Ostrożności nigdy zbyt wiele
Ktoś życzliwy, przy okazji towarzyskiej rozmowy pytał o motywacje dotyczące bloga, który, jak stwierdził ktoś inny, dotyka bardzo różnych kwestii. Odpowiedź może być tylko taka, jakiej udzielał Reinhold Messner - największy, a na pewno najbardziej znany himalaista - na pytanie, dlaczego chodzi w góry: bo one są.
Mówiąc zaś poważnie wiele wokół nas rzeczy, ludzi i zdarzeń – czasami zabawnych, czasami poruszających, niekiedy inspirujących, częściej bulwersujących. Potrzeba dzielenia się odczuciami, obawami, czasem nadzieją i poczuciem wspólnoty jest tak stara jak ludzkość, a w dobie komunikacji elektronicznej nieledwie kanonem i obowiązującym zwyczajem.
Blogują politycy, celebryci, hierarchowie kościelni, dziennikarze wreszcie, do której to grupy zawodowej mam odwagę aspirować, po dwóch z górą dekadach obecności w zawodzie. Forma, z pozoru tylko lekka, wymaga dyscypliny wewnętrznej koniecznej dla dbałości o precyzję przekazu, rzeczowość argumentacji, zachowania umiaru w ocenie ludzi i zdarzeń, wreszcie kontrolowania emocji. Tylko i aż tyle.
Reakcje, niekiedy bardzo różne, by nie powiedzieć, że sprzeczne, czy przeciwstawne, dowodzą, że owa „pisanina” nie trafia w „próżnię”, a poglądy warto mieć. Tak zwyczajnie. Po ludzku. Bez względu na to, czy mieszczą się w dominującym nurcie. Największym bowiem profitem w zatomizowanym i coraz bardziej anonimowym świecie jest to, że ktoś przez chwilę zastanowienia, uśmiechu, albo zadumy pomyśli o tym co piszę wyłącznie od siebie…