Grudniowe załamanie w gospodarce wciąż szkodzi złotemu
Słabe dane z polskiej gospodarki po raz kolejny niekorzystnie odbiły się na notowaniach złotego. Bezpośrednio po publikacji raportu NBP o deficycie handlowym notowania EU/PLN zwyżkowały z okolic 4,1650 do 4,1850 na zakończenie sesji we wtorek.
Zachowanie rynku na przestrzeni najbliższych dwóch sesji zadecyduje o dalszych losach tej pary walutowej. Jeśli potwierdzi się, że powrót poniżej 200-sesyjnej średniej ruchomej, który miał miejsce w ubiegłym tygodniu, jest fałszywe, złoty będzie jeszcze tracił na wartości. W mojej ocenie, prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza jest jednak znacząco mniejsze niż łagodnej aprecjacji złotego w średnim terminie.
Czynnikiem zagrażającym stabilności polskiej waluty zaczyna do pewnego stopnia być rynek długu. Rentowności 10-letniech obligacji wzrosły wczoraj do najwyższego poziomu od początku grudnia osiągając poziom 4,08 proc. Na razie nie są to jednak zmiany mogące mieć głębsze przełożenie na rynek walutowy.
Deficyt obrotów bieżących w ostatnim miesiącu ubiegłego roku okazał się ponad czterokrotnie wyższy niż w listopadzie oraz blisko dwukrotnie wyższy niż konsensus rynkowy ekonomistów. Co gorsza, różnica między importem a eksportem była dwa miesiące temu najwyższa od dwóch lat (grudzień 2010 r.). Na przestrzeni ostatnich czterech lat miesięczny deficyt handlowy tylko dwukrotnie był wyższy niż w grudniu 2012 r. W omawianym okresie odnotowano spowolnienie dynamiki zarówno eksportu jak i importu towarów. Obie wielkości zostały oszacowane na poziomie zbliżonym do analogicznego miesiąca 2011 r. Eksport spadł o 0,2 proc. r/r i wyniósł 10,64 mld EUR, zaś import zwiększył się o 0,4 proc. r/r do 11,85 mld EUR. Tylko dzięki znacząco wyższym niż w listopadzie transferom bieżącym, saldo na rachunku obrotów bieżących było niewiele wyższe od prognoz, a także niższe niż miesiąc wcześniej. Być może właśnie ten element, łagodzący nieco ogólną wymowę wczorajszego raportu NBP, uratował złotego przed jeszcze głębszą deprecjacją.
Opublikowane wczoraj dane handlowe potwierdzają wcześniejsze publikacje (m.in. o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej) pokazujące, że w grudniu ubiegłego roku polska gospodarka zanotowała nieobserwowany od wielu lat zastój. Załamanie było na tyle silne, że mogło obniżyć nie tylko prognozowane wyniki PKB za IV kw., ale wręcz za cały 2012 r. Negatywny wpływ na wynik aktywności pod koniec roku miała z pewnością mniejsza liczba dni roboczych oraz sprzyjający urlopom układ świąt. Być może jednak wyjątkowo słabe zachowanie gospodarki w grudniu wyznaczyło dołek cyklu spowolnienia w Polsce. Poprzez wytworzenie efektu niskiej bazy, okresy podobnego do obecnego załamania, sprzyjają odbudowie aktywności w kolejnych miesiącach. Spodziewam się, że już dane za styczeń, pokażą znacznie lepszy stan koniunktury na początku roku. Z powodu słabości obserwowanej w IV kw. 2012 r. rosną szanse, że dynamika wzrostu PKB za I kw. 2013 r. okaże się wyższa niż trzy miesiące wcześniej. Tym samym gospodarka wejdzie w fazę odbudowy, a ożywienie potrwa przynajmniej 4-5 kwartałów.
Potencjalnie istotną dla rynku walutowego deklarację, która, nota bene wywołała wczoraj sporo zamieszania, wydali ministrowie finansów grupy najbogatszych krajów świata (G7). By zmniejszyć obawy, że trwający ostatnie kilka miesięcy, świadomie sprowokowany przez działania polityczne, dynamiczny trend deprecjacji japońskiego jena, wywoła działania odwetowe, w oficjalnym stanowisku Grupy oświadczono, że żadne z państw nie będzie wykorzystywało kursu walutowego w celu osiągnięcia przewagi konkurencyjnej. Deklarację z zadowoleniem przyjął niemiecki minister finansów W. Schaeuble oraz prezes EBC M. Drgahi. Jak się jednak później okazało, komunikat G7 został niefortunnie zinterpretowany i kraje Grupy są żywo zaniepokojone działaniami japońskiego rządu i są zdania, że nadmierne wahania kursów mogą zagrozić stabilności finansowej świata. Japonia będzie w centrum uwagi podczas spotkania grupy G20 w Moskwie w najbliższy weekend.
Damian Rosiński
Dom Maklerski AFS