Przed nami fala upadłości firm w Polsce
Liczba upadłości przedsiębiorstw od początku tego roku jest o 21% większa niż w tym samym okresie 2011 roku.
Czy to już odwrócenie trendu, upadłości nie będą rosnąć? Niestety nie. Wprawdzie liczba upadłości w lipcu była porównywalna z ich liczbą w analogicznym miesiącu rok temu… Wprawdzie 75 firm, które upadły zatrudniały według ostatnich dostępnych danych ok. 2,8 tysiąca osób a ich zsumowany roczny obrót wynosił ok. 1,4 mld złotych (monitory sądowe nr. 126-147) – czyli dwu-trzykrotnie mniej niż u firm bankrutujących w czerwcu…
– Jest to specyfika upadłości – także przedsiębiorcy ulegają emocjom, decydując o kontynuowaniu lub zakończeniu działalności, zaprzestaniu walki o utrzymanie płynności finansowej. Na początku roku tak jak wszyscy są pełni obaw co on przyniesie, następnie napięcie trochę opada – najpierw w związku z wakacjami a potem ze zwiększonymi zamówieniami w okresie przedświątecznym. Optymizm niestety nie wystarczy do odwrócenia trendu. Nic nie zapowiada pojawienia się pozytywnych bodźców w gospodarce, które mogłyby pobudzić gospodarkę – a w efekcie poprawić sytuację firm na tyle, aby liczba upadłości w porównaniu do roku ubiegłego zaczęła w dłuższym okresie spadać lub chociażby przestała trwale rosnąć. Pamiętajmy, że w Polsce liczba upadłości nieprzerwanie zwiększa się począwszy od 2009 roku, czyli także w czasie zdecydowanie lepszej sytuacji gospodarczej, z jaką mieliśmy do czynienia rok-dwa lata temu – mówi Tomasz Starus, dyrektor Biura Oceny Ryzyka oraz Główny Analityk w Euler Hermes.
Lipiec – budownictwo wciąż ma problemy, ale są też zmiany…
Od początku roku do końca lipca upadło 157 firm budowlanych. Jest to już nie 45 czy nawet 60 procent więcej niż w roku 2011 (jak było jeszcze w marcu-maju) – po lipcu upadłości firm budowlanych liczonych od początku roku było o 75% więcej niż w tym samym okresie 2011r. Nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie liczba upadłości w budownictwie była mniejsza – mało jest nowych inwestycji, czy to publicznych czy prywatnych, mogących zapewnić branży szybki dopływ nowych środków.
…upadają mniejsze (raczej – już nie największe) firmy budowlane – głównie podwykonawcy
Należy się spodziewać, iż falę największych upadłości mamy już za sobą – wciąż mogą być to firmy o obrotach nawet kilkudziesięciu czy kilkuset milionów złotych, natomiast nie będą to już firmy wielkości PBG, o obrotach idących w miliardy złotych. Poza tą firmą i Polimeksem Mostostal (mającym dobry i bardzo perspektywiczny portfel zamówień, co znalazło uznanie w oczach banków, które jak na razie przystały na proponowane im porozumienie) największe przedsiębiorstwa są bowiem de facto własnością zagranicznych grup budowlanych, które zapewniają im finansowanie – nie są więc one zależne od krajowych banków czy nabywców obligacji. Upadać więc raczej będą podwykonawcy, a nie główni wykonawcy największych inwestycji infrastrukturalnych.
…i pociąga za sobą inne branże
Druga największa ogłoszona w lipcu upadłość dotyczyła firmy z woj. podlaskiego zajmującej się hurtową sprzedażą drewna, materiałów budowlanych i wyposażenia sanitarnego. Takich firm – produkujących, zaopatrujących czy świadczących usługi na rzecz budownictwa jest sporo w statystyce upadłości, bo aż 21 spośród 75. Szczególnie dużą grupę stanowią producenci i dostawcy drewna oraz wyrobów betonowych, ale pojawiły się tez firmy wykonujące instalacje elektryczne, prace ziemne czy transportowe. – Koło zamachowe gospodarki, jakim jest budownictwo, pracuje obecnie wstecz – sprawia problemy, a nie jest siłą napędową branż współpracujących. O ile największe firmy budowlane mają z reguły nie tylko lepszą pozycje przetargową w rozmowach z bankami, ale mogą zaoferować wierzycielom także w miarę pewne zabezpieczenia w postaci hipotek na nieruchomościach czy zastawu na majątku, to mniejsze firmy z nimi współpracujące nie mają z reguły takich atutów. Trudniej jest więc odzyskać od nich pieniądze w razie potencjalnych kłopotów, dlatego ich wierzyciele reagują bardziej nerwowo, starając się jak najszybciej zajmować ich konta czy majątek, co jest decydujące w krytycznych chwilach walki o utrzymanie działalności i płynności finansowej – mówi Grzegorz Hylewicz, dyrektor Windykacji w Euler Hermes.
Budownictwa nie można jednak skreślać
Jak zauważa jednak Grzegorz Kwieciński, dyrektor Działu Gwarancji w Euler Hermes: – Mimo dużej skali problemów budownictwa, wciąż wiele firm ma zdywersyfikowaną działalność (czyli tracąc na jednym kontrakcie udaje im się zarobić na innych, bardziej dochodowych zleceniach) oraz rozsądną politykę finansową. Dlatego pomimo licznych w nim problemów z płynnością finansową, przesadą jest mówienie o całej branży jako bankrutującej (o czym świadczy fakt, iż np. wg. Programu Analiz Branżowych Euler Hermes w terminie regulowane jest 74% wartości należności branży – mogłoby być więcej, ale…). Euler Hermes cały czas ubezpiecza sprzedaż swoich klientów do branży budowlanej, jak również udziela jej gwarancji kontraktowych. Nie stosujemy zasady odpowiedzialności zbiorowej, jakiegoś negatywnego kryterium w odniesieniu do całej branży – wręcz przeciwnie, np. w samym lipcu udzieliliśmy w budownictwie przeszło dwukrotnie więcej nowych gwarancji niż w poprzednim miesiącu.
Produkcja przemysłowa, usługi, hurt – obecnie ich sytuacja nie pogarsza się
Ale nie jest też lepsza niż w roku ubiegłym – poziom upadłości w tych branżach jest w miarę stały. Co prawda głośno komentowano większy, niż oczekiwano spadek zamówień firm w czerwcu, ale wynikał on z pewnego (średnio kilkutygodniowego) cyklu koniunkturalnego. W kwietniu i maju zamówienia rosły szybciej – odbiorcy uzupełniali wtedy zapasy, następnie zamówienia trochę spadają, aby potem znowu wzrosnąć. Patrząc na to na spokojnie, z większej niż miesiąc perspektywy widać jednak pewne powolne ale stałe wyhamowywanie zamówień, o czym świadczy upadłość trzech kolejnych dostawców mebli, oświetlenia i art. wyposażenia wnętrz (podobnie jak w poprzednich miesiącach).
Gorzej – w transporcie i handlu detalicznym
Popyt na rynku wewnętrznym przechodzi w fazę stagnacji – w efekcie upadają nie tylko sklepy spożywcze czy drogeryjne (konsumenci szukający oszczędności częściej kupują w dyskontach), ale także wyspecjalizowane w dobrach, których zakup można odłożyć – np. ze sprzętem sportowym czy komputerowym. Łącznie liczba upadłości sklepów detalicznych wzrosła od początku roku o 65% w stosunku do roku ubiegłego.
Upadłości w regionach – łódzkie trzyma się jeszcze dobrze
W kilku województwach liczba upadłości w lipcu była minimalna, lub nie było ich wcale – m.in. w woj. warmińsko-mazurskim, podkarpackim, opolskim, lubuskim czy podlaskim. Są to z reguły województwa mniej uprzemysłowione, w których mniejszy odsetek firm uzależniony jest od koniunktury na zewnątrz – dlatego trochę łatwiej jest im ograniczać straty oraz skalę działalności w czasie dekoniunktury. Czempionem jednak – jeśli można użyć takiego określenia – w gronie województw jest łódzkie, w którym wciąż upadłości nie rosną tak dynamicznie jak w innych regionach kraju (było ich od początku roku 21, podczas gdy w tym samym okresie 2011 – 29). Wynika to także ze specyfiki biznesu w tym regionie – łódzkie firmy są w niemniejszym stopniu otwarte na eksport czy wymianę handlową poza swoim województwem niż te z najsilniejszych gospodarczo regionów, ale… Są to od nich z reguły firmy mniejsze – a więc także bardziej elastyczne oraz bazujące na kapitale własnym (mniej uzależnione od usztywniającego się stanowiska banków). Podobnie wzrost liczby upadłości nie jest jeszcze obserwowany na Pomorzu.
Wspomniane spowolnienie obiegu należności, mniejsze zamówienia i częstsze straty przełożyły się już także na wyniki śląskich firm, które jeszcze w pierwszych miesiącach tego roku radziły sobie nie gorzej niż w roku ubiegłym. Obecnie trend ten odwrócił się i liczba upadłości na Śląsku jest większa niż rok temu – od początku ogłoszono ich 54 w stosunku do 52 w 2011 roku. Z kolei znaczny wzrost (w stosunku do ubiegłego roku, a nie bezwzględnie) ma w tym roku miejsce w woj. podlaskim, świętokrzyskim czy lubelskim.
Podsumowanie – liczba upadłości będzie w skali roku jednak rosnąć
Spadająca obecnie liczba zamówień, zdecydowanie mniejsza liczba nowych inwestycji (zarówno infrastrukturalnych jak i przedsiębiorstw) jak i hamujący popyt wewnętrzny przełożą się na podtrzymanie trendu 20-sto procentowego wzrostu liczby upadłości, a być może nawet na jego wzmocnienie w czwartym kwartale (za sprawą budownictwa, ale też przemysłu spożywczego). Widać to chociażby po spowalniającym obiegu pieniądza w gospodarce: banki selektywnie podchodzą do tego, kto może liczyć na ich wsparcie. Już nie badają indywidualnych wyników firm, ale to analiza portfelowa decyduje o tym, że firmom związanym z budownictwem (a w najbliższej przyszłości związanym także z handlem detalicznym jak i hurtowym) trudniej jest uzyskać finansowanie. Spodziewamy się więc, że na koniec roku upadłości będzie nie mniej niż 850 – i są to ostrożne szacunki.
Euler Hermes