PKB rośnie, ale miejsc pracy nie przybywa. Jak to jest możliwe?
Wielu ekonomistów, polityków, ale również opinia publiczna uważa, że można częściowo kontrolować wyniki ekonomiczne za pomocą polityki fiskalnej i monetarnej. Dobre efekty daje głównie polityka monetarna, dlatego jest tak często wykorzystywane przez banki centralne. Na całym świecie stosuje się jedno rozwiązanie dla każdego osłabienia gospodarczego.
Tym rozwiązaniem jest wprowadzanie do obiegu coraz większej ilości pieniędzy. Jest to środek, za pomocą którego można podobno osiągnąć ożywienie gospodarcze. W USA ok. 70 % PKB tworzy konsumpcja gospodarstw domowych, więc wzrost gospodarczy powinien odzwierciedlić się w niższym poziomie bezrobocia. Dochody rosną tylko w momencie, które mają pracę. To podejście jest powszechnie akceptowane, ale jak pokażę, nie zawsze obowiązuje.
Po pierwsze przedsiębiorca/firma przyjmie nowego pracownika tylko w przypadku, gdy przyniesie on większą wartość niż wynosi suma jego dochodu brutto i wszystkich innych obowiązkowych wydatków związanym z zatrudnieniem (na przykład ubezpieczenie emerytalne, rentowe i wypadkowe, za które płaci pracodawca). Żyjemy w czasach społecznego dostatku, w których wszystko mamy pod ręką, i trudno jest wytworzyć produkt czy usługę, która ma wartość dodaną. Żaden dodruk pieniędzy nie może zrekompensować faktu, że to pracownik przynosi wartość dodaną. Nowe dodrukowane pieniądze nie mają w gospodarce uzasadnienia i nie dostaną się do realnego świata. I tak się obecnie dzieje. Większość przedsiębiorców nie chce nowych pieniędzy, nawet na niskim oprocentowaniu, dlatego, że ich nie potrzebuje. A skoro ich nie potrzebuje, nie ma powodu do zatrudniania nowych pracowników. Dlatego również rozwinięte gospodarki cierpią z powodu niskiej stopy zatrudnienia. Książkowym przykładem ją Stany Zjednoczone. Poniższy wykres przedstawia rozwój stopy zatrudnienia (stosunek osób zatrudnionych i przedsiębiorców do całkowitej populacji w wieku produktywnym) w USA od roku 1948. Dziś osiąga ona poziom z połowy lat siedemdziesiątych.
Ale jak ukazuje kolejny wykres, realne PKB w USA ciągle rośnie. Miałoby to usprawiedliwić luźną politykę monetarną i fiskalną.
Jednak następny wykres pokazuje, że wzrost realnego nie odzwierciedla się w ilości nowopowstałych miejsc pracy. Obecnie liczba osób zatrudnionych w USA jest na poziomie z roku 2000.
Można więc stwierdzić, że populacja i PKB rośnie, ale nie odzwierciedla się to w większej liczbie osób zatrudnionych. Jak to jest możliwe, że gospodarka rośnie, a ludzi pracujących nie przybywa? Wróćmy do stwierdzenia, że przedsiębiorcy nie potrzebują pracowników, a co za tym idzie nie pożyczają tanich pieniędzy. Wynika z tego, że dodatkowe środki finansowe, które drukują banki centralne, pozostają w bilansach banków komercyjnych. Nadpłynność jest dla banków komercyjnych jak woda dla umierającego, gdyż mogą ją zainwestować na rynku kapitałowym. Najpierw kupują aktywa z niskim ryzykiem. Im wyższa jest nadpłynność, tym więcej kupują ryzykownych aktywów. Obecnie banki centralne drukują najwięcej nowych pieniędzy w historii, dlatego obserwujemy anormalny wzrost ryzykownych aktywów takich jak akcje, obligacje czy metale szlachetne. Instytucje finansowe realizują wysokie zyski, przyczyniając się w coraz większym stopniu do tworzenia PKB. Może tym samym w gospodarce dojść do sytuacji, że PKB będzie wzrastać, ale wzrost ten będzie powodowany przez zyski instytucji finansowych, które nie muszą zatrudniać nowych pracowników, a tym samym nie przyczynią się do wzrostu stopy zatrudnienia. Zyski instytucji finansowych będą rosły dopóki banki centralne wzmacniają płynność. W momencie zakręcenia tego kurka może dojść do takiego spadku ryzykownych aktywów, jakiego byliśmy świadkami w latach 2008/09.
Michal Valentík
główny strateg inwestycyjny
Generali PPF Invest