Piewca polskości
Oksfordczyk, znawca i popularyzator historii, tej rodzimej, europejskiej i polskiej - od czasów najdawniejszych po współczesne, niestrudzony badacz i wróg stereotypów prof. Norman Davies odebrał wczoraj z rąk Prezydenta Bronisława Komorowskiego polski paszport.
Jak sam powiedział w krótkim wystąpieniu, nie spodziewał się tak miłego zaszczytu jak wręczenie dokumentu potwierdzającego polskie obywatelstwo z rąk Prezydenta, a uzasadniając swój wybór we właściwy sobie autoironiczny i zaprawiony sarkazmem sposób stwierdził, że Jego motywacją było zrównanie się z własną żoną – Polką z urodzenia.
Tyle anegdoty. Kto zna pracę i dzieło Profesora, ten wie, że również w ojczyźnie walczył z kliszami, stereotypami i jednostronnym pojmowaniem dziejów, gdyż, jak twierdził historię piszą zwycięzcy – w przypadku Wielkiej Brytanii Anglicy, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jego walijska świadomość – acz w rodzimym języku nie rozmawia – podpowiada mu, ze to ogranicza bogactwo i różnorodność brytyjskiej spuścizny. Być może takie pojmowanie historii kazało Daviesowi od lat osiadłemu w miejscu szczególnym, bo takim bez wątpienia jest Kraków opisać nasze dzieje z pietyzmem i dbałością o warsztat, poszanowaniem tradycji i wartości, które uosabia, ale jednocześnie z przenikliwością i obiektywizmem, którego nam brakuje niekiedy bez względu na to, czy mówimy o czasach Piasta Kołodzieja, czy Lecha Wałęsy.
Przywracając nam własną historię potrafił Norman Davies opowiedzieć Europie i swoim rodakom o tym, że pierwszy historyczny władca Anglii o chrześcijańskim rodowodzie to Kanut Wielki – syn siostry Bolesława Chrobrego, oraz sprawić, że Powstanie Warszawskie nie jest już mylone na tzw. zachodzie z Powstaniem w Getcie. Jego dwutomowa historia Polski pasją i szerokością spojrzenia dorównuje dziełu Pawła Jasienicy, a tytuł Boże Igrzysko mówi wszystko o stosunku autora do tego co stanowi słuszny powód do dumy każdego, kto choć trochę czuje się Polakiem. Życzliwe piętnowanie naszych wad, przywar i słabostek jest w tym kontekście czymś tak naturalnym jak uśmiech, którym Norman Davies zwykł okraszać prawdy trudne i nieprzyjemne, od których, gdy trzeba, również nie stroni. Za to wszystko, w oczekiwaniu na następne książki najserdeczniej dziękuję mojemu od wczoraj współobywatelowi!