PPK – czy wszyscy będziemy szczęśliwi?
Pracownicze plany kapitałowe (PPK) to próba znalezienia odpowiedzi na problemy polskiego systemu emerytalnego. Nie wiem, czy najlepsza, ale wiem, że od wielu lat nikt lepszej nie przedstawił. W dyskusji o PPK często prezentuje się perspektywę „makro” – np. brak wystarczającej skali oszczędności, czy też potrzebę budowania krajowych zasobów kapitału. Natomiast rzadko uwzględnia się w tych dyskusjach perspektywę pracowników. A perspektywą, która właściwie nie występuje w debacie publicznej, jest perspektywa pracodawców i fakt, że bez ich zaangażowania (w kontekście aktywnego i pozytywnego wsparcia) pomysł PPK może okazać się niezwykle trudny do wdrożenia.
To właśnie brak myślenia w kategoriach „czynników sukcesów” i zdobywania szeroko rozumianego wsparcia dla PPK może okazać się głównym problemem reformy.
Potrzebna „niewymuszona” chęć udziału w PPK
Zacznijmy od pracowników. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że bez zainteresowania z ich strony pracodawcy będą wspierać PPK. Mechanizm „automatycznego” udziału w PPK z pewnością spowoduje „wzrost” zainteresowania PPK, ale bez „niewymuszonej” gotowości udziału w PPK sukces reformy nie będzie kompletny.
W budowaniu zainteresowania pracowników ideą PPK najważniejsze wydają się być dzisiaj: 1) brak zaufania do wszystkiego co firmuje państwo, a co dodatkowo jest obowiązkowe, 2) „oklepana” już niska skłonność do oszczędzania, i w końcu 3) brak wiedzy i akceptacji dla inwestowania „w ogóle”.
W pierwszym aspekcie (zaufanie do państwa) utrata zaufania do długoterminowego inwestowania, ale także do państwa, jako gwaranta jakości i stabilności rozwiązań, to efekt działania właściwie wszystkich ostatnich ekip rządowych. Choć pewnie na „złoty medal” zasługuje poprzedni rząd i osobiście minister Rostowski. Szkody wyrządzone częściową „nacjonalizacją” aktywów OFE, a szczególnie podważaniem sensu inwestowania w akcje, długo będą odbijać się na naszych postawach i skłonności Polaków do inwestowania.
Emocje czy racjonalne argumenty?
Z tym problemem przyjdzie się także zmierzyć autorom koncepcji PPK, m.in. w trakcie zapowiadanej już kampanii informacyjnej. Że będzie to praca niezwykle trudna i ryzykowna, łatwo się przekonać śledząc komentarze pod informacjami dotyczącymi PPK. Trudno powiedzieć, co obecny rząd powinien zrobić, jedno natomiast wydaje się być pewne – tam gdzie górę wezmą argumenty emocjonalne, tam nie będzie miejsca na racjonalną i spokojną rozmowę.
Przy okazji dodam jedynie, że Brytyjczycy wdrażając przed kilkoma laty „swoją odmianę” PPK kwestiom komunikacji poświęcili kilka lat prac koncepcyjnych. Tam nic nie działo się przypadkowo. Żadna ulotka, zdanie, czy fragment informacji w sieci nie został „wypuszczony” przypadkowo. Czy nasz rząd podejdzie do tej kwestii z podobną uwagą?
Przełamać brak skłonności do oszczędzania
To teraz kilka zdań o skłonności do oszczędzania. Jest kilka „specyficznych” elementów, które mogą tłumaczyć (a raczej próbować tłumaczyć) ten problem w Polsce. Przypomnę: mało zarabiamy, jesteśmy pierwszym pokoleniem, które ma szanse się wzbogacić, mamy inne wydatki i aspiracje finansowe, a dodatkowo nie znamy się na inwestowaniu. Pewnie wszystko to prawda i z pewnością dotyczy to dużej grupy Polaków, ale dlaczego odnoszę wrażenie, że większość tych argumentów jest nadużywana i często podnoszona również przez osoby zamożne, przedsiębiorców, prawników, znanych artystów, managerów?
Czasami odnieść można wrażenie, że w sposób świadomy akceptujemy zachowania niemądre i niewłaściwe, doszukując się w braku oszczędzania elementów racjonalnych (typu „nie warto, przecież i tak umrę”), czy naiwnych („oszczędzam, ale inaczej, np. inwestuję w edukację dzieci”).
Z tym ostatnim elementem w oczywisty sposób łączy się preferowanie „teraz”, kosztem „później”. Ten problem z pewnością nie jest polską specjalnością. Nikt nie lubi pozbawiać się możliwości atrakcyjnego wydawania pieniędzy dzisiaj, na rzecz niepewnego „bogactwa” w przyszłości. Niepewnego z kilku powodów. Po pierwsze, niskiej wiary (częściowo wynikającej z braku wiedzy) w sensowność inwestowania środków. Po drugie, z bardzo racjonalnej obawy, że możemy nie dożyć momentu, w którym będziemy mogli skorzystać z oszczędności.
Trudno nie zgodzić z poglądem, że kiedyś umrzemy, a jeżeli tak, to kto nas zapewni, że to „kiedyś” nie nastąpi np. jutro? Efekt – łatwy „punkt dla nieprzekonanych” i raczej mała przestrzeń dla odwoływania się do racjonalnych argumentów.
Kluczowy problem – postawa pracodawców
A teraz kilka zdań o pracodawcach. Sądzę, że w tym obszarze znajdziemy kilka elementów, które wydają się być pomijane lub przynajmniej niedoceniane, w dyskusji o PPK. Po pierwsze warto się zastanowić, do kogo tak naprawdę będą adresowane PPK, a dokładnie, z myślą o jakich grupach pracowników tworzy się PPK? Czy mają to być pracownicy dużych międzynarodowych firm? A może krajowych potentatów, silnie uzwiązkowionych, o długiej historii, a czasami wciąż będących pod kontrolą państwa?
Odpowiadając na to pytanie odwołam się do podstawowego parametru, jakim jest wielkość firmy mierzona liczbą zatrudnionych i posłużę się ogólnym podziałem na: firmy duże – powyżej 250 pracowników, średnie od 50 do 250, małe od 10 do 50 i najmniejsze. Przy okazji uważam, że w tej dyskusji nie można pominąć „pochodzenia kapitału właścicielskiego”.
Sądzę, że inne będzie podejście do PPK pracodawców zagranicznych (właściwie bez względu na ich wielkość) i prywatnych, krajowych przedsiębiorstw, szczególnie tych średnich i małych. O najmniejszych nie zamierzam w ogóle dyskutować – w ten sposób celowo pominę (a właściwie nie ja, tylko autorzy reformy) m.in. 3 mln jednoosobowych firm oraz mikroprzedsiębiorstw, których ustawodawca wyłączył z obowiązku uruchamiania PPK – w ich przypadku stworzono w ustawie o PPK „furtkę” – wystarczy, że wszyscy pracownicy złożą deklarację o rezygnacji (raz?), to wówczas do takiego pracodawcy przepisy ustawy nie będą stosowane.
Musimy zatem skoncentrować się na pozostałych grupach firm. Jak wiemy, firm największych, zatrudniających ponad 250 pracowników jest w Polsce jedynie nieco powyżej 3 000, średnich (od 50 do 250) ponad 15 000 i tych mniejszych (10 do 50) ok. 60 000.
Co zrobią MSP?
No i teraz pytanie – czy PPK adresowane być powinny do tych największych firm? Z pewnością nie tylko. Przecież w tej grupie już dzisiaj funkcjonuje wiele pracowniczych programów emerytalnych (PPE). Dodatkowo, duża część firm, które nie mają PPE, rozważa ich założenie w najbliższych miesiącach. A więc co z resztą? Czy nasze krajowe, średnie i mniejsze prywatne firmy bez „krzywienia się” zaczną zakładać PPK? A jeżeli tak, to czy będzie to „czyste wypełnienie obowiązków ustawowych”, czy może jednak pełne (i zaangażowane) wsparcie dla idei PPK, łącznie z aktywnym przekonywaniem pracowników, że warto w nich oszczędzać?
A może firmy podniosą składkę ponad 1,5% minimum? Nie sądzę, aby tak się stało, ale już ograniczone zaangażowanie wystarczy, by reforma się powiodła.
Z drugiej strony, może nie ma sensu w ogóle zastanawiać nad rolą pracodawców (w końcu wystarczy powiedzieć im, że PPK są obowiązkowe?) i skoncentrować się na przekonaniu pracowników do sensowności inwestowania w PPK? Brzmi kusząco? Być może, ale wówczas wracamy „do początków” – czyli znowu do zaufania do państwa, skłonności do oszczędzania, itd. A tutaj, jeżeli choć częściowo zrealizują się moje obawy, to na PPK odgrywające istotną rolę przyjdzie nam jednak „nieco” poczekać.
Przedstawiona tu wizja jest raczej pesymistyczna. Ale może, jeżeli nawet nie od razu, to po roku, czy dwóch, zainteresowanie PPK wzrośnie? Będę szczęśliwy – jestem zwolennikiem koncepcji PPK i silnie „wierzącym”, że jednak rządowi uda się ta reforma. Ale jednocześnie nie mam najmniejszych wątpliwości, że bez przekonania pracodawców i ich aktywnego udziału w całym tym projekcie, szanse na to nie będą duże.
Artykuł został opublikowany w Biuletynie IGTE 14/2018
igte.pl/publikacje/Biuletyn_IGTE_14_2018.pdf).
Udostępnienie na portalu aleBank.pl za zgodą Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych
Śródtytuły pochodzą od redakcji aleBank.pl