Trend trwa, dopóki się nie skończy
O tej zasadzie przypomina to, co dzieje się na Wall Street. Ci, którzy ją stosują, zarabiają pieniądze. Ci, którym własne przekonania przesłaniają rynkową rzeczywistość stoją z boki tracąc czas i okazje do zarobku.
Pisanie o kolejnych rekordach na amerykańskiej giełdzie powoli staje się nudne. Ale z pewnością nie nudzą się posiadacze akcji tamtejszych spółek. Wczoraj Dow Jones zyskał kolejne 0,35 proc., a S&P500 wzrósł o 0,32 proc. Temu ostatniemu do rekordu wszech czasów brakuje około 20 punktów. Trudno przypuszczać, by byki, będąc tak blisko, nie spróbowały go pokonać. Co będzie dalej, będą się martwić później.
Na razie większych zagrożeń na horyzoncie nie widać, ale korekta może pojawić się w każdej chwili. To powoduje wyraźne zróżnicowanie sytuacji różnych grup inwestorów. Ci, którzy posiadają akcje już od pewnego czasu, czują się komfortowo i będą się tak czuć nawet wówczas, gdy pojawią się spadki. Dla tych, którzy akcji nie mają, ich kupowanie w tym momencie i po obecnych cenach wiąże się z dużym ryzykiem. Od ich zachowań w czasie korekty w znacznej mierze zależeć będzie jej przebieg i zasięg. Można przypuszczać, że jeśli nie dojdzie do dramatycznego pogorszenia się sytuacji w rynkowym otoczeniu, spodziewana fala spadkowa może mieć łagodny charakter i nie potrwa długo.
Więcej powodów do zmartwień mają inwestorzy na naszym kontynencie. Widać to było także wczoraj. Przez większą część dnia indeksy na przeważającej części parkietów zniżkowały. Skala spadków była niewielka i nie przekraczała na ogół 0,5 proc. Wyjątek stanowił tracący 2,4 proc. wskaźnik w Atenach i spadający o niecałe 0,9 proc. indeks w Madrycie. Może to sugerować powrót niepokoju na rynki krajów PIIGS. Najbardziej narażony na perturbacje parkiet w Mediolanie zachowuje się na razie spokojnie. Wczoraj tracił niecałe 0,7 proc. Bardziej nerwowo może zrobić się przed piątkowym posiedzeniem tamtejszego parlamentu, pierwszym po wyborach.
Rosnącą niechęć do ryzykownych aktywów widać też było po zachowaniu się giełd naszego regionu. Indeks w Sofii zniżkował o 2 proc., węgierski BUX tracił ponad 1 proc., mniejsze spadki notowano w Warszawie, Bukareszcie i Bratysławie. Także w Stambule indeks zniżkował o 0,5 proc.
Na naszym rynku sytuacja nie ulega większym zmianom. Nadal widoczna jest słabość indeksu największych spółek. Wczoraj po neutralnym otwarciu przez cały dzień osuwał się powoli. Ubiegłotygodniowy dwukrotny nieudany atak na 2500 punktów wyczerpał siłę byków i jak tak dalej pójdzie, będą one musiały bronić wsparcia, które znajduje się kilkadziesiąt punktów niżej, w okolicach 2410-2420 punktów. Wciąż w lepszej sytuacji znajdują się wskaźniki małych i średnich spółek. W tym gronie wyróżnia się mWIG40, ale także mocno „zaniedbany” WIG Plus radzi sobie bardzo dobrze. W przypadku tego ostatniego, patrząc na skład najmocniej zyskujących spółek, można mówić o racjonalnych, fundamentalnych podstawach zwyżki. Może więc nie ma co narzekać na słabość naszych tuzów i szans na zarobek szukać na szerokim rynku.
Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy rano znajdowały się po 0,1-0,2 proc. pod kreską, nie faworyzując wyraźnie żadnego ze scenariuszy na początek sesji. Dziś brakować będzie impulsów ze strony danych makroekonomicznych. Informacje dotyczące inflacji w Niemczech i amerykańskiego budżetu będą miały wpływ jedynie na sytuację na rynku walutowym.
Na naszym rynku trwa czekanie na wyniki największych spółek, mających znaczący wpływ na WIG20. Ten serial zacznie się w środę od PZU. Dziś poznaliśmy dokonania Cyfrowego Polsatu. Zysk netto w czwartym kwartale 2012 r. wyniósł 121,6 mln zł, znacznie przekraczając oczekiwania analityków (105,7 mln zł) i wynik sprzed roku (76,3 mln zł).
Roman Przasnyski
Open Finance