Niepewność wzrostu ważniejsza niż utrata cierpliwości
Fed zrezygnował ze sformułowania o cierpliwości dotyczącej zaostrzenia polityki pieniężnej, otwierając drogę do podwyżki stóp w czerwcu, ale jednocześnie obniżył prognozy wzrostu amerykańskiej gospodarki, sugerując że tempo poprawy może okazać się niewystarczające, by podjąć taką decyzję. Rynki podchwyciły ten drugi wątek. Dolar potężnie się osłabił, a indeksy na Wall Street poszły w górę po ponad 1 proc.
Środowe posiedzenie miało być przełomowe ze względu na możliwość pojawienia się wyraźnego sygnału, dotyczącego terminu rozpoczęcia cyklu zaostrzania polityki pieniężnej. Choć deklaracje, jakie usłyszeli inwestorzy na konferencji prasowej narobiły sporo zamieszania na rynkach, nie przybliżyły raczej do odpowiedzi na pytanie, kiedy należy spodziewać się pierwszej od niepamiętnych czasów podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Gdy kurz po konferencji opadnie, okaże się, że wiemy tyle samo, co wcześniej. Jak w gospodarce się poprawi, to się stopy podniesie. Co do skali poprawy wciąż jest wiele wątpliwości, więc tyle samo ich będzie odnośnie terminu podwyżki stóp.
Wczoraj rynki wyraźnie optowały za jego odroczeniem. S&P500, oczekujący na konferencję około 0,5 proc. pod kreską, skoczył w jej trakcie o 45 punktów, czyli o 2,2 proc., licząc od sesyjnego dołka. Ostatecznie zakończył dzień minimalnie poniżej 2100 punktów, zyskując 1,2 proc. w porównaniu do wtorkowego zamknięcia.
Znacznie bardziej żywiołowo zareagował rynek walutowy. Kurs euro wzrósł z niecałych 1,06 dolara do 1,1 dolara, czyli o prawie 4 proc. Tak gigantycznego ruchu nie widziano od lat. Nawet po późniejszym skorygowaniu, sięgał on wciąż 2,5 proc. W ciągu minionych sześciu lat zmianę dzienną przekraczającą 2 proc. zanotowano jedynie sześć razy. Ostatnio nie tak dawno, bo w połowie stycznia 2015 r., gdy euro osłabło o ponad 2 proc. Warto przy tym zauważyć, że mieliśmy do czynienia z rzadkim zbiegiem okoliczności. Większy niż wczorajszy wzrost kursu euro wobec dolara, bo sięgający prawie 3,5 proc., biorąc pod uwagę zamknięcie dnia, miał miejsce również 18 marca, ale 2009 r., czyli równo sześć lat temu. Dał on początek trwającej do końca listopada 2009 r. tendencji umocnienia się europejskiej waluty, zakończonej dotarciem do niemal 1,5 dolara za euro. Tym razem trudno się spodziewać aż tak poważnych konsekwencji, ale z pewnością przez jakiś czas będzie ciekawie.
Póki co, ciekawie będzie dziś, gdy będziemy obserwować reakcje na środowe wieczorne wydarzenia, na pozostałych rynkach. Wyraźne sygnały popłynęły już z giełd towarowych, gdzie w środę przed północą notowania ropy zwyżkowały po 5-5,5 proc., a złoto drożało o 1,6 proc. Interesujące jest to, że na dolarowy impuls słabo reagowały kontrakty na miedź, które zdołały jedynie zredukować wcześniejszą zniżkę, sięgającą 3 proc., do 1 proc.
Poranek przynosi już pewne oznaki uspokojenia sytuacji. Kurs euro zniżkuje do poniżej 1,08 dolara, notowania ropy idą w dół po 1,5-2 proc., a kontrakty na miedź minimalnie rosną. Giełdy azjatyckie obok tych wszystkich wydarzeń przechodzą dość obojętnie. Nikkei stracił 0,35 proc., o tyle samo osuwał się Shanghai Composite, w Hong Kongu i na Tajwanie wskaźniki rosły po około 1 proc. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy zyskiwały po 0,2-0,3 proc. Może powrócić kwestia Grecji, do czego okazją będzie rozpoczynający się dziś dwudniowy szczyt UE.
Trudno zgadnąć, jak w tym wszystkim odnajdzie się nasz parkiet, który od początku tygodnia demonstruje niezależność od wpływów otoczenia. Podejście WIG20 w okolice 2350 punktów budzi pewne nadzieje, ale nie jest pewne, czy nie prysną one wraz z piątkowym rozliczeniem kontraktów terminowych na ten indeks. Dziś emocji można się spodziewać po publikacji raportu finansowego JSW. Trochę z innej beczki, ale nie całkiem oderwanej od giełdowego podwórka, ze względu na banki, ciekawy będzie wynik posiedzenia szwajcarskiego banku centralnego. Ostatnio chodziły pogłoski, że mógłby on swoje stopy obniżyć jeszcze mocniej, tak by swym ujemnym znakiem skuteczniej odstraszały od franka.
Roman Przasnyski
analityk niezależny