Nie potrafię
Kiedy myślę Londyn 1948, kojarzę nie tylko Holenderkę Fanny Blankers-Koen, 30-letnią wówczas matkę, która zdobyła cztery złote medale - za100 m, 200 m, 800 m ppł. i sztafetę 4 x 100 m. To wtedy debiutowała na igrzyskach Syria, reprezentowana przez jednego zawodnika.
Po raz ostatni przyznano laury w Olimpijskim Konkursie Sztuki i Literatury, w tej liczbie złoto w dziedzinie muzyki Zbigniewowi Turskiemu. Polska dźwigająca się z ruin zdobyła za sprawą Aleksego Antkiewicza brązowy medal w boksie (waga piórkowa). Dało to nam 34 miejsce w klasyfikacji medalowej, a pierwszego po 12 latach przerwy spowodowanej zawieruchą wojenną medalistę olimpijskiego pamiętamy po dziś dzień.
Współczesne asocjacje olimpijskie-gdy piszę te słowa dobiegają końca kolejne londyńskie igrzyska-są zgoła inne. Niezależnie od liczby medali, sadzę, że wczorajsze srebro Anity Włodarczyk, zamknęło nasz dorobek, wyjedziemy jako przegrani.
Wioślarka, która przeprasza za finałową porażkę, wioślarz, który zajmuje szóste miejsce w finale B swojej konkurencji, sprawozdawca telewizyjny, który każe się cieszyć dziesiątym miejscem chodziarza w czasie nowego rekordu życiowego, czy florecistka, która twierdzi, że piąte miejsce w turnieju drużynowym kobiet, to dobre miejsce.
Siatkarz przypominający, że z jednym półfinalistą turnieju wygraliśmy, a drugiemu urwaliśmy seta wygrywając do 13-tu. Na marginesie, obaj ci półfinaliści przegrali mecze o finał. Wszystkie te „sukcesy” jakoś do mnie nie przemawiają. Nie potrafię się cieszyć?!