Noga z gazu dla Bianchiego
Dramat na torze Formuły 1 i stracone nadzieje Roberta Kubicy - ostatnia niedziela nie należała do dni najszczęśliwszych dla fanów sportów motorowych. Relacje z potwornej kraksy, jakiej uległ w niedzielnym wyścigu Jules Bianchi i sprzeczne niekiedy informacje o stanie zdrowia francuskiego zawodnika sprawiły, że kibice całego świata "poczuli się Francuzami" -a sportowe emocje zeszły na dalszy plan. W przypadku polskiego rajdowca na szczęście wszystko skończyło się na wielkim strachu - ale i tak szkoda każdego z punktów, jakie Robert Kubica mógł w bieżącym sezonie dopisać do swoich rezultatów. I choć trudno nawet porównywać obydwa zdarzenia - dla wszystkich miłośników automobilizmu stanowiły one kolejne już memento, że w tym sporcie gra o najwyższą stawkę toczy się dosłownie w każdej sekundzie.
Niezależnie od rozmaitych dramatów rozgrywających się w ostatnich latach na wyścigowych torach – „królowa sportów motorowych” od wielu już lat kojarzyła się z bezpieczeństwem. W tym roku do urn wyborczych w Polsce pójdzie pokolenie, dla którego śmierć zawodnika Formuły 1 należy do przeszłości. Setki tysięcy godzin pracy najwybitniejszych konstruktorów, liczone w miliardach środki finansowe, gruntowna przebudowa wszystkich elementów składajacych się na ten największy motoryzacyjny show na naszej planecie – ofiara Ayrtona Senny sprawiła, że zapisał się on w annałach F1 jako ostatni dotychczas kierowca, który złozył „królowej sportów motorowych” najwyższą ofiarę. Podobnie jak obywatele Unii Europejskiej wyparli ze swej świadomosci wizję wojny – „może w Afryce, na Bliskim Wschodzie, ewentualnie na Kaukazie, ale w pobliżu nas? Niemożliwe!” – tak samo kibice F1 zaczęli żyć w błogim przeświadczeniu, że za miliardy dolarów, euro i innych walut z całego świata udało się kupić zawodnikom swoisty kamień filozoficzny. Niestety, wypadki takie jak ten niedzielny – a wczesniej kraksy Felipe Massy, Roberta Kubicy czy śmiertelne obrażenia, jakich doznali członkowie obsługi technicznej wyścigów w latach 2000 – 2002 wymownie przypominały, że nieśmiertelności nie da się kupić za żadne pieniądze, a podniesienie poprzeczki w zakresie bezpieczeństwa bynajmniej nie zawiesza praw fizyki.
Również i tradycyjne męskie przymioty jak bohaterstwo, determinacja czy wola walki wydają się być zupełnie bez znaczenia dla Matki Natury – czego doświadczył, po raz kolejny już zresztą, Robert Kubica. Polski rajdowiec, którego o brak odwagi czy woli walki nikt nie może posądzić, co i rusz zmuszany jest, by przypomnieć sobie truizm z lekcji języka polskiego: prawdziwy romantyk skazany jest na porażkę – a sukces odnoszą z reguły ci, u których odwaga i determinacja równoważone są przez cechy, którymi rasowy romantyk zwykł się brzydzić – to jest drowy rozsądek i zimna, praktyczna kalkulacja. Podobną lekcję niemal 40 lat temu odebrał inny znany z bezkompromisowej postawy za kierownicą polski zawodnik – Andrzej Jaroszewicz, rozbijając podczas Rajdu Polski w roku 1977 legendarną Lancię Stratos i bezpowrotnie żegnając się z tytułem Mistrza Europy. Rok później ten sam zawodnik wystartować musiał nowiutkim… Polonezem – a ściśle rzecz biorąc tą samą Lancią, na której kratownicowej ramie zamontowano wypatroszoną karoserię „borewicza”…
A jednak te dwa zdarzenia, do których niefortunnym zrządzeniem losu doszło tego samego dnia, mają szczególną wymowę nie tylko dla fanów automobilizmu. W ciągu tych dwudziestu lat od tragicznej śmierci Ayrtona Senny na drogach naszego pięknego kraju zginęły dziesiątki tysięcy ludzi. Nadmierna prędkość, brawura, niedostosowanie prędkości do warunków jazdy i umiejętności – oto najczęstsza z przyczyn niepotrzebnych tragedii. Niestety, zbyt wielu kierowców nie dojrzało psychicznie do dobrodziejstw, jakie w dziedzinie poprawy bezpieczeństwa podróżowania oferują od lat motoryzacyjne koncerny. Poduszki i kurtyny powietrzne, ABS, ESP, kontrolowane strefy zgniotu – zbyt wielu traktuje te urządzenia jako system zdolny skorygować nawet najbardziej nieodpowiedzialne zachowania w ruchu drogowym. Kto by się tam przejmował takimi drobiazgami, że crash-testy EuroNCAP dokonywane są w modelowych warunkach, przy prędkości zbliżonej do maksymalnej dopuszczalnej w obszarze zabudowanym – a w przypadku bocznego uderzenia w nieruchomą przeszkodę testowe auto rozwija prędkość zaledwie 29 kilometrów na godzinę. Mamy pięć gwiazdek – to gaz do dechy! A jeśli szczęśliwym trafem wytniemy wszystkie przydrożne drzewa, usuniemy słupy, rozbierzemy stojące w pobliżu drogi budynki – wtedy o wypadkach samochodowych nasze wnuki wiedzieć będą tylko z podręczników historii…. Dość! Nie ma bezpiecznych samochodów, nie ma bezpiecznych dróg. Popatrzcie sobie na bolid Jules Bianchiego, na rozbitą rajdówkę Kubicy, na zdjęcia z wypadków na torach wyścigowych i trasach rajdów, gdzie na bezpieczeństwo przeznacza się nieporównywalnie większe kwoty aniżeli w przypadku najdroższych aut oferowanych na rynku. Poczytajcie o heroicznych zmaganiach światowej sławy lekarzy, by uratować życie zawodnika – i o miesiącach rehabilitacji, nie dających żadnej gwarancji na odzyskanie pełnej sprawności. Dotarło?
Rozważne korzystanie z dobrodziejstwa, jakim jest współczesna motoryzacja, jest naszym obowiązkiem z jeszcze innej przyczyny. Urządzenia i technologie ratujące życie kierowcy i pasażerom nie wzięły się znikąd, nie przywieźli ich w latającym spodku przybysze z innej galaktyki. To, że w dzisiejszych autach wiele wypadków drogowych kończy się wyłącznie „szkodą majątkową” – to zasługa rozwiązań, przez dziesięciolecia przetestowanych na torach wyścigowych i rajdowych odcinkach specjalnych. Oglądając emocjonujące zmagania najszybszych ludzi na świecie jakże często zapominamy, że cały ten sport to tak naprawdę poligon doświadczalny dla technologii, z którymi za kilka lat spotkamy się osobiście w salonach samochodowych. Ryzyko podejmowane przez zawodników nie jest tylko dla poklasku; nikt dotychczas nie wynalazł lepszego sposobu na sprawdzenie futurystycznych technologii, również tych zabezpieczających nasze życie i zdrowie. „Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym„- te słowa Winstona Churchilla poswięcone polskim lotnikom dziś można odnieść również do konstruktorów wyczynowych aut oraz zawodników sportów motorowych. Starajmy się, aby ich dokonania nie były obracane wniwecz przez naszą tromtadrację i nieodpowiedzialność…
Listy poparcia na Facebooku? Komentarze w stylu „Trzymaj się chłopie” na forach internetowych? Chorągiewki na samochodach? Mam lepszy pomysł. Dla Jules Bianchiego – noga z gazu!
I niech tak zostanie.
Karol Jerzy Mórawski