Niemcy: spokojnie to tylko techniczna recesja
Niemcy przyzwyczajeni do dobrego na ogół stanu swej gospodarki podziwianej w świecie za sprawność zaniepokoili się słabymi na koniec roku wskaźnikami. Oto w trzecim kwartale po raz kolejny gospodarka się skurczyła (o 0,2 proc.).
Po części to wynik kłopotów branży motoryzacyjnej w związku z silnikami diesla, ale – jak skomentował specjalista od spraw niemieckich banku ING Carsten Brzeski – „dzisiejsze dane produkcyjne jednoznacznie wskazują na techniczną recesję”. W listopadzie produkcja przemysłowa spadła o 1,9 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca. Brzeski podkreślił ogólnie dobry stan przemysłu i fakt, że te „techniczne” spadki nie miały istotnych reperkusji dla rynku pracy.
Kein Horrorszenario
Ogólnie ekonomiści zachowali spokój konkludując, że nawet w wypadku dalszej recesji gospodarce niemieckiej nie grozi żaden „horror” (kein Horrorszenario), jak to nazwała jedna z gazet.
Cztery główne instytuty badań gospodarczych prognozują na bieżący rok wzrost PKB o 1,5 proc. To będzie dziesiąty taki rok z rzędu. Jeden z największych i narastających problemów to brak siły roboczej. Wiele przedsiębiorstw bezskutecznie szuka pracowników. Stąd niedawna decyzja o otwarciu rynku pracy dla obywateli spoza UE oraz nasilone zawodowe szkolenia dla uchodźców.
Będą ulgi dla przedsiębiorców?
W każdym razie rząd liczy się z osłabieniem aktywności gospodarczej i rozważa ulgi, by w razie potrzeby zachęcić przedsiębiorców do działania. Minister finansów Olaf Scholz przyznał w jednym z wywiadów, że „tłusta lata mamy już za sobą”. W jego resorcie na wypadek recesji szykowane są projekty ulg podatkowych i korzystniejszych dla firm odpisów. Niemcy dmuchają na zimne.
Ekonomistów zaniepokoiła jednak nieco zmniejszona dynamika eksportowa w listopadzie 2018 roku. Niemieckie firmy wywiozły towary za 116,3 mld euro, tyle samo co w listopadzie 2017 roku, ale mniej niż w dynamicznym październiku 2018 roku – podał na początku stycznia Federalny Urząd Statystyczny z Wiesbaden (Statistisches Bundesamt). Listopadowy import wyniósł zaś 95,7 mld euro.
W ciągu jedenastu miesięcy zeszłego roku niemiecki eksport osiągnął poziom 1221,7 mld euro. Szacuje się, że dotychczasowy rekord 1279,0 mld euro w 2017 roku zostanie w 2018 pobity o ok. 3,5 proc., mimo osłabienia dynamiki w listopadzie.
Nadwyżka eksportu nad importem w 2017 roku wyniosła 245 mld euro. Coroczne takie nadwyżki RFN są od lat przedmiotem krytyki w świecie, m.in. ze strony MFW, a ostatnio piętnuje je prezydent USA Donald Trump.
Niemcy żyją z eksportu
Połowa niemieckiego eksportu to samochody i części samochodowe, maszyny wszelkiego rodzaju, wyroby chemiczne, elektryczne, optyczne, urządzenia do przetwarzania danych.
Ekonomiści zważają na każde drgnienie w eksporcie, ponieważ gospodarka niemiecka żyje z eksportu. Zależy od niego prawie co czwarte miejsce pracy w Niemczech. W interesie Niemiec leży więc pomyślność partnerów zwłaszcza w Unii Europejskiej, na którą przypada prawie sześćdziesiąt procent niemieckich wywozów. Ponad jedna trzecia eksportu RFN trafia do strefy euro.
Myślących perspektywicznie ekonomistów i obserwatorów niepokoi trudne dziś jeszcze do oszacowania prawdopodobieństwo spadku popytu na towary niemieckie w świecie. Znany felietonista Henrik Müller zamieścił w kilku pismach („Manager Magazin” i „Der Spiegel” z 06.01.2019 roku) esej pod znamiennym tytułem „Niemieckiemu modelowi eksportowemu grozi krach”.
Globalizacja – sojusznik Niemiec
Dziennikarz zauważa, że Niemcy bardzo skorzystały i korzystają na globalizacji; oferują to, czego państwa rozwijające się, nie tylko Chiny, potrzebują najbardziej, a czego inne bogate gospodarki w takim rozmiarze nie produkują: auta, maszyny, wyroby chemiczne. Niemcy są bardziej uprzemysłowione niż Francja, USA, Wielka Brytania, Szwecja czy Holandia; przemysł w Niemczech tworzy 23 proc. produktu globalnego gospodarki narodowej i to się nie zmienia od dwóch dziesięcioleci. U partnerów ten wskaźnik jest znacznie niższy.
Jeśli w świecie zacznie spadać popyt na maszyny i inne produkty wysoko przetworzone, to właśnie Niemcy ucierpią na tym najbardziej. A są gałęzie czy grupy przemysłowe, które eksportują aż 80 proc. swych wyrobów.
Na razie wszystko toczy się bez wstrząsów, ale sygnały ostrzegawcze już się pojawiły i niemieccy eksporterzy je dostrzegli. Od miesięcy spada mianowicie tzw. indeks oczekiwań eksportowych. W grudniu spadł on szczególnie wyraziście: do 8,7 punktów z 12,2 w listopadzie. Te dane opublikował instytut ifo z Monachium, a konkretnie tamtejsze Centrum Makroekonomiki i Ankiet (ifo Zentrum für Makroökonomik und Befragungen).
Po części ten pesymizm eksporterów wynika ze zbliżającego się Brexitu, ale także z turbulencji wywołanych wojną celną USA z Chinami; ewentualna eskalacja tej wojny uderzy też w Niemcy. Wszelkie ograniczenia w światowym handlu to dla RFN scenariusz budzący trwogę.
Niemcy wiedzą, że wciąż są dla innych wzorem wydajności, sprawności i stabilności gospodarczej. Ale czy ten model silnego uprzemysłowienia i „ueksportowienia” gospodarki nie będzie wymagał zmian? Niemieccy eksperci dmuchają więc na zimne czyli inaczej mówiąc, wolą przesadzić z ostrzeżeniami niż cokolwiek zlekceważyć. Wiedzą, że przyszłość na pewno nadejdzie.