Trudno o optymizm, co do przyszłości przemysłu
Jak podaje wtorkowy komunikat, wskaźnik PMI we wrześniu wyniósł 47,8 – co stanowi spadek w relacji do 48,8 przed miesiącem i niewiele powyżej minimum z ostatnich 6 lat, jakie odnotowano w lipcu br. (47,4). Tym samym wśród zatrudnionych w przetwórstwie przemysłowym menedżerów logistyki jedenasty miesiąc z rzędu przeważają opinie o pogorszeniu warunków w sektorze (sygnalizowane przez wynik poniżej 50). Patrząc w dłuższej perspektywie, są to wyniki tylko minimalnie lepsze od tych z przełomu 2012/2013. Jak pokazujemy dalej, w obliczu dzisiejszych danych trudno o optymizm.
Najsilniej na wynik wpłynął spadek nowych zamówień
Wrześniowe spadki miały różnorodne podłoże, chociaż – jak wskazują analitycy IHS Markit – najsilniej na wynik wpłynął spadek nowych zamówień. Trend spadkowy notowany jest od 11 miesięcy, jednak bardziej niepokoi fakt, że jego dynamika we wrześniu osiągnęła maksimum z ostatniej dekady, powielając wynik z grudnia 2018 r. Warto przy tym zauważyć, że spadek kontraktów dotyczył zarówno kraju, jak i zagranicy. Innymi słowy, nie ma argumentów za spektakularnym odbiciem w przyszłości. W obliczu danych z gospodarek Europy Zachodniej trudno oczekiwać poprawy, ale i ostatnie wyniki krajowej produkcji sprzedanej przemysłu nie dają powodów do optymizmu. Wskaźnik PMI dopełnia ten obraz.
Czytaj także: Wyraźne pogorszenie koniunktury w polskim przetwórstwie >>>
Produkcja spadła również jedenasty miesiąc z rzędu, a dynamika spadków rośnie. Wprawdzie analitycy IHS Markit pocieszają, że tempo spadku produkcji jest słabsze niż tempo obniżki nowych zamówień, ale to dość logiczne, wziąwszy pod uwagę, że skalę produkcji wyznacza popyt. Jego niższe poziomy firmy wykorzystują na nadrabianie zaległości produkcyjnych. Z tego względu spadek zatrudnienia jest minimalny. Także zapasy sygnalizują, że sytuacja przedsiębiorstw się pogarsza. Zapasy wyrobów gotowych rosną siódmy miesiąc w tym roku, a zapasy materiałów i półproduktów są redukowane od kwartału. Brak popytu uzasadnia rosnącą preferencję płynności.
Z perspektywy przedsiębiorstw za niebezpieczny sygnał należy uznać rosnące najszybciej od 4 miesięcy koszty produkcji przy jednoczesnym utrzymaniu cen wyrobów gotowych na sierpniowym poziomie. To nie tylko zmniejsza przestrzeń marżową i podnosi konkurencję. To przede wszystkim bardzo utrudnia zaabsorbowanie wyższych kosztów (płacy minimalnej, związanych ze zniesieniem limitu tzw. 30-krotności, cen energii itd.), prowadząc do skokowego przeniesienia kosztów na ceny (inflacji). W obliczu spadającego popytu zwiększa to prawdopodobieństwa bankructw.
Dzisiejsze dane pokazują przyszłość przetwórstwa w ciemnych barwach. W istocie, wskaźnik przyszłej produkcji był najsłabszy od 2012 roku, kiedy to rozpoczęto jego mierzenie. Dwie na trzy firmy sektora oczekują dalszych spadków, co uzasadniano słabością europejskiego popytu i spodziewaną konkurencją z Azji. Nie wspomniano jednak, że najsilniejsze tąpnięcie będzie pochodzić z krajowego podwórka.