Kłótnia Trumpa z Kongresem – najdroższy shutdown w historii USA?
„Zamknięcie rządu” to amerykańska specyfika, która nie zdarza się w innych krajach. Wynika ze skomplikowanego prawa budżetowego. W Polsce jeśli budżet nie zostanie na czas uchwalony, obowiązuje projekt przedstawiony przez rząd i na jego podstawie wydawane są publiczne pieniądze.
Ustawa budżetowa to jedyna ustawa w Polsce, której prezydent nie może zawetować. Posłowie mają w czasie prac nad budżetem niewiele do powiedzenia. Nie mogą zwiększyć zapisanego w budżecie deficytu, a tym samym, nie mogą zwiększyć wydatków, a jedynie dokonywać niewielkich przesunięć.
Budżet przedmiotem walki politycznej
W Stanach Zjednoczonych budżet jest przedmiotem walki politycznej, musi być zaakceptowany przez obie izby Kongresu, a prezydent może go blokować. Dlatego od czasu do czasu zdarzają się sytuacje budżetowego pata. Rząd nie ma wówczas prawa wydawać pieniędzy na niektóre cele, a setki tysięcy pracowników nie otrzymuje wypłat. To się nazywa „zamknięciem rządu”.
Zgodnie z konstytucją USA każdy wzrost długu musi być zaaprobowany przez Kongres. W innych krajach, także w Polsce, dług to efekt skumulowanych przez lata potrzeb pożyczkowych. W Stanach Zjednoczonych politycy osobno przyjmują budżet, osobno limit zadłużenia.
Kongresmeni mogą przygotować budżet, którego skutkiem jest wzrost długu, ale jednocześnie nie dać prezydentowi prawa do zwiększania długu. Jeżeli nie podniosą limitu – a tak się zdarzyło w październiku 2013 roku – rząd nie ma prawa zaciągać nowych długów i wówczas również możliwa jest blokada, czyli „zamknięcie rządu”.
Wieprzowina zwiększa dziurę budżetową
W amerykańskim Kongresie za kulisami nieustannych prac nad budżetem trwają targi o rzeczy duże i małe. Kongresmeni reprezentują nie tylko swoje partie, ale przede wszystkim okręgi, czyli kilka milionów konkretnych wyborców. Zgłaszają propozycje motywowane interesami lokalnymi. Interesy lokalne w budżecie to tzw. wieprzowina (pork). Kongresmeni wyszarpują „połcie wieprzowiny” na finansowanie projektów mało przydatnych z punktu widzenia całej gospodarki, ale użytecznych dla lokalnych wyborców. To sposób na wygranie wyborów, do których kongresmeni z Izby Reprezentantów stają co dwa lata (senatorowie co sześć). I sposób na powiększanie dziury budżetowej.
Aby wygrać wybory trzeba zdobyć spore fundusze na kampanię, a także poparcie zwartych grup – związków zawodowych, dużych firm, ulokowanych w okręgu. Politycy bez żenady zabiegają o ulgi podatkowe dla nich i zamówienia publiczne. Efektem jest skomplikowane prawo podatkowe, z dość wysokimi stawkami i licznymi ulgami.
Przy tak fatalnym prawie budżetowym oraz podatkowym i silnych związkach polityków z lobbystami aż dziw, że dług publiczny USA wynosi „zaledwie” 100 % PKB, a gospodarka ma się całkiem nieźle.