Sesja się skończyła, długi zostały
O 300 tys. spadła w ciągu ostatnich czterech lat liczba studentów w Polsce. W tym czasie trzykrotnie wzrosła jednak liczba tych, którzy mają nieuregulowane zobowiązania wobec swoich uczelni. Średnia kwota długu przypadająca na jednego zadłużonego studenta to 1 883 zł. Jedni zadłużają się, bo nie stać ich na utrzymanie się, a inni… rzucają studia i zapominają, że z uczelnią też wiąże ich umowa, którą trzeba wypowiedzieć.
Czesne kosztuje studenta od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie. Wielu z nich musi również zapłacić za wynajęty pokój, dojazdy na uczelnię, korepetycje i pomoce naukowe. Mimo tak wysokich kosztów, liczba studentów w Polsce przekracza 1,5 mln. Nie wszyscy są jednak w stanie udźwignąć tak duże obciążenie finansowe. Widać to w statystykach Krajowego Rejestru Długów, według których studenci są winni szkołom wyższym 9,67 mln zł.
Na wpisanie zadłużonych studentów do Krajowego Rejestru Długów zdecydowało się dotychczas 26 wyższych uczelni w Polsce, w większości prywatne, choć jest w tym gronie też kilka publicznych. W 2011 roku było ich o połowę mniej.
– Spada liczba studentów, a w związku z tym również dochody uczelni. Muszą one nie tylko oferować żakom coraz bardziej konkurencyjną ofertę studiów, co mnoży koszty, ale również staranniej przyglądać się swoim finansom. Dlatego też coraz rzadziej przymykają oko na brak opłaty za czesne i decydują się na skuteczną windykację należności – mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Najczęściej zadłużają się uczniowie krakowskich uczelni – w KRD znajduje się 2 168 dopisanych przez nie zobowiązań – każde na średnio 1 300 zł. Najwięcej do oddania mają studenci z Lublina – ich średni dług przypadający na jednego żaka to aż 3 490 zł.
– Z naszych badań wynika, że tylko 37% płacących za studia ponosi te koszty samodzielnie pracując. 15% studentów decyduje się na zaciągnięcie kredytu lub pożyczki. Najczęściej jednak, bo w 48% przypadków, naukę finansują im rodzice – wylicza Łącki.
Część studenckich długów powstaje na skutek niewystarczających dochodów lub wykorzystania pieniędzy przeznaczonych na studia na „życie studenckie”. Spory odsetek spraw trafiających do Krajowego Rejestru Długów to jednak wynik niefrasobliwości. Zdarza się, że z różnych przyczyn żak rzuca studia – zwyczajnie przestaje przychodzić na zajęcia, ale zapomina przy tym wypowiedzieć umowę z uczelnią.
– Bardzo często to od nas studenci dowiadują się, że mają do zapłaty zaległe faktury – mówi Radosław Koński, dyrektor Departamentu Windykacji Kaczmarski Inkasso. – Zrezygnowali z nauki w czasie semestru, ale nie dopełnili formalności i nie poinformowali o tym uczelni. Formalnie, czesne wciąż było naliczane, dług więc stale się powiększał – wyjaśnia.
Uczelnie coraz chętniej zlecają windykację firmom zewnętrznym. Odzyskiwanie należności na własną rękę jest nieopłacalne i mało skuteczne.
– Średnia kwota długu wobec uczelni wynosi 1 600 zł. Dłużnikami są przeważnie ludzie młodzi, między 20 a 30 rokiem życia. 85% zaległych faktur spłaca się po naszej interwencji – mówi Koński.
Niektórzy studenci liczą, że ich dług ulegnie przedawnieniu. O tym jednak decydują sądy, a te z kolei różnie interpretują rodzaj działalności uczelni – niektóre traktują taką usługę jako umowę – zlecenie, inne jako świadczenie w ramach działalności gospodarczej, ale zdarzało się też że usługa ta nie była traktowana jako działalność gospodarcza. Czas ten może więc wynosić 2, 3, a nawet 10 lat. Próbując uniknąć płacenia za czesne, można narazić się na naprawdę wysokie koszty, ponieważ do każdej zaległej faktury wierzyciel doliczy koszty windykacji i ustawowe odsetki. Wtedy z kilkuset złotych, dług może urosnąć nawet do kilku tysięcy.
Źródło: Krajowy Rejestr Długów