Panie Waldku Pan się nie boi…
Kiedy pod koniec lata odwiedziłem jedną ze znaczących dla PSL-u postaci, usłyszałem "Waldek nie ma już serca dla rolnika...". Pomyślałem wówczas, Że coś jest na rzeczy. Kiedy Marek Sawicki został nakłoniony do dymisji po tzw. "aferze taśmowej" wydawało się, że odtąd nikt nie zakwestionuje przywództwa Waldemara Pawlaka.
O wyniku wyborczym na sobotnim Kongesie – jak wielkim był zaskoczeniem świadczy nieelegancka reakcja byłej wicemarszałek Sejmu, o którą Pawlak zadbał nawet wtedy, gdy wyborcy odmówili Jej zaufania – nie zdecydowało bynajmniej pełne pasji przemówienie Janusza Piechocińskiego. Już zjazdy wojewódzkie i gminne wskazywały, że wśród aktywu i szeregowych członków dojrzewa świadomość radykalnych zmian.
Nie w zakresie parytetów i synekur, lecz w stylu uprawiania polityki. Klientelizm i etatyzm, to zamykanie się na nowe trendy i wyzwania cywilizacyjne, które stoją nie tylko przed polską wsią, ale przed całym społeczeństwem. Przysłowiowa już pracowitość Piechocińskiego w połączeniu z otwartością i umiejętnością słuchania argumentów adwersarza, okazały się dla z górą połowy delegatów alternatywą. Na tyle atrakcyjną, by zaryzykować zejście z utartej ścieżki.
Nowy Prezes stoi przed nie lada wyzwaniem, jak skleić, to co pękło. To jednak paradoksalnie szansa, jakiej poprzednik, od lat pozbawiony realnej alternatywy dla swojego przywództwa nie miał. Również z racji uwikłania w bieżącą politykę. Deklaracja dymisji z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki jest o tyle nie zrozumiała, że dotyczy innej domeny w przestrzeni publicznej, a delegaci opowiedzieli się nie tyle przeciw Pawlakowi w rządzie, ile za Piechocińskim w partii.
Pytanie, co to oznacza dla kompozycji polskiej sceny politycznej wydaje się otwarte.