Siła strachu, siła nadziei
Kiedy Archanioł zwiastował Marii narodzenie Chrystusa, wieść ta wywołała taki zamęt w umyśle Heroda, że próbował odwrócić bieg historii. Bez skutku.
Dzisiaj, gdy piszę te słowa w pod londyńskim domu jednej z moich córek, druga zdążyła już powitać pierwszą Gwiazdę w Nowym Meksyku, zaś moi wnukowie powitają ją ze swoimi rodzicami godzinę po mnie i Krysi. Jeśli tak się dzieje od z górą dwóch tysięcy lat, to widome świadectwo, że wszyscy potrzebujemy nadziei. Nie tylko wiary w głębszy sens naszej egzystencji, ale przekonania, że pomimo dzielących nas odległości, niekiedy nie tylko w geograficznym sensie tego słowa, w ten jeden dzień w roku potrafimy być razem. W naszych małych i większych wspólnotach, poczynając od rodziny, przyjaciół, przez naród, kontynent, po wielką ogólnoludzką wspólnotę, na co dzień targaną konfliktami i sprzecznościami, które w obliczu cudu Narodzenia Pańskiego tracą nagle na znaczeniu.
W otoczeniu naszych angielskich przyjaciół Lulajże Jezuniu będzie miało nieco inny, dla nich cokolwiek egzotyczny wydźwięk, ale przecież nie zmieni to faktu, że oczy mojej żony będą lśniły blaskiem radości wywołanej szczęściem Oli, która wybrała Anglię nie w poszukiwaniu lepszego bytu, tylko z powodu ukochanego mężczyzny. To tylko kolejne potwierdzenie słów Pawła z Tarsu, że trzy są rzeczy, wiara, nadzieja i miłość. Pierwszą zaś z nich jest miłość. To ona daje nadzieję. Bez niej zaś nasza egzystencja staje się pusta i jałowa. Czymże bowiem jest pogoń za sukcesem mierzonym dobrami materialnymi i wyścig, którego reguły wyznacza corporate order? Czy aby nie wyrazem strachu, któremu ulegał biblijny Herod w obliczu przepowiedni, której alegoryczny sens pojmował dosłownie, a więc na opak? Pamiętajmy o tym nie tylko dzieląc się opłatkiem z bliskimi przy wigilijnym stole, ale budując plany na Nowy 2014 Rok, który będzie tym lepszy, im więcej nadziei, którą obiecało zwiastowanie, a ziściło Narodzenie Pana będzie nam towarzyszyło każdego dnia.