Sprzedawcy złudzeń
Kiedy Barrack Obama w obliczu kataklizmu, który dotknął wschodnie wybrzeże USA pokazuje się publicznie w koszuli i wskazując na siwiznę stawia się w jednym rzędzie z przedstawicielami working class zmagającymi się z troskami codzienności, nie jest mi do śmiechu.
Podobnie, kiedy Mitt Romney apeluje, by ten, kto ma dolara, czy dwa wysłał je potrzebującym, zastanawiam się gdzie przebiega granica pomiędzy kampanią wyborczą, a ludzką solidarnością i do której z kategorii zaliczyć wezwania obu polityków. To jednak sprawa o tyle bez znaczenia, że już w najbliższy wtorek znajdzie swój finał.
Podczas kiedy w kraju zgroza! Szef największej partii opozycyjnej publicznie mówi o zbrodni na elicie Narodu, i co? I nic! Sprawca całego zamieszania podaje się do dyspozycji przełożonych i.,. spokojnie idzie na urlop, podczas gdy jego obowiązki przejmuje zastępca, który w dzień niesławnej pamięci publikacji bronił publicznie decyzji swego Szefa.
Każdy komentarz Donalda Tuska, choćby najbardziej emocjonalny i ostry byłby na miejscu, gdyby nie to, że wypowiada go urzędujący premier. Czy w przestrzeni publicznej mamy do czynienia z ruinami i zgliszczami, bo standardy i przyzwoitość już dawno odeszły w niepamięć. Wzorem standardów i przyzwoitości był świętej pamięci Ryszard Kaczorowski, którego powtórnie pochowano, tym razem we właściwej trumnie.
Pytanie, czy tak być musiało, skoro małżonka nie rozpoznała w doręczonej wcześniej obrączce tej właściwej. Podobne pytania dotyczą wielu kwestii, jak choćby tej z Hipolitowa na Podlasiu, gdzie obok opieki społecznej byli przecież sąsiedzi, zapewne bogobojni i przyzwoici ludzie… Że mało optymistycznie, cóż szara rzeczywistość w jesienną, słotną sobotę wydaje się jeszcze bardziej szara.