Polska na 4. miejscu w rankingu rynków wschodzących w 2018 r.
Polska znalazła się na 4. miejscu rankingu najatrakcyjniejszych wschodzących rynków w 2018 r. – wynika z zestawienia przygotowanego przez agencję Bloomberg.
Polska znalazła się na 4. miejscu rankingu najatrakcyjniejszych wschodzących rynków w 2018 r. – wynika z zestawienia przygotowanego przez agencję Bloomberg.
Dla obligacji rynków wschodzących rok rozpoczął się dość burzliwie. W pierwszych dniach stycznia główne wskaźniki tych obligacji odnotowały rekordowe maksima bez względu na to, iż na wyniki podstawowych obligacji wpływał fakt powszechnie rosnącej rentowności.
Kiedy mówimy o rynkach wschodzących, zwykle myślimy o takich krajach jak Chiny, Brazylia, Indonezja, Indie, Meksyk, Turcja i inne. Jak jednak kategoryzować kraje, które nie są zaliczane do rynków wschodzących?
Brazylia, Rosja, Indie i Chiny – państwa BRIC – znajdują się w centrum uwagi inwestorów od 15 lat. Termin BRIC został stworzony w 2001 roku przez byłego dyrektora departamentu zarządzania aktywami w Goldman Sachs, Jima O’ Neila. Od tego momentu państwa te notują stały wzrost, nawet jeśli od czasu do czasu przechodzą przez okresy niestabilności.
Rynki wschodzące są w tym roku bardzo mocne. Indeks MSCI EM, który obrazuje koniunkturę na giełdach emerging markets wzrósł już o ponad 30%. W tym samym czasie MSCI World, który odzwierciedla kondycję rozwiniętych rynków akcji, zyskał o połowę mniej. Paliwem do kontynuacji hossy na rynkach wschodzących są tańsze niż na giełdach rozwiniętych akcje oraz dynamiczniej rosnące zyski spółek.
Zmiany geopolityczne powodują, że rośnie zapotrzebowanie na wymianę dolara, coraz bardziej dysfunkcyjnej globalnej waluty rezerwowej, „na coś innego”. To poszukiwanie będzie kluczowe dla globalnych rynków w nadchodzących latach. Zacznijmy jednak od trzech geopolitycznych czynników, które wywierają presję na dolara oraz osłabiają jego rolę w globalnej gospodarce.
Wzrost gospodarczy na świecie jest w tym roku naprawdę imponujący. A co ważniejsze, rozkłada się równomiernie pomiędzy różne regiony globu. Taka sytuacja nie miała miejsca już od dawna. W II kwartale br. gospodarka USA rozwijała się w tempie 2,6% rok do roku. Dynamiczny, 2,2 proc. wzrost PKB w tym okresie odnotowała też strefa euro. Motorem koniunktury są, poza Niemcami, także Holandia, Francja, Włochy czy Hiszpania. Świetnie spisują się też gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej – rumuńska, czeska, polska, węgierska i słowacka. W Polsce PKB w II kwartale br. wzrósł o 3,9% rok do roku.
Czy umocnienie euro stało się problemem dla Europejskiego Banku Centralnego (EBC) oraz wzrostu gospodarczego w Unii Europejskiej? Naszym zdaniem zbliżamy się do tego momentu. Oczekujemy, że Prezes EBC Mario Draghi oraz inne banki centralne zaczną przestrzegać przed „tempem ruchu”. Dodatkowo, należy stopniowo tłumić oczekiwania dalszych podwyżek stóp przez Rezerwę Federalną (Fed), ponieważ inflacja jest w najlepszym wypadku ograniczona (a w najgorszym ceny mogą zacząć spadać).
Senat USA wraca do likwidacji Obamacare, a Izba Reprezentantów nakłada nowe sankcje na Rosję, Iran i Koreę Płn., co wspiera dolara. Dzisiejsze posiedzenie Fed, które naszym zdaniem przyniesie jastrzębi komunikat i pogorszenie nastrojów na rynkach, podtrzyma tendencję odrabiania strat przez amerykańską walutę. Możliwe także dalsze osłabienie złotego.
Indeks MSCI Emerging Markets, który obrazuje koniunkturę na najważniejszych rynkach wschodzących, zyskał do końca maja 17 proc. Analiza globalnej sytuacji gospodarczej pokazuje, że jego dalsze wzrosty są możliwe. Dlatego naszym zdaniem w najbliższych miesiącach na akcjach i obligacjach z wybranych krajów emerging markets da się jeszcze zarobić. Pomoże w tym umacnianie się lokalnych walut względem dolara amerykańskiego.
Wokół nowych (czyli słabiej rozwiniętych) rynków wschodzących narosło kilka mitów, które często zniechęcają inwestorów preferujących rynki rozwinięte lub tradycyjne rynki wschodzące.
Złoty na przestrzeni półrocza przeszedł z pozycji outsidera do lidera rynku. Żadna z walut nie umocniła się w 2017 r. równie wyraźnie. Wspierany dobrymi wynikami gospodarki i wysokim apetytem na ryzyko w szybkim tempie odzyskuje straty. Pojawiają się sygnały wchodzenia w trwały, długoterminowy trend aprecjacji, który w kilka kwartałów może wynieść złotego na ekstrema siły.
Obecnie wielu inwestorów zadaje sobie pytanie, czy lepiej zainwestować na rynku akcji w USA, czy w Europie Zachodniej. Naszym zdaniem lepsze perspektywy mają przed sobą rynki europejskie. Dlaczego? Przyjrzyjmy się nieco bliżej obu kierunkom inwestycyjnym.
Świąteczny weekend przyniósł z jednej strony lepsze od oczekiwań wyniki gospodarki Chin, z drugiej mniej optymistyczne ze Stanów Zjednoczonych. Pierwsze pozwalają zapomnieć na chwilę o chińskich nierównowagach i ryzyku poważniejszego spowolnienia, drugie przeciwnie – wskazują na ograniczony potencjał przyspieszenia wzrostu PKB w tym cyklu koniunktury. Rynki póki co stabilnie. Tydzień pod dyktando I tury francuskich wyborów prezydenckich.
Problemy z przeprowadzeniem przez Kongres ustawy zdrowotnej to definitywny koniec gry pod rozbudzenie koniunktury za pomocą łagodnej polityki fiskalnej (tzw. Trump trade). Oznacza to spadek rynkowych stóp procentowych, odwrót od akcji, powrót do bezpiecznych obligacji oraz spadki na rynkach surowcowych. W tym środowisku nie najlepiej radzą sobie aktywa krajów wschodzących, dlatego złoty w najbliższych tygodniach odczuwalnie straci na wartości.
W przeddzień posiedzenia Europejskiego Banku Centralnego J. Yellen jednoznacznie jastrzębio wypowiedziała się na temat przyszłości polityki pieniężnej w USA zatrzymując tendencję słabnięcia dolara. Czy M. Draghi również dostrzeże sygnały możliwego zmniejszenia skali stymulacji monetarnej? W naszej ocenie euro w najbliższych tygodniach pozostanie w ofensywie w stosunku do dolara. Proces ten będzie wspierał odzyskiwanie strat także przez złotego i inne waluty rynków wschodzących.
We wtorek złoty umacnia się do euro w ślad za spadkiem notowań EUR/USD, jednocześnie wyraźnie tracąc do dolara. Lepsze perspektywy dla polskiej waluty rysują się w drugiej połowie stycznia.
Kurs złota pozostaje pod silną presją mocnego dolara – notowania uncji w minionym tygodniu spadły o półtora procent i powoli zbliżają się do 1200 dolarów za uncję. Szczególnych powodów do zmartwień nie mają posiadacze kruszcu w Polsce. Uncja liczona w złotym z impetem przebiła 5000 złotych za uncję i wszystko wskazuje, że bardzo dobrze zakończy rok.
Wzrost wolumenów:
– kredytowych o 3 procent rok do roku; zarówno w grupie klientów instytucjonalnych, jak i indywidualnych;
– rachunków bieżących o 15 procent rok do roku; w grupie klientów instytucjonalnych o 12 procent, u indywidualnych o 19 procent;
Trwa gwałtowna wyprzedaż obligacji w skali globalnej, co w przypadku krajów uzależnionych od finansowania z zewnątrz, jak Polska, oznacza osłabienie waluty. Rentowność amerykańskich 10-latek wzrosła w okolice najwyższych wartości od roku (2,25 proc.), niemieckich wynosi 0,30 proc., a polskich jest w okolicach poziomu 3,5 proc., co oznacza 2,5-letnie maksima (czerwiec 2014 r.). W poniedziałek osłabiła się istotnie również polska giełda, dlatego słabe zachowanie waluty było naturalną konsekwencją powyższych. Złoty nie odbiega szczególnie od innych walut spoza G10. Słabsza jest połowa jego odpowiedników z Ameryki Płd., turecka lira, południowoafrykański rand, a także większość walut peryferyjnych (frontier markets).