Smutny bilans
Maraton w Bostonie, którego tradycja sięga roku 1897, należy do najtrudniejszych na świecie, bowiem podbieg przypada na 32-gi kilometr, kiedy to większość biegaczy dopada kryzys. Ten najstarszy bieg uliczny rozgrywany w Dzień Patriotów, stanowiący w Massachusetts dzień wolny od pracy, od wczoraj zapisał nowy - krwawy rozdział w długiej historii.
Kiedy jeden z trzydziestu polskich uczestników biegu – Grzegorz Popczyk przekraczał linię mety około godziny 13:15 czasu miejscowego, wielu z 27 tysięcy uczestników pozostawało na trasie. Półtorej godziny później doszło do eksplozji, która pochłonęła 3 ofiary śmiertelne, kolejnych 17 osób przebywa w szpitalach w stanie krytycznym, łączna liczba rannych i poszkodowanych zamyka się liczbą 144.
Prezydent Obama komentując śledztwo podjęte przez FBI obiecał: „Dowiemy się kto odpowiada i dlaczego to zrobił”.
Paradoksalnie na liczbę ofiar wpłynęło to, że w 3-ciej godzinie i trzydziestej minucie biegu z reguły do mety licznie dobiegają amatorzy, o czym odpalający niewielkie ładunki organizatorzy zamachu musieli wiedzieć, podobnie jak o tym, że właśnie grupa biegaczy amatorów, o ile to miano jest właściwe w odniesieniu do kogoś, kto pokonuje własną słabość na dystansie 42 kilometrów, była najliczniej dopingowana.
Sport – manifestacja radości, przyjaźni i wartości, które kojarzymy z zachodnią liberalną demokracją – z pewnością stanowi dobry obiekt ataku. Gwarantujący spektakularny, medialny efekt. Już nigdy żaden maraton nie będzie taki sam, zwłaszcza ten w Bostonie.
Mam tylko nadzieję, że kolejny zgromadzi jeszcze więcej uczestników niż tegoroczny – zakończony tak smutnym bilansem. Każde inne rozwiązanie oznaczałoby bowiem, że ulegamy przemocy. Ślepej, okrutnej, ale zawsze skazanej na przegraną w obliczu wspólnoty Wolnych Ludzi!