Kredyty na popytowej fali
Niskie raty zbliżone do kosztów najmu i strach przed wkładem własnym nakręciły we wrześniu rekordowy od dwóch lat przyrost wartości złotowych kredytów mieszkaniowych. W pierwszym powakacyjnym miesiącu dobrze miała się również sprzedaż kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z danych NBP, należności i zobowiązania monetarnych instytucji finansowych złotowe zadłużenie gospodarstw domowych na nieruchomości powiększyło się w minionym miesiącu o ponad 2,6 mld zł. Z równie dużym zapałem zakupy nieruchomości na kredyt Polacy robili równo dwa lata temu (wówczas we wrześniu kredytów złotowych na nieruchomości przybyło prawie 2,5 mld zł, do tego doszło jeszcze kilkaset milionów zł kredytów walutowych, głównie w euro). Tak wysokich zmian zadłużenia na nieruchomości nie było nawet w zeszłym roku, gdy sprzedaż nakręcał dobiegający końca program Rodzina na Swoim.
Wyższa sprzedaż to m.in. efekt odreagowania po bardzo słabym pierwszym półroczu, ale są też inne powody – przede wszystkim niskie stopy procentowe. Dzięki niskiemu oprocentowaniu raty kredytów nierzadko zrównały się z opłatą za wynajem mieszkania. Dla wielu nabywców jest to poważny argument przemawiający za przeprowadzką na swoje, tym bardziej, że liczą na utrzymanie się niskich rat przez kolejnych kilkanaście miesięcy.
Banki odczuwają także napływ klientów chcących zdążyć przed wejściem w życie znowelizowanej rekomendacji S. Nowe zalecenia Komisji Nadzoru Finansowego uniemożliwiają zaciąganie kredytu bez wkładu własnego. Od przyszłego roku konieczne będzie posiadanie przez klienta co najmniej 5 proc. wartości kredytowanej nieruchomości. Choć wymagania nie wydają się wygórowane, to jednak gdy do wkładu własnego dołoży się koszty transakcyjne oraz wykończenia mieszkania, powstają spore sumy. W przypadku lokalu z rynku wtórnego opłaty transakcyjne wynoszą około 3 proc. wartości nieruchomości ( 2 proc. podatku od czynności cywilnoprawnych oraz opłata dla notariusza). Jeśli dojdzie prowizja dla agencji nieruchomości koszty mogą zbliżyć się do 6 proc., nie wspominając o wydatkach na odświeżenie lokum. W przypadku nowych mieszkań, nie ma podatku PCC, ale poza opłatą dla notariusza trzeba też mieć pieniądze na wykończenie i wyposażenie, a tu już w grę wchodzą kwoty około 1-1,5 tys. zł na każdym metr kw. mieszkania w stanie deweloperskim. Efekt? Przybywa osób, które po przeliczeniu czekających je wydatków nie chcą brać kredytu z wkładem własnym.
Do banków coraz częściej zaglądają także osoby, które do tej pory zwlekały z ostateczną decyzją. Do działania mobilizuje je zwiększony ruch na rynku.
Na wysokim poziomie utrzymuje się sprzedaż kredytów konsumpcyjnych. Wrzesień był trzecim miesiącem z kolei, w którym złotowe zadłużenie gospodarstw domowych z tego tytułu wzrosło o ok. 1 mld zł. Wprawdzie statystyki NBP pokazują skok o ponad 2,9 mld zł, ale analitycy banku centralnego zastrzegli, że: „ok. 2 mld zł z tej kwoty było wynikiem zakupu przez jeden z banków pakietu wierzytelności od podmiotu spoza sektora bankowego”. Wszystko wskazuje na to, że hiszpański Santander przeniósł do swojego banku, pulę kredytów sprzedanych wcześniej poprzez firmę pożyczkową. Nawet po uwzględnieniu tej operacji widać, że trwa ożywienie na rynku finansowania konsumpcji, choć nie ma pewności czy rozkłada się ono równomiernie na wszystkich klientów.
Jak zauważyli ostatnio przedstawiciele Biura Informacji Kredytowej w I połowie roku o 6,6 proc. większa wartość udzielonych kredytów niż przed rokiem, nie przełożyła się na ich większą liczbę – ta spadła o 7,3 proc. (do ponad 2,7 mln sztuk). Tylko w II kwartale udzielono o 62,9 tys. (8,6 proc.) kredytów gotówkowych mniej niż rok wcześniej. Najszybciej ubywało kredytów drobnych, na kwoty poniżej 4 tys. zł. Było ich mniej aż o 15,8 proc., ale z drugiej strony o 22 proc. wzrosła liczba kredytów gotówkowych na kwoty powyżej 50 tys. zł. – podkreśla BIK.
Sytuacja od trzeciego kwartału mogła się jednak nieco zmienić. Po zliberalizowaniu zaleceń nadzoru finansowego dotyczących kredytów konsumpcyjnych, banki od sierpnia, a te które miały taką wolę już nieco wcześniej, mogły finansować konsumpcję na uproszczonych zasadach. Statystki BIK pokazują, że banki najpierw zaczęły otwierać się na bardziej zamożnych klientów, ale zapewne z czasem dotrą również do tych mniej zarabiających. Zgodnie z nowymi regułami klientom zaciągającym kredyty ratalne jak i mającym relacje z bankiem od minimum pół roku, mogą one obecnie pożyczać tylko na dowód, nie żądając zaświadczeń o dochodach. Jest to furtka nie tylko do prostszych procedur, lecz także dla osiągających dochody w szarej strefie, do tej pory skazanych na usługi firm pożyczkowych.
Halina Kochalska,
Open Finance