wymiany na 1.2, a więc gdy euro będzie w Polsce rosło w siłę, automatycznie zdrożeje i frank. Rodzi się więc pytanie, czy aby złotówka nie będzie kolejnym – po Szwajcarii – celem ataków kapitału spekulacyjnego na waluty, tyle że grającego tym razem nie na wzmocnienie, tylko na osłabienie? Jeśli przypomnimy sobie łatwość, z jaką EURO osiągnęły swój historyczny poziom 4,9 zł dwa lata temu, ten scenariusz nie wydaje się wcale nieprawdopodobny.
Zespół Analiz Internetowykantor.pl