Rząd stawia na wodór, nie tylko do tankowania aut
W jakim stopniu realne jest upowszechnienie tego bez wątpienia czystego paliwa, by mogło stanowić alternatywę choćby tylko dla elektromobilności, nie mówiąc o klasycznych silnikach spalinowych? Na chwilę obecną zasilanie pojazdów wodorem w zdecydowanej większości krajów traktowane jest jako eksperymentalne.
Wodorowe tankowanie najbliżej w Niemczech
Liczba stacji tankowania tego gazu na całym świecie nie może przebić magicznej liczby pięciuset, z czego w całej Europie zlokalizowano niespełna dwieście takich punktów. Na terenie Polski paliwo to nie jest w ogóle dostępne, w efekcie pierwsze na ziemiach polskich wodorowe auto, zarejestrowane w marcu ubiegłego roku przez dealera Toyoty, musi udawać się na napełnienie zbiornika do Niemiec.
Nasi zachodni sąsiedzi są europejskim liderem w tej dziedzinie: wodór można nabyć tam aż w kilkudziesięciu stacjach benzynowych, podczas gdy w większości krajów Unii Europejskiej punkty takowe albo w ogóle nie występują, albo można je policzyć na placach obydwu rąk.
W ostatnim czasie daje się wprawdzie zaobserwować dynamiczny rozwój sieci ładowania – tylko w ubiegłym roku przybyło przeszło 80 nowych stanowisk – jednak entuzjazm mocno maleje jeśli uwzględnimy fakt, iż dane te odnoszą się do całego świata.
Nie należy się zatem spodziewać, by w najbliższych latach niebieskie dystrybutory z wodorem stały się powszechnym widokiem. Jedynym, acz skromnym pocieszeniem może być fakt, iż lekki gaz zapewnia nawet trzykrotnie dłuższy zasięg aniżeli ładowanie akumulatorów w pojazdach elektrycznych, a samo tankowanie trwa kilka minut, podobnie jak w przypadku klasycznych samochodów z silnikami benzynowymi bądź Diesla.
Wodór, dalekowschodnia specjalność
Niską popularność ogniw paliwowych na światowym rynku motoryzacyjnym determinuje również cena tej formy napędu. Najbardziej znane, seryjnie produkowane auto zasilane wodorem, Toyota Mirai, kosztuje w przeliczeniu na polską walutę mocno ponad 300 tysięcy złotych, jest to zatem kwota pozwalająca na zakup dowolnego luksusowego auta wyposażonego w silnik klasyczny lub wysokiej klasy pojazdu elektrycznego.
To, w połączeniu ze wspomnianą już, raczkującą siecią dystrybucji paliwa sprawiło, że w roku minionym na pojazd zasilany wodorem zdecydowało się niewiele ponad 7500 nabywców w skali całego świata.
Największą sprzedaż tradycyjnie już odnotowano w dwóch państwach azjatyckich, Japonii i Korei Południowej, stamtąd też pochodzą trzej liderzy tego segmentu: Hyundai, Toyota i Honda.
Koncerny rezygnują z ogniw paliwowych
Z tych statystyk trudno jednak wyciągać pochopne wnioski, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zaledwie dziesięć lat temu podobną popularnością na całym świecie cieszyły się osobowe pojazdy elektryczne, i to z uwzględnieniem hybryd plug-in.
Równocześnie jednak trudno przejść do porządku dziennego nad decyzjami kolejnych potentatów z branży motoryzacyjnej, którzy w ostatnich miesiącach wycofują się z prac nad zastosowaniem ogniw paliwowych w swych produktach.
W początku tego roku zawieszenie prac nad autem wodorowym zapowiedział Herbert Diess, prezes grupy Volkswagen. Uważa on, iż obecna sytuacja wymusza cięcie kosztów gdzie się da i skoncentrowanie się na najbardziej przyszłościowym segmencie, jakim są auta elektryczne.
Kilka tygodni temu analogiczną deklarację ogłosił General Motors. Inni światowi gracze, poza wymienionymi wcześniej firmami z Kraju Kwitnącej Wiśni i Korei Południowej, także podchodzą z wielką rezerwą do tej alternatywy dla standardowej elektromobilności.
Jesteśmy wodorowym mocarstwem
Czyżby zatem najnowsze plany polskiego rządu były równie hurraoptymistyczne jak zapowiedź rychłego uruchomienia produkcji rodzimego auta na prąd, które w perspektywie pięciu lat miało zawojować rodzime drogi?
Paradoksalnie, skoncentrowanie się na wodorze może być wizją znacznie bardziej realistyczną. Analitycy rynku od pewnego czasu przypominają, że Polska należy do światowych potęg w produkcji tego gazu.
– Produkuje się u nas rocznie megatonę tego pierwiastka. To ilość odpowiadająca 14 procentom zapotrzebowania na ten surowiec w Unii Europejskiej. To 10 razy mniej niż w Stanach Zjednoczonych, lecz nadal imponująco dużo wziąwszy pod uwagę dotychczasowy brak zainteresowania tym sektorem w Polsce – czytamy w raporcie, przygotowanym przez portal 300gospodarka.pl.
Autorzy tego opracowania przypominają, że sama tylko Grupa Lotos wytwarza 15,5 ton tego gazu w ciągu godziny.
– To tyle, ile zużywa autobus wodorowy w ciągu roku – podkreślają.
Ogniwa paliwowe sposobem na OZE
Warto wreszcie wspomnieć, iż elektromobilność stanowi tylko jeden z wątków wspomnianego na wstępie Polskiego Porozumienia Wodorowego. Zgodnie z deklaracjami resortu klimatu jak i społecznych partnerów tegoż przedsięwzięcia, ma ono stymulować działania na rzecz:
- budowy łańcucha wartości dla niskoemisyjnych technologii wodorowych,
- rozwoju silnych krajowych i lokalnych kompetencji w zakresie wytwarzania kluczowych komponentów z łańcucha wartości technologii wodorowych,
- rozwoju czystego transportu opartego o wodór,
- rozwoju wodoru w sektorach gospodarki, w których trudno jest osiągnąć neutralność klimatyczną.
Jednym z istotniejszych postulatów, zawartych w sygnowanym przez obie strony liście intencyjnym, jest rozwój technologii wykorzystujących wodór do magazynowania energii.
Autorzy tego dokumentu wprost wskazują na możliwość produkcji w Polsce ogniw paliwowych, których odbiorcami byłby nie tylko sektor motoryzacyjny, ale również i inne branże, w tym energetyka i ciepłownictwo.
To z kolei nabiera szczególnego wymiaru, jeśli weźmiemy pod uwagę zamiary transformacji unijnej energetyki w kierunku OZE. Niestabilność tych źródeł energii stawia wysokie wymagania jeśli chodzi o magazynowanie prądu, wytworzonego w najkorzystniejszych okresach.
Rozwój technologii ogniw paliwowych może być odpowiedzią na te wyzwania, przyczyniając się tym samym do przyspieszenia przejścia na czyste technologie w segmencie gospodarki, który w największym stopniu odpowiada za emisję smogu.