Rok 2014 według analityków Open Finance
Na giełdzie będzie można zarobić, co przyciągnie nowe środki do funduszy akcji i mieszanych. Skorzystają też fundusze obligacji korporacyjnych, które nieoczekiwanie okazały się hitem 2013 r. Posiadacze lokat nadal nie doczekają wyraźnego wzrostu oprocentowania depozytów, chyba, że w promocyjnej ofercie. Za to niskie odsetki polubią kredytobiorcy - liczba zaciąganych kredytów hipotecznych wróci do punktu równowagi typowego dla naszego rynku, czyli ok. 200 tys. rocznie.
Na giełdzie będzie można zarobić
Roman Przasnyski
W 2014 r. dobra passa na giełdzie ma duże szanse na kontynuację. Głównym motorem, napędzającym zwyżki, będzie poprawiająca się koniunktura gospodarcza oraz wciąż bardzo niskie stopy procentowe. Hossie nie powinny przeszkodzić pierwsze próby zaostrzania polityki pieniężnej w wykonaniu amerykańskiej rezerwy federalnej i Rady Polityki Pieniężnej.
Przesłanek przemawiających za kontynuacją rozpoczętej w drugiej połowie 2013 r. hossy na giełdach, nie brakuje. Można powiedzieć, że w porównaniu do naszej prognozy z ubiegłego roku, nawet ich przybyło. Nieliczne, widoczne obecnie czynniki ryzyka, mogą co najwyżej prowadzić do okresowych, niezbyt groźnych spadkowych korekt. Warto będzie wykorzystać je do przebudowy lub uzupełnienia portfeli.
Najmocniejszych argumentów za kupnem akcji dostarczają wieści płynące z gospodarki. Ta stanowi silny fundament hossy, która do tej pory opierała się bardziej na nadziejach, niż faktach. Obecnie nikt już nie ma wątpliwości, że sytuacja makroekonomiczna uległa zdecydowanej poprawie w Stanach Zjednoczonych Japonii, a więc dwóch spośród pięciu największych gospodarek świata. Wyraźnie widoczne są już jej symptomy w Niemczech. Spowolnienie tempa wzrostu PKB w Chinach do 7-7,5 proc., na razie nie powoduje żadnych negatywnych konsekwencji w skali globalnej i stanowi element zaplanowanej przez tamtejsze władze reorientacji gospodarki. Choć pewne ryzyko ze strony Chin istnieje, to bardzo małe jest prawdopodobieństwo niekontrolowanego rozwoju wydarzeń. Nieco niepokoju pojawia się także w przypadku Francji, jednak trudno przypuszczać, by kraj ten miał popaść w poważniejsze kłopoty. Prawdopodobnie ożywienie pojawi się tam z pewnym opóźnieniem. Co ważniejsze, nie tylko nie potwierdziły się obawy związane z innymi dużymi gospodarkami europejskimi, takimi jak Włochy, ale można powiedzieć, że sytuacja krajów najbardziej dotkniętych kryzysem, w sposób istotny się poprawiła. Najlepszym tego przykładem jest Irlandia, częściowo Hiszpania i Portugalia, a nawet znajdująca się w największych kłopotach Grecja. Co prawda tamtejszym gospodarkom do ożywienia jeszcze daleko, ale kryzysowe zjawiska już tam nie grożą. Czynnikiem ryzyka w sferze makroekonomii jest więc już nie zagrożenie recesją, a możliwość rozczarowania tempem i dynamiką poprawy sytuacji. Konsekwencje tego mogą pojawić się na giełdach pod koniec roku, choć nie powinny być znaczące, bowiem oczekiwania inwestorów nie są w tej kwestii zbyt wygórowane. Mogą one dotyczyć niewielkiego wyhamowania w Stanach Zjednoczonych, trudno bowiem liczyć na to, że sięgająca w trzecim kwartale 2013 r. 3,6 proc. zwyżka PKB będzie zjawiskiem powtarzającym się regularnie w kolejnych kwartałach.
Korzystne warunki dla hossy powinna też tworzyć polityka pieniężna głównych banków centralnych. Choć przesądzone jest stopniowe ograniczanie przez Fed programu skupu obligacji, a być może nawet jego całkowite pożegnanie w 2014 r., to do rzeczywistego rozpoczęcia cyklu zaostrzania polityki pieniężnej droga wciąż jeszcze bardzo daleka. W przyszłym roku z pewnością podwyżki stóp procentowych inwestorów straszyć nie będą. Paradoksalnie, pierwsze oznaki normalizowania polityki banków centralnych mogą stanowić w początkowym okresie optymistyczny sygnał poprawy sytuacji w gospodarce, a więc powinny stymulować zwyżkę na giełdach. Ponadto nie ma na razie niebezpieczeństwa, by śladem amerykańskiej rezerwy federalnej poszedł Bank Japonii, czy Europejski Bank Centralny. Wszystkie te instytucje nie będą spieszyły się ze studzeniem gospodarek, zanim na dobre się nie rozkręcą, a przede wszystkim, dopóki nie dostrzegą zagrożenia ze strony rosnącej inflacji.
Niskie stopy procentowe, niewielka inflacja oraz brak istotnych czynników ryzyka i niepewności, płynących z gospodarek i rynków finansowych, a więc i stosunkowo niska atrakcyjność lokat bankowych i obligacji skarbowych, kierować będą uwagę i kapitały inwestorów w stronę aktywów dających szanse na wyższe stopy zwrotu i bardziej ryzykownych. Ta tendencja jest już widoczna zarówno w skali globalnej, jak i na naszym podwórku. Wycofywanie się inwestorów z rynku amerykańskich obligacji i złota widać już na większą skalę od kilku, kilkunastu miesięcy. Na naszym rynku wyraźnie odczuwalne jest przesuwanie oszczędności z lokat bankowych i funduszy obligacji skarbowych oraz rynku pieniężnego w kierunku funduszy akcji. Ten proces będzie kontynuowany także w kolejnych kwartałach.
Jednym z czynników ryzyka dla rynku akcji jest skala dotychczasowego wzrostu na giełdach. Może ona rodzić pokusę realizacji zysków, szczególnie w momentach sprzyjających korektom, takich jak chwilowo gorsze dane makroekonomiczne lub decyzje banków centralnych. Z takim zjawiskiem możemy mieć do czynienia w pierwszych miesiącach 2014 r. Przekraczające 25 proc. zwyżki indeksów na giełdzie nowojorskiej, czy 20 proc. wzrost wskaźnika we Frankfurcie, w połączeniu z rozpoczęciem ograniczania programu skupu obligacji przez Fed, mogą takiej korekcie sprzyjać. Poważniejszym zagrożeniem może być przewartościowanie akcji, spowodowane nienadążaniem dynamiki wyników finansowych spółek za szybko rosnącymi kursami ich akcji.
Na naszym rynku ten ostatni rodzaj zagrożenia dotyczy przede wszystkim walorów małych i średnich firm. Wskaźnik średnich spółek zyskał w ciągu 2013 r. ponad 30 proc., a sWIG80 wzrósł o prawie 40 proc., nim oba indeksy weszły w fazę korekty. Po schłodzeniu nastrojów możliwa jest dalsza zwyżka w tym segmencie rynku, choć prawdopodobnie jej skala będzie już nieco skromniejsza. Tego typu problemów nie mają wskaźniki naszych blue chips. WIG20 kończy 2013 r. na kilkuprocentowym minusie. Jednak i w jego przypadku obserwowana w listopadzie i grudniu korekta ma swoje uzasadnienie, bowiem po bardzo złym pierwszym półroczu, odrabiał on straty, rosnąc o 20 proc. Przyszły rok powinien być dla tego segmentu lepszy, choć nie brakuje czynników mogących hamować dynamiczną zwyżkę i powodować występowanie okresów słabości i korekt.
Wzrostom na naszym parkiecie sprzyjać będzie widoczna już wyraźnie poprawa sytuacji w gospodarce i dobre rokowania na kontynuację tej tendencji. Dane za trzeci kwartał wskazują, że oprócz eksportu, wzrost wspierać zaczynają popyt wewnętrzny i inwestycje. To zaś gwarantuje, że mamy do czynienia z poprawą o trwałym charakterze i stopniowym uniezależnianiem się od ewentualnych wahań koniunktury w otoczeniu. Problemem może pozostawać jedynie dynamika wzrostu PKB, ale generalnie powinna ona wspierać hossę. Nie powinno stanowić zagrożenia dla niej prawdopodobne rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp procentowych. Stopy są na bardzo niskim poziomie, więc ich niewielki wzrost nie będzie problemem. Na taki krok Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się dopiero w drugiej połowie roku i najpewniej nie będzie się spieszyć z jego wykonaniem, dopóki nie pojawią się poważniejsze zagrożenia inflacyjne. A na to się na razie nie zanosi.
O ile sprzyjające inwestorom będzie więc środowisko makroekonomiczne, to spore zagrożenia wynikają z czynników rynkowych. Mowa tu oczywiście o negatywnych konsekwencjach zmian w systemie emerytalnym. Będą one widoczne zarówno w horyzoncie krótkoterminowym, jak i bardziej systemowo. W tym pierwszym aspekcie chodzi o niebezpieczeństwo pozbywania się akcji przez OFE w pierwszych miesiącach roku, w związku z koniecznością przekazania ponad połowy portfela do ZUS oraz późniejszego dążenia do ograniczenia ryzyka, płynącego ze zbyt dużego udziału akcji w portfelach funduszy. W dłuższym okresie będziemy mieć do czynienia z istotna zmianą roli OFE na rynku kapitałowym. Do tej pory przez ponad dziesięć lat generowały one stały popyt na akcje. Po zmianach, znacznie częściej będą one wywierały na rynek presję podażową. Fundusze inwestycyjne, zależne od napływu środków klientów, nie zawsze będą w stanie tę presję równoważyć. Świadomość tych mechanizmów może mieć istotny wpływ na zachowanie inwestorów zagranicznych, którzy znacznie bardziej ostrożnie będą podchodzić do naszego rynku.
Ważąc szanse i możliwe do rozpoznania obecnie zagrożenia, stojące przed warszawskim parkietem, można pokusić się o umiarkowanie optymistyczną prognozę, zakładającą około 10 proc. wzrost indeksów największych spółek oraz kilkunastoprocentową zwyżkę w segmencie małych i średnich firm.
Hipoteki: w 2014 roku pomogą MdM i niskie stopy
Halina Kochalska
Nie będzie już tak źle jak w 2013 r., ale o boomie też nie ma mowy. W 2014 r. sprzedaż kredytów ma szansę przybliżyć się do 200 tys. sztuk. Pomogą w tym program pomocy Mieszkanie dla Młodych, niskie stopy procentowe i poprawa koniunktury gospodarczej.
Wszystko wskazuje na to, że spełniły się nasze prognozy na 2013 r. Liczba nowo udzielonych kredytów w roku z pechową „13”, rzeczywiście będzie niższa niż w roku 2009, po upadku Lehman Brothers. Wyniesie ok. 170 tys. W ciągu trzech kwartałów banki sprzedały 131,5 tys. kredytów i jeśli IV kwartał będzie zbliżony do poprzedniego to skończy się na około 177 tys. umów. Tym razem jednak koniec czarnowidztwa. 2014 r. będzie lepszy. Polacy zaciągną w przyszłym roku około 200 tys. kredytów.
Powodów do bardziej optymistycznego spojrzenia jest kilka. Przede wszystkim jest to poprawa koniunktury gospodarczej i oczekiwany wyższy wzrost PKB niż w 2013. W efekcie poprawią się także nastroje Polaków, co pomoże w podejmowaniu tak poważnych decyzji jak zaciągnięcie wysokiego kredytu na kilkadziesiąt lat. Dodatkowo mobilizująco będą działały informacje o zatrzymaniu spadku cen nieruchomości, a nawet o ich wzrostach. W ostatnich latach wyczekiwanie na przecenę na rynku mieszkaniowym było jedną z głównych przyczyn przekładania zakupów, ale ten argument zniknie w 2014 r. Na dodatek śmiałkom sprzyjać będzie niskie oprocentowanie kredytów, bo przez większą część roku utrzymają się rekordowo niskie stopy procentowe. A to, jak już rynek zdążył zauważyć, przekłada się na niższą ratę, do której łatwiej się przekonać. Pomaga też we wzroście zdolności kredytowej mniej zamożnym klientom. Przy obecnej stawce WIBOR 3M (2,65 proc.) i średniej marży dla rynku 1,7 p.p. rata od każdych 100 tys. zł pożyczonych na 30 lat to 498 zł. Rynek przewiduje, że stopy procentowe wzrosną pod koniec przyszłego roku i będzie to i tak stosunkowo niewielki ruch, w porównaniu do stawek, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Oczekiwany przez inwestorów WIBOR 3M za 15 miesięcy wynosi ok. 3,2 proc.
Swoje zrobi też start programu dopłat Mieszkanie dla Młodych. Po pierwsze dlatego, że po tym jak w 2012 r. zakończył się program Rodzina na Swoim i rząd zapowiedział uruchomienie nowej pomocy od 2014 r., wielu postanowiło na nią poczekać. Nie chcieli mieć poczucia straconej okazji. Część z pewnością się rozczaruje i ostatecznie weźmie zwykły kredyt, bo nie uda im się spełnić stawianych przez program warunków. Skończy się jednak stan zawieszenia i powstrzymywanie popytu. Sam program nie wywoła ogromnego poruszenia na rynku, choć nie pozostanie obojętny. Można szacować, że w skali roku z dopłatą MdM udzielonych zostanie ok. 21 tys. kredytów. Stanowi to w granicach 11 proc. rocznej sprzedaży kredytów. Dla porównania w trzech ostatnich latach obowiązywania programu Rodzina na Swoim, kredyt taki zaciągało 43 -51 tys. osób rocznie.
Sięganie po kredyty ułatwi również zmiana w zasadach podejścia do zdolności kredytowej. Zgodnie z nowymi zaleceniami Komisji Nadzoru Finansowego, zawartymi w rekomendacji S, banki od 2014 r. będą mogły liczyć zdolność kredytową klienta do spłaty kredytu przez okres 30 lat, zamiast 25, jak robiły to w 2012 i 2013 r. Pozwoli to obniżyć ratę o około 10 proc. zwiększając tym samym dostępność do kredytu.
Z kolei w drugiej połowie roku popyt wzrośnie ze względu na planowane od 2015 r. podwyższenie progu wkładu własnego. Udział klienta w zakupie mieszkania na kredyt będzie podniesiony z 5 proc. obowiązujących od 2014 r. do 10 proc. ceny nieruchomości. A to robią się już poważne kwoty, dla których część klientów przyspieszy decyzję o zaciągnięciu kredytu, tak aby zdążyć z zakupem w 2014 r.
Nie obędzie się również bez przeszkód. Po zmianach zaleceń KNF, w przyszłym roku Polacy starający się o kredyt hipoteczny zderzą się z koniecznością posiadania co najmniej 5 proc. wartości nieruchomości kupowanej na kredyt. Dla wielu może się to okazać sporym problemem. Odsetek osób zaciągających kredyty na więcej niż 95 proc. wartości nieruchomości można szacować na co najmniej kilkanaście procent. Jak zaznacza KNF, pieniądze na wkład własny nie będą mogły pochodzić z innego kredytu, co klient będzie zobowiązany potwierdzić oświadczeniem. Niewykluczone, że banki zastosują pewne obejście nowych rozwiązań i będą liczyły do kredytu 95 proc. wartości nieruchomości jej przyszłej wyceny, zawierającej już nakłady na wykończenie czy remont. Wyszłyby w ten sposób naprzeciw klientów bez grubego pliku gotówki. Zwiększyłyby też sprzedaż kredytów.
Sprzymierzeńcem rynku w przyszłym roku nie będą marże. Można się spodziewać, że jeszcze wzrosną. Niskie stopy procentowe pomagają bankom w podwyższaniu marż, bo w takich warunkach podniesione koszty, nie dają się klientom mocno we znaki. Niewykluczone, że średnia marża dla kredytów powiązanych z innymi produktami zbliży się do 2 pkt. proc. wobec 1,7 proc. obowiązujących obecnie. Wyjątkiem zapewne okaże się wiosna, gdy banki ogłoszą liczne promocje.
Fundusze przyciągną kapitał
Bernard Waszczyk
Tak jak prognozowaliśmy przed rokiem, w bieżącym roku znacząco pogorszyły się wyniki funduszy obligacji, co poskutkowało wycofywaniem przez inwestorów pieniędzy w nich ulokowanych. Niskie stopy procentowe i coraz lepiej widoczne oznaki poprawy sytuacji gospodarczej zarówno w kraju, jak i za granicą, sprawiły z kolei, że coraz większą atencją zaczęły cieszyć się fundusze akcji. O ile w 2012 roku przewaga wpłat nad umorzeniami wyniosła w przypadku funduszy obligacji skarbowych i uniwersalnych przeszło 25 mld zł, tak po 11 miesiącach br. saldo jest ujemne i wynosi blisko 4,9 mld zł. Z kolei w przypadku funduszy akcji (polskich i zagranicznych) dotychczasowe tegoroczne dokonania w tym zakresie to ponad 4,4 mld zł na plusie. Nie można nie wspomnieć o funduszach obligacji korporacyjnych, które nieoczekiwanie stały się jednymi z najczęściej wybieranych przez inwestorów kategorii funduszy w 2013 roku, notując po 11 miesiącach napływ świeżej gotówki w kwocie przeszło 4,4 mld zł.
Wiele wskazuje na to, że nadchodzący rok przyniesie kontynuację powyższych trendów. Utrwalający się wzrostowy trend w gospodarce, niskie stopy procentowe oraz relatywnie niska inflacja, przy jednoczesnym skromnym oprocentowaniu bankowych depozytów, nadal będą skłaniały inwestorów do poszukiwania potencjalnie bardziej dochodowych lokat dla kapitału. Ponieważ atrakcyjność funduszy z przewagą obligacji skarbowych w przyszłym roku będzie raczej niewiele lepsza niż w tym roku, spodziewany jest raczej wzrost zainteresowania funduszami stricte akcyjnymi, jak i mieszanymi. Nadal można oczekiwać większego zainteresowania funduszami obligacji korporacyjnych, choć nie spodziewam się, żeby mogło ono być większe niż w tym roku.
Przed rokiem prognozowałem, że na koniec 2013 roku fundusze będą zarządzały ok. 170 mld zł. Rzeczywistość jednak znacznie przerosła prognozy, bo już na koniec listopada w funduszach było blisko 183 mld zł. W ciągu tych 11 miesięcy aktywa funduszy wzrosły o 36,6 mld zł, z czego ok. dwóch trzecich to zasługa nowych wpłat dokonywanych przez klientów, a reszta to wzrost wartości lokat, w jakie fundusze zainwestowały pieniądze. W sumie wzrost wyniósł więc dokładnie 25 proc. Wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby w przyszłym roku sytuacja się powtórzyła, a aktywa funduszy sięgnęły pod koniec 2014 roku 210-220 mld zł.
Lokaty: bez kluczowych zmian
Michał Sadrak
Trudno oczekiwać, aby bez wsparcia ze strony Rady Polityki Pieniężnej banki śmielej zaczęły podnosić oprocentowanie depozytów. A ponieważ instytucje finansowe zwykle reagują na podwyżki stóp z pewnym opóźnieniem, to zauważalnego wzrostu odsetek można się spodziewać, ale dopiero w 2015 r. Bynajmniej nie oznacza to, że 2014 r. spisany jest na straty.
Można oczekiwać, że przynajmniej do połowy roku spora część banków wciąż będzie promować długoterminowe lokaty, po to aby zagwarantować sobie relatywnie niedrogie finansowanie. To te depozyty mogą zanotować największy wzrost. Dla klientów takie zamrażanie środków prawdopodobnie będzie jednak rozwiązaniem mało korzystnym, dlatego o wiele lepszym wyjściem będzie korzystanie z promocyjnych ofert depozytów o terminach zapadalności do pół roku włącznie. Słowem, żeby liczyć na wyższe zyski wystarczy nie przywiązywać się tylko do jednego banku oraz rozsądnie wykorzystywać promocje krótko- i średnioterminowych lokat dostępnych w danej chwili na rynku.
W połowie roku średnie oprocentowanie 6- i 12-miesięcznych lokat może znaleźć się w okolicach 2,8-3 proc. w skali roku. Prawdopodobnie nieco niżej znajdzie się przeciętna stawka dla depozytów kwartalnych, zaś nowozakładane lokaty dwuletnie mogą być oprocentowane średnio nawet na 3,5 proc. Oczekiwane są więc zmiany czysto kosmetyczne, za wyjątkiem długoterminowych depozytów, których zwyżki – w oczach banków – mają największe uzasadnienie.
Aby przy braku decyzji o podwyżkach stóp ze strony RPP banki mimo wszystko zdecydowały się na bardziej odważne podniesienie odsetek konieczny byłby boom na rynku kredytowym lub silny odpływ oszczędności gospodarstw domowych. O ile gwałtowny wzrost akcji kredytowej jest niezwykle mało prawdopodobny, to już wycofywania pieniędzy przez klientów wykluczyć nie można. Paradoksalnie, oprocentowanie depozytów częściowo może zależeć od sytuacji na giełdzie. Wysokie zyski z rynku akcji mogłyby skłonić wielu klientów do powrotu na rynek funduszy, co być może negatywnie odbiłoby się na saldzie środków ulokowanych w bankach przez gospodarstwa domowe.
Oczekiwany wzrost inflacji powoduje, że realne zyski (uwzględniające podatek i wzrost cen) z kończących się w 2014 r. depozytów prawdopodobnie będą znacznie niższe. Dotyczy to głównie drugiej połowy roku. Obok wzrostu inflacji, będzie to spowodowane także stosunkowo niskim oprocentowaniem depozytów, które będą się kończyć. Realne zyski na poziomie powyżej 4 proc. Z najlepszych lokat powinny się skończyć już w drugim kwartale, a do końca roku mogą one spaść w okolice 1 proc.
Można się spodziewać, że banki pokażą w 2014 r. kolejne programy służące do systematycznego oszczędzania. Niewykluczone, że reforma OFE przynajmniej częściowo przypomni o konieczności samodzielnego odkładania środków na emeryturę, co prawdopodobnie zechcą wykorzystać banki oferując kolejne produkty oszczędnościowo-inwestycyjne. Być może wybrane instytucje finansowe postanowią także zaproponować klientom programy premiujące oszczędzanie na wkład własny do kredytu lub po prostu premiujące odkładanie środków na zakup nieruchomości.
Dział Analiz Open Finance