Putin zmienia mix energetyczny Niemiec
Pojawiły się więc pytania o zastąpienie Rosji innymi dostawcami gazu albo nowymi opcjami energetycznymi. Czy powrócić do energii atomowej, opóźnić odejście od węgla, tworzyć nowe rezerwy, przyśpieszyć marsz ku energii odnawialnej? Dyskusje w rządzie i wśród ekspertów obejmują wszystkie te kwestie.
Od 2035 roku prąd w Niemczech tylko z OZE?
Już kilka dni po putinowskiej agresji na Ukrainę, gdy kopernikańska zmiana polityki Niemiec stała się nieodwołalna, w ministerstwie gospodarki uściślono plan rozwoju energetyki odnawialnej.
O ile wcześniej była mowa o prawie pełnym pokryciu potrzeb energią odnawialną gdzieś około roku 2050, o tyle w tych dniach mówi się o roku 2035 jako dacie, gdy „niemiecki prąd” będzie produkowany tylko z OZE. Na czele ministerstwa gospodarki stoi Robert Habeck z partii Zielonych.
Elektrownie atomowe Niemcy wyłączą, a potem włączą
Na początku marca zaczęły się prace nad nowelą ustawy w sprawie ekoenergii. Zakłada, że do roku 2030 farmy wiatrowe na lądzie wyprodukują 100-110 gigawatów prądu czyli dwa razy więcej niż obecnie.
Farmy morskie wytworzą zaś 30 gigawatów, cztery razy więcej niż teraz. Z kolei baterie słoneczne mają dostarczyć 200 gigawatów. Przy zakupie tych ostatnich, instalowanych na dachach, będą przewidziane ulgi, na czym skorzystają miliony właścicieli domów.
W zeszłym roku z energii odnawialnej wytworzono 41 proc. zużytego w Niemczech prądu. Z elektrowni gazowych pochodziło – 15 proc.
Żywo dyskutuje się też o węglu i atomie. Debatę na ten temat 1 marca przeprowadzili z federalnym ministrem gospodarki krajowi ministrowie tego resortu.
Elektrownie atomowe ze względów technicznych zostaną zgodnie z planem odłączone, ponieważ tego procesu nie da się już zatrzymać, ale zimą 2023/2024 będą znów podłączone
Jeśli chodzi o atomistykę, Niemcy po katastrofie w japońskiej Fukuszimie w 2011 roku zdecydowali o stopniowym zamykaniu swoich elektrowni i obecnie z końcem tego roku mają przestać działać trzy ostatnie.
Na naradzie wstępnie ustalono, że elektrownie te ze względów technicznych zostaną jednak zgodnie z planem odłączone, ponieważ tego procesu nie da się już zatrzymać, ale zimą 2023/2024 zostaną znów podłączone. Wszelkie decyzje w tej dziedzinie trzeba bowiem podejmować z wyprzedzeniem półtorarocznym.
Już wcześniej przedstawiciele koncernów zarządzających elektrowniami atomowymi Eon, RWE i EnBW, wskazywali, że np. byłoby trudno na nowo szybko pozyskać pasujące pręty paliwowe, aby przedłużyć żywot tych elektrowni. Wymaga to czasu. Poza tym, zauważali, może zacząć brakować fachowego personelu.
Nowe terminale na LNG
Na naradzie dyskutowano też o przyszłości węgla jako, co podkreślano, „szkodliwego dla klimatu” dostawcy prądu. Nie zmieniono wcześniejszych postanowień o odejściu od energetyki węglowej do roku 2038, a w „idealnym wypadku” do 2030 roku.
W każdym razie w 2022 roku zostaną zamknięte bloki elektrowni na węgiel brunatny w największym w Niemczech koncernie węgla brunatnego RWE w Nadrenii.
Koncern jednocześnie oznajmił, że bada, czy dałoby się ewentualnie reaktywować wyłączone już bloki lub przesunąć wyłączenie działających, gdyby „rząd federalny uznał tego rodzaju środki za konieczne”.
Z kolei premier Bawarii Markus Söder (CSU) wyraził pogląd, że wobec wojny na Ukrainie lepiej przedłużyć o trzy-pięć lat funkcjonowanie działających elektrowni atomowych niż węglowych. Jego zdaniem, wciąż czynna elektrownia atomowa Isar 2 w Essenbach w Dolnej Bawarii spokojnie mogłaby działać dalej.
Do rozwiązania pozostaje kwestia gazu. Przed wojną zakładano, że będzie on odgrywał coraz większą rolę wraz z odchodzeniem od węgla i atomu. Gazu jednak trzeba nie tylko do produkcji prądu, lecz także do ogrzewania mieszkań. Obecnie połowa niemieckiego importu tego surowca pochodzi z Rosji.
Rząd chce to zmienić i już zapowiedział budowę nad Morzem Północnym dwóch terminali na gaz ciekły (LNG). Budowa może jednak potrwać do pięciu lat – zauważył minister gospodarki Nadrenii Północnej-Westfalii, Andreas Pinkwart.
Niemcy przestawiają się na nową dla siebie rzeczywistość bez gazu z Nord Streamów
Doraźnie federalne ministerstwo gospodarki opracowało zasady gromadzenia rezerw gazu, a konkretnie ich minimalnego poziomu w określonych porach roku. Np. na początku października u progu sezonu grzewczego poziom ten ma wynosić 80 proc., a 1 lutego 40 proc.
Obecnie te poziomy, nie tylko w Niemczech, są niższe. Według danych europejskiego związku gazowego Gas Infrastructure Europe z siedzibą w Brukseli, zbiorniki w Europie są dziś wypełnione zaledwie w 29 proc.
Zależność Niemiec od Rosji w zakresie ropy naftowej jest natomiast mniejsza niż w wypadku gazu: wynosi 35 proc. Kraj ma jednak strategiczną rezerwę na 90 dni, a władze uważają światowy rynek za stabilny.
Niemcy przestawiają się na nową dla siebie rzeczywistość bez gazu z Nord Streamów. Zarazem nie zmieniają głównego celu, jakim jest możliwie całkowite przejście się na energię ze źródeł odnawialnych. I to już za kilkanaście lat, czyli szybciej niż planowali przed wojną Putina.