Spowolnienie straszy, ale nie paraliżuje

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

przasnyski.roman.02.150x225Dane dotyczące nie tylko polskiej, ale także europejskiej i amerykańskiej gospodarki są złe. Skala spowolnienia jest zaskakująco duża. Równie duże są nadzieje, że sytuacja szybko się poprawi. Są ku temu pewne przesłanki.

Obecne spowolnienie polskiej gospodarki można już uznać za niespodziewanie głębokie i poważne. Zaskoczenie rozwojem sytuacji dla uważnego obserwatora makroekonomicznych tendencji nie powinno być jednak zbyt wielkie. Gorzej, że widocznych od dawna zagrożeń nie dostrzegł ani rząd, ani Rada Polityki Pieniężnej. Podejmowane pospiesznie działania są i tak spóźnione, a przez to mało skuteczne. Cała nadzieja w tym, że polska gospodarka po raz kolejny da sobie radę bez wewnętrznego wsparcia. Tym razem może być trudniej o tyle, że pozostanie bez wsparcia w postaci słabego złotego i bez wsparcia ze strony konsumpcji wewnętrznej, której potencjał jest zdecydowanie mniejszy niż w najbardziej ostrej fazie globalnego kryzysu finansowego.

Pokryzysowy szczyt dynamiki wzrostu naszej gospodarki przypadł na trzeci kwartał 2010 roku. Od tego czasu do końca 2011 roku trwało bardzo powolne i łagodne wytracanie tempa tego wzrostu, usypiające tym, że wciąż wynosiło ono ponad 4 proc. Jednak już od początku 2012 roku zjazd był ostrzejszy. Oficjalny optymizm ustąpił miejsca niepokojowi dopiero w pierwszych tygodniach 2013 roku, gdy okazało się, że PKB w całym ubiegłym roku zwiększyło się jedynie o 2 proc., wobec 4,3 proc. w 2011 roku. Nawet wówczas ze strony części ekonomistów słychać było uspakajające opinie, że to wcale nie taki zły wynik, a struktura wzrostu nie powinna budzić większych obaw. Ten wynik sugeruje jednak, że w czwartym kwartale ubiegłego roku nasza gospodarka rozwijała się w tempie około 0,7 proc. Warto zaś przypomnieć, że w najgorszym, trzecim kwartale 2009 roku wynosiło 0,9 proc. Warto też tym razem nie lekceważyć ocen, mówiących że pierwsze trzy miesiące 2013 roku mogą być jeszcze gorsze. W efekcie mielibyśmy do czynienia ze spowolnieniem porównywalnym do tego z końca 2001 roku, gdy PKB zwiększył się o zaledwie 0,2 proc.

130212.spowolnienie.01.550x

Obecny stan polskiej gospodarki, obrazowany z perspektywy tempa jej wzrostu może być zaskakujący jedyne z tego względu, że przecież nie mieliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy z żadnym dramatycznym nasileniem zjawisk kryzysowych, a jedynie z systematycznym pogarszaniem się warunków, głównie zewnętrznych. Konsekwencją tego stanu jest jednak tak mocne tąpnięcie. O ile w przypadku PKB nie wydaje się ono dramatyczne, to jednak obawy rosną, jeśli spojrzeć na to, co dzieje się w przemyśle, budownictwie i na rynku pracy, a w konsekwencji w konsumpcji.

Produkcja przemysłowa rosła dynamicznie do końca 2010 roku, a więc nieco dłużej niż sam PKB. W kolejnych miesiącach kłopoty stawały się już coraz bardziej widoczne. Wiosną 2012 roku tempo wzrostu było zbliżone do 1 proc., a jesienią wskazówka przechyliła się na minus. W grudniu ubiegłego roku spadek sięgał ponad 10 proc. i był największy od stycznia 2009 roku.

Choć można się obawiać, że tempo wzrostu PKB i spadek produkcji przemysłowej jeszcze nieznacznie pogłębią negatywne tendencje w najbliższych miesiącach, to jednocześnie można liczyć, że najgorsze mamy już za sobą lub wkrótce będziemy mogli tak powiedzieć. Poprawa tych parametrów, szczególnie produkcji przemysłowej i zamówień przemysłu, jest jednak zależna w dużej mierze od popytu zagranicznego, czyli od kondycji gospodarki Niemiec i strefy euro. To element niepewności. Drugim czynnikiem, bezpośrednio z tym związanym jest kurs naszej waluty. Poprzednio słabość złotego była poważną okolicznością sprzyjającą łagodnemu przejściu przez kryzys. Obecnie ten mechanizm nie działa, bowiem złoty jest uporczywie mocny (to też „skutek uboczny” decyzji Rady Polityki Pieniężnej i dysproporcji w wysokości stóp procentowych w Polsce i w jej otoczeniu).

130212.spowolnienie.02.550x

Nie mniej poważnym zagrożeniem w tej fazie cyklu koniunkturalnego jest największe od kilkunastu lat osłabienie popytu wewnętrznego. Świadczy o tym spadek sprzedaży detalicznej grudniu ubiegłego roku o 2,5 proc. oraz wyraźna, trwająca od sierpnia ubiegłego roku, tendencja spadkowa sprzedaży detalicznej, która w grudniu zmniejszyła się o 2,9 proc. Początek roku prawdopodobnie przyniesie pogłębienie się tych negatywnych tendencji, które są między innymi pochodną sytuacji na rynku pracy. Na przełomie pierwszego i drugiego kwartału powinny być już jednak widoczne wyraźne oznaki, że polska gospodarka osiągnęła już poziom „twardego dna”, od którego możliwe jest bardziej trwałe odbicie.

Ewentualne gorsze informacje, jakie w tym czasie mogą się pojawić, będą sprzyjać spadkowej korekcie na giełdzie, jednak nie powinny przeszkodzić w kontynuacji długoterminowej tendencji wzrostowej na rynku akcji.

Roman Przasnyski
Open Finance