Tarcza dla cwaniaczka
"Prawdziwa cnota krytyk się nie boi - niechaj występek jęczy i boleje" - w tych prostych dwóch słowach arcymistrz Ignacy Krasicki zawarł przeszło 200 lat temu pełną i wyczerpującą wykładnię fundamentalnej dla współczesnego świata zasady wolności słowa. Dziś Jego Eminencja zapewne przewraca się w grobie - patrząc na przypadki, kiedy jęczy i boleje nie tyle sprawca występku, jeno osoba przez ten występek poszkodowana. I nie chodzi tu bynajmniej o rozmaite perturbacje na scenie politycznej, jakich w ostatnich 12 miesiącach bynajmniej nam nie brakuje. Można bowiem trzymać się jak najdalej od polityki - a i tak któregoś pięknego dnia obudzić się z prokuratorskimi zarzutami. Jedynie z tego powodu, że - podążając za głosem nie tylko biskupa warmińskiego, ale i krajowego oraz wspólnotowego sądownictwa konstytucyjnego - skorzystaliśmy z prawa do krytyki nierzetelnego kontrahenta...
Jak to możliwe? Wystarczy, że kupimy na aukcji internetowej „jedyny taki, wyjątkowy” laptop czy smartfon, „mało używany, w doskonałym stanie” – który po otwarciu paczki okaże się li tylko stertą elektronicznego złomu. Jeśli w takiej sytuacji wystawimy ewidentnemu hochsztaplerowi cięty negatywny komentarz – nikt nie może w stu procentach zagwarantować, iż tenże nie wystąpi na drogę sądową, a cała sprawa nie zakończy się wyrokiem skazującym, bynajmniej nie dla ewidentnego oszusta. Choć w XXI stuleciu, w kraju przynależącym do Wspólnoty Europejskiej, wydaje się to niemożliwe – jednak groźba taka jest jak najbardziej realna. Sprawcą całego zamieszania jest – skądinąd powszechnie krytykowany – art. 212 kodeksu karnego, regulujący zasady odpowiedzialności za zniesławienie. Wszystkim, dla których przepis ten stanowi jedynie zaporę przed upowszechnianiem w różnoraki sposób ewidentnych kłamstw i potwarzy warto przypomnieć: nawet obsesyjna prawdomówność nie stanowi w myśl tego przepisu „okoliczności wyłączającej przestępczy charakter czynu”. Jeżeli krytykujemy przy użyciu środków masowego przekazu – a do takich praktyka sądowa zalicza również media społecznościowe i Internet – oprócz prawdziwości wypowiedzi należy ponadto wykazać, że allegrowy negatyw „służył obronie społecznie uzasadnionego interesu”. Jeżeli sąd będzie miał w tej sprawie inne zdanie – ofiara oszustwa, poza ewidentną stratą finansową, może zostać skazana nawet na rok więzienia – ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami, jak choćby wpis do Krajowego Rejestru Karnego, skutecznie blokujący drogę do wielu stanowisk, od prezesa banku do najzwyklejszego policjanta czy ochroniarza. I nie jest to tylko teoretyzowanie – informacje o przypadkach „odgryzania się” internetowych cwaniaczków i szantażowania oszukanych klientów sądem coraz powszechniej pojawiają się w mediach elektronicznych, a eksperci prawni zaczynają nawet zalecać daleko idącą powściągliwość w formułowaniu komentarzy…
Perturbacje wokół art 212 kodeksu karnego jak w soczewce ukazują „błędy i wypaczenia” polskiego systemu stanowienia prawa – i w szczególności kontroli społecznej nad tymże systemem. Na brak inicjatyw zmierzających ku zmianie tego legislacyjnego kuriozum w ostatnim ćwierćwieczu bynajmniej nie powinniśmy narzekać. Niestety, wszystkie kolejne inicjatywy powielały ten sam błąd – polegający na bądź to na usunięciu całego art 212 (co byłoby równoznaczne z depenalizacją najbardziej odrażających oszczerstw), bądź też na uznaniu, że żadna wypowiedź prawdziwa nie powinna podlegać sankcjom. Nie jest to do końca słuszne stanowisko. Nie trzeba być ekspertem od prawa konstytucyjnego, by zdawać sobie sprawę, że bezmyślne paplanie prawdy może zranić w sposób nie mniejszy niż ewidentne oszczerstwo. Że prawdę o określonych sferach naszego życia – takich jak choćby sfera obyczajowa, relacje rodzinne czy stan zdrowia – mamy prawo zachować w tajemnicy przed wścibskimi spojrzeniami osób trzecich tak długo, jak długo nie stoi to w sprzeczności z prawem i zasadami współżycia społecznego. Wreszcie – że obcesowe wchodzenie z butami w osobiste życie sąsiada czy kolegi z pracy i wywlekanie na forum publiczne najskrytszych sekretów tegoż jest nie tylko elementarnym brakiem kultury, ale również naruszeniem standardów prawnych obowiązujących w całym cywilizowanym świecie. Tę prawdę, której sądownictwo konstytucyjne na całym świecie poświęciło tysiące orzeczeń, zwięźle ujął w formie urokliwego czterowiersza nieoceniony Jan Brzechwa:
„Ten słoń nazywa się Bombi.
Ma trąbę – lecz na niej nie trąbi.
Dlaczego? Nie bądź ciekawy,
To jego prywatne sprawy”
Sęk w tym, że prywatność – jak sama nazwa wskazuje – znajduje zastosowanie tylko i wyłącznie do osób prywatnych. Tymczasem przepisy penalizujące zniesławienie – również te przy użyciu prawdy – odnoszą się również do „instytucji, osoby prawnej lub jednostki organizacyjnej niemającej osobowości prawnej”. Doprawdy – nie sposób wskazać ani jednej przesłanki za tym, by rozszerzać prawo do prywatności na instytucje, których ustawowym obowiązkiem jest chociażby publikowanie szczegółowych sprawozdań finansowych w Monitorze Sądowym i Gospodarczym – jak to ma miejsce w odniesieniu do spółek kapitałowych czy organizacji pozarządowych. Bo przecież zasady ochrony tajemnicy służbowej, praw autorskich czy know-how przedsiębiorstwa regulują odrębne przepisy – przewidujące odpowiednio surowe sankcje za ujawnianie poufnych informacji. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował wyroku skazującego pracownika danej spółki za udostępnienie projektów konkurencji. Nie da się natomiast znaleźć jakiegokolwiek uzasadnienia dla prawa, choćby w teorii umożliwiającego wszczęcie postępowania karnego wobec osoby ujawniającej prawdę o żenujących nierzadko praktykach tego czy innego podmiotu gospodarczego.
Oczywiście – pośród opinii prawników na temat art. 212 kk nie brakuje i takich, w myśl których w zasadzie każde upublicznienie informacji o nieuczciwym kontrahencie wypełnia warunek „działania w obronie społecznie uzasadnionego interesu” – służy bowiem ostrzeżeniu innych klientów przed przysłowiowym zrobieniem w konia. Zapewne jest w tej opinii sporo racji; tym bardziej jednak przemawia ona za jak najszybszym usunięciem „obrony społecznie uzasadnionego interesu” w odniesieniu do przypadków innych niż osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Ów dodatkowy warunek nie ma w takim przypadku żadnego uzasadnienia – stanowi natomiast, jak każdy dodatkowy warunek sformułowany w postaci klauzuli generalnej, poważną okazję do nadużyć, co w dobitny sposób pokazują wspomniane powyżej sytuacje. I nie ma żadnego znaczenia to, ile osób zostało faktycznie skazanych z art. 212 kk za negatywne komentarze na allegro czy w mediach społecznościowych, ile postępowań w tym zakresie zostało wszczętych – i czy w ogóle takie przypadki miały miejsce. Sam fakt, że rozzuchwaleni oszuści posługują się feralnym przepisem niczym tarczą powinien zadziałać niczym trzeci stopień zagrożenia lawinowego w górach.
„Prawda was wyzwoli” – stwierdził przed dwoma tysiącami lat Ten, którego dziś w pełni zasłużenie uważamy za pioniera swobód obywatelskich. Zaiste, źle by się stało, gdyby w kraju uznawanym za europejską ostoję wartości chrześcijańskich zamiast wyzwolenia przez prawdę standardem stało się zniewolenie przed drobnego, internetowego cwaniaczka…