Niestrawność to groźna choroba
Nie wiem, co znalazło się w karcie dań wieczornego spotkania europejskich przywódców w Brukseli, określanego jako-który to już raz- spotkanie ostatniej szansy. Wiem za to, że polityczne odliczanie rozpoczął Donald Tusk podczas mityngu Europejskiej Partii Ludowej w Marsylii. Przestrzegając przed pokusą budowania modelu 17 plus, albo 27 minus, starał się uświadomić kolegom, ze tylko 27 plus daje szansę ratowania projektu, który za fundament miał solidarność.
W sferze realnych decyzji za mało i za późno. Czwartkowa obniżka stóp procentowych, potwierdza jedynie znaną prawdę, że ECB to nie FED, a recepta ratowania strefy euro dodrukiem pieniędzy, nie wchodzi w grę. Co zatem pozostaje? Kiedy Klaus Regling – szef Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej mówi, że sprawy idą w dobrym kierunku, to znaczy tylko jedno – impas.
Redukcja deficytu budżetowego, dyscyplina wydatkowa, rozszerzanie Unii, to właściwa droga. Tak, właśnie rozszerzenie, bo tylko ono i liberalizacja wymiany handlowej w łonie zreformowanej Wspólnoty napędzą inwestycje, popyt, słowem wzrost gospodarczy. Nowe kraje ożywią skostniałe struktury, gdzie syci i bogaci łamali własne reguły, a narodowe i państwowe egoizmy pozwalały pielęgnować złudzenia, że uciekniemy przed kryzysem i uratujemy nasze pieniądze. Taki rozwój wydarzeń oznaczałby jedno, że po brukselskiej kolacji pozostanie polityczna niestrawność.