Kamil Sobolewski ze Skarbiec TFI: wysoka inflacja może zostać na lata
„Moja wiara w surowce wynika z tego, że spodziewam się, że eksperyment w postaci drukowania pieniądza skończy się spektakularną hossą. Do gospodarki wstrzyknięto tak dużo pieniędzy w tak bezprecedensowy sposób, bezpośrednio trafiając do gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, że trudno nie oczekiwać wybuchu cen na początku” – powiedział Kamil Sobolewski.
„Pytanie, co z tego wybuchu zostanie po dwóch czy trzech latach, jak odbiorą to konsumenci i czy nie zmienią swoich wzorców zachowań” – dodał.
Surowce to ryzykowne aktywa
Zwrócił uwagę, że surowce to ryzykowne aktywa, których rynek w ostatnich 20 latach znajdował się w trendzie spadkowym. Występują tu szoki podażowe, część surowców łatwo jest zastąpić innymi surowcami, a w ostatnim czasie rosnący sektor usług stopniowo wypierał sektor wytwarzania dóbr.
„Pandemia w pewien sposób zahamowała tę tendencję i pytanie, czy odwróci ją na dobre. Rzetelność trwającej poprawy gospodarczej będzie zależała od zachowań konsumentów” – wskazał.
Czytaj także: Eugeniusz Gatnar z RPP: średni poziom inflacji do końca roku może wynieść 4,2 proc.; Rada powinna stopniowo normalizować politykę pieniężną >>>
W jego ocenie efekt sztywności podaży surowców jest już obecny w ich cenach. Bardziej istotnym czynnikiem, który dopiero zaczyna być widoczny, jest ogólny wzrost cen i spadek siły nabywczej pieniądza.
„Jak ludzie uwierzą, że mają dużo pieniędzy, a w przyszłości ich sytuacja będzie wyglądała jeszcze lepiej, to już teraz zdecydują się na zwiększenie konsumpcji. Ta wiara ludzi we wzrost to krytyczny element dla cen surowców. Ten proces już się rozpoczął i może być tylko krótkotrwałym wybuchem, a może być początkiem 20-letniej hossy, która odwróci tendencje z poprzednich lat” – powiedział.
Oczekiwania inflacyjne
Sobolewski wskazuje na inflację rozumianą nie jako wskaźnik statystyczny, a jako odczucie konsumentów, że ich pieniądze tracą na wartości.
„Jest to chyba najbardziej nietrywialna część dyskusji o cenach surowców. Jestem raczej w gronie osób, które uważają, że jeżeli ta presja na ceny utrzyma się na szerokim rynku wystarczająco długo, to obudzi się coś, czego nie widzieliśmy od dwóch pokoleń, czyli oczekiwania inflacyjne. Wtedy ludzie zaczną robić zakupy wyprzedzająco, spodziewając się, że będzie tylko drożej. Co ich do tego popchnie i w jakiej skali, to kwestia najbardziej nietrywialna. W tej chwili rządy i banki centralne robią wszystko, żeby to zjawisko sprowokować” – ocenił.
„Zapomnieliśmy już, co kilkadziesiąt lat temu pisano w podręcznikach. Pamiętamy tylko, że czego byśmy przez ostatnie kilkanaście lat nie robili, to inflacja nie przychodziła. Staliśmy się ekstremalnie tolerancyjni dla ryzyka inflacji. Ci, którzy twierdzą, że dysponujemy potężnymi możliwościami obrony przed nią, mają na myśli ruchy cen, a nie zmiany zachowania społeczeństwa” – dodał.
Czytaj także: Bank Pekao zrewidował prognozę średniorocznej inflacji do 4 proc. w 2021 r. >>>
Sobolewski ocenił, że gdy ludzie masowo uwierzą w trwały ubytek wartości nabywczej pieniądza, wówczas przeciwdziałanie zmianom ich zachowań będzie trudne.
„Szczególnie, że olbrzymia góra długów rządowych, która w ostatnim czasie jeszcze urosła, będzie bankom centralnym znacznie utrudniać granie stopą procentową” – wskazał.
Dodał, że w scenariuszu, w którym inflacja mogłaby przyjąć ekstremalną formę, ludzie zaczęliby obawiać się o stabilność walut fiducjarnych. Dodatkowy popyt na surowce może brać się z tego, że są one w pewnym stopniu zabezpieczeniem przed takim ryzykiem. W razie gdy pieniądz fizyczny stanie się bezwartościowy, surowce nadal utrzymają część swojej wartości.
Surowce poza polityką banków centralnych
Sobolewski zwrócił uwagę na tezę brytyjskiego ekonomisty Charles’a Goodhart’a, że gdy bank centralny obiera dany wskaźnik ekonomiczny za swój cel, parametr ten przestaje wskazywać stan gospodarki, a zaczyna wskazywać gdzie są intencje banku centralnego. Surowce, w przeciwieństwie do rynków akcji, nie leżały w centrum zainteresowań banków centralnych. Mogą zatem odzwierciedlać realny stan gospodarki.
„Tym, co wyróżnia surowce jest to, że nie były celem polityki gospodarczej. Przez ostatnie 20 lat znajdowały się w trendzie spadkowym i nikt się tym zbytnio nie przejmował. O ile inne aktywa są w pewnym sensie napompowane, to surowce takiej cechy nie mają. Oddają realną kondycję gospodarki. Kiedy sytuacja w gospodarce się poprawiła to właśnie surowce okazały się najlepszym papierkiem lakmusowym tej zmiany” – powiedział.
„Przez ostatnie lata zniknęli z tego rynku inwestorzy instytucjonalni. Surowce są cennym składnikiem portfela, który wykazuje się niepełną korelacją z akcjami czy obligacjami. Szczególnie w sytuacji szoków podażowych mogą amortyzować spadki cen akcji” – dodał.
Czytaj także: Wiceprezes Pekao TFI: warto szykować się na inwestowanie w warunkach rosnącej inflacji >>>
Jak zauważył Sobolewski, z tego powodu znów pojawiają się duzi inwestorzy, którzy włączają je do portfeli. Może pojawić się także niewidziany od 20 lat popyt spekulacyjny.
„Olbrzymia ilość pieniądza wstrzyknięta w gospodarkę napędziła wzrosty cen aktywów finansowych i wyniosła ceny akcji na szczyty. Gdy gospodarka będzie nadal szła do góry, to te wzrosty będą kontynuowane, jednak dla akcji będzie to bieg pod górę z dużym obciążeniem. Tymczasem bezprecedensowo dobra koniunktura będzie pomagała surowcom swobodnie piąć się do góry” – wskazał.
Inflacja pomaga, ale nie bez ryzyka
Choć w krótkim okresie ogólny wzrost cen sprzyja wycenom surowców, to długotrwała podwyższona inflacja wiąże się z ryzykiem. Jak ocenił strateg Skarbiec TFI, sytuacja, w której inflacja będzie się utrzymywać przy jednoczesnym spowolnieniu gospodarczym, może doprowadzić do kolejnego kryzysu.
„Brak inflacji w ostatnich latach wynikał głównie z demografii. Wydaje się, że ten czynnik zmienił kierunek i jestem zdania, że pieniądz przestanie być dobrą metodą akumulowania wartości w czasie. Jest to zjawisko sekularne i stawiam raczej na długi okres, rzędu 10 lat” – powiedział.
„Przypuszczam, że kolejny kryzys może wynikać właśnie z inflacji, w przypadku kiedy ona będzie się utrzymywać, a wzrostu gospodarczego już nie będzie” – dodał.
Zdaniem Sobolewskiego stymulacja gospodarki pakietami fiskalnymi będzie trwała tak długo, dopóki nie pojawią się negatywne skutki uboczne tych działań. Jak dodał, póki co, politycy nie mają żadnej motywacji, żeby wstrzymać mechanizm druku pieniądza.
„Na koniec możemy skonsumować nie tyle, na ile wystarcza pieniędzy, a tylko tyle, ile zostało wyprodukowane. Jak rozdanego pieniądza będzie zbyt dużo w stosunku do ilości dóbr, to będzie musiała pojawić się presja na ceny. Może to być widoczne w utracie wartości walut tych krajów, które nie powinny były sobie pozwolić na drukowanie, a jednak sobie pozwoliły” – zauważył.
„Mechanizm utraty wartości nabywczej pieniądza, czy to poprzez dewaluację waluty lokalnej czy przez wzrost cen, to jedyny mechanizm zdolny zatrzymać to, co dziś wydaje się być perpetuum mobile, czyli drukowanie pieniądza. Następny kryzys może pojawić się wtedy, gdy drukarka nie będzie dobrym rozwiązaniem i wydaje się, że taki kryzys nastąpi. Nie wiadomo jedynie, czy to będzie za rok, czy za dwadzieścia lat” – dodał.