Jak trwoga to na lokaty
Niemal 4 mld zł przybyło na lokatach terminowych klientów indywidualnych w lipcu. Tak dobrego wyniku banki nie odnotowały od lutego 2009 roku, gdy w najlepsze trwała ostra rywalizacja o depozyty. W kredytach bez zmian - mieszkaniowe w górę, konsumpcyjne w dół.
O ile lokaty terminowe odnotowały spektakularny wzrost, to prawie nie zmieniła się wartość depozytów bieżących. Jak wynika z danych NBP przybyło ich jedynie o 333 mln zł do niecałych 209 mld zł. Najwyraźniej klienci wahający się co zrobić z pieniędzmi podjęli decyzję, że jednym z lepszych pomysłów w obecnej, trudnej sytuacji na rynkach kapitałowych, będzie właśnie założenie lokaty.
Dzięki takiej sytuacji lokaty terminowe osób prywatnych znów zaczynają dorównywać oszczędnościom zgromadzonym na rachunkach bieżących (role odwróciły się w grudniu zeszłego roku).
Przybywa atrakcyjnych ofert depozytowych
Na efekty wzrostu zainteresowania klientów terminowym oszczędzaniem nie trzeba było długo czekać – w sierpniu nawet PKO BP wprowadził do oferty trzymiesięczną lokatę antybelkową ze stawką 4,5 proc. dla nowych wpłat, mBank wyszedł znów na rynek m.in. z sześciomiesięczną polisolokatą (4,5 proc.) pozwalającą uniknąć podatku i podniósł oprocentowanie kont oszczędnościowych od 0,1 do 0,5 proc. – w zależności od zdeponowanej kwoty. Nawet o 1 p.p. podwyższył w sierpniu oprocentowanie niektórych lokat Raiffeisen, a o 0,75 p.p. ING BSK. W Banku Idea trzymiesięczna Lokata NR 1 z dziennym oprocentowaniem zwiększyła oprocentowanie z 5,64 do 5,79 proc. Z kolei w FM Bank oprocentowanie większości lokat wzrosło 0,5 p.p. i trzymiesięczna z codzienną kapitalizacją ma obecnie stawkę 5,3 proc. Jeszcze w lipcu znaczne podwyżki odsetek wprowadził Polbank, oferując 7 proc. na normalnie podatkowych cztero-, sześcio- i dwunastomiesięcznych lokatach. Oferta depozytowa zaczyna wreszcie nabierać rumieńców.
Choć do końca miesiąca pozostał jeszcze tydzień, to już liczba instytucji, które zdecydowały się na podwyżki oprocentowania bankowych depozytów dorównuje tej z całego lipca.
Jeśli kredyt, to mieszkaniowy
Kredyty konsumpcyjne maleją, (niewielki wzrost jest jedynie efektem zmian kursów walut) co oznacza, że klienci w lipcu więcej oddali w postaci rat kredytów konsumpcyjnych niż od banków pożyczyli. Podobnie zresztą działo się przez większą część tego roku, wyjątkiem okazał się jedynie maj.
W lipcu zmalało także zadłużenie klientów w kontach jak i na kartach kredytowych. Wrażenie robi szczególnie spadek zadłużenia na kartach poniżej 14 mld zł. Obecne jest to już 13,8 mld zł, czyli wartość karcianego długu sprzed dwóch lat. Co mogłoby wskazywać, że banki nie zaprzestały odbierać klientom kart kredytowych. W ciągu pięciu kwartałów od końca 2009 do marca 2011 roku ubyło ich ponad 2,3 mln, do 8,5 mln sztuk. Co ciekawe, jak na razie nie odbijało się to dotkliwie na liczbie transakcji kartami kredytowymi. Jak wynika z danych NBP, w IV kwartale 2009 roku Polacy przeprowadzili niecałe 48,7 mln transakcji kartami kredytowymi, podczas gdy w rok później, gdy kart było o prawie 2 mln mniej, 50,3 mln transakcji, a od początku tego roku zrobili ich 48,4 mln.
W lipcu przybyło natomiast sporo kredytów na nieruchomości, szczególnie złotowych. Pula kredytów w rodzimej walucie zwiększyła się o 2,25 mld zł, czyli podobnie jak w poprzednich czterech miesiącach i można to uznać za zupełnie niezły wynik.
Lipcowy wzrost wielkości zadłużenia klientów w walutach był głównie skutkiem wzrostu kursu franka o ponad 6 proc. W jakim stopniu przybyło nowo udzielanych kredytów mieszkaniowych w walutach trudno w tej sytuacji ocenić.
Halina Kochalska, Open Finance