Grażyna Ancyparowicz z RPP: nie ma pewności, że do lutego nie będzie potrzeby dalszych podwyżek stóp procentowych
Mam nadzieję, ale nie mogę tego powiedzieć z całą pewnością, że przynajmniej do końca mojej kadencji w lutym 2022 r. nie trzeba będzie wykonywać żadnych dalszych ruchów i obecne parametry polityki pieniężnej będą utrzymane, ale wszystko jest możliwe w jedną i w drugą stronę, w zależności od potrzeb gospodarki.
– powiedziała Ancyparowicz.
„Październikowej podwyżki nie należy traktować jako początku cyklu podwyżek, choć niczego nie można wykluczyć. To była po prostu korekta bieżącej polityki, bo doszliśmy do wniosku, że nie trzeba dłużej aż tak aktywnie wspierać gospodarki. Wydaje nam się, że kryzys minął i jesteśmy teraz na drodze do tego, by odbudować gospodarkę. Nie trzeba już dolewać dodatkowego paliwa” – dodała.
Co zdecydowało o podwyżce stóp procentowych w październiku?
Według Ancyparowicz o podwyżce stóp procentowych w październiku zdecydowały mocne dane makro z gospodarki, szczególnie z rynku pracy, przy ryzyku utrwalenia wysokiej inflacji.
„RPP opiera się nie tylko na projekcjach, ale także na bieżących meldunkach. Pewnym zaskoczeniem dla gołębiego obozu w Radzie, pomijając oczywiście inflację, okazały się w zasadzie wszystkie wskaźniki makro. Szczególnie pozytywnie zaskoczył rynek pracy. Wcześniej myśleliśmy, że utracono bezpowrotnie 100 tys. miejsc pracy, ale okazało się, że zatrudnienie wróciło niemal do poziomu sprzed pandemii, a bezrobocie w zasadzie ma charakter frykcyjny. Uważamy, że najgorsze mamy za sobą, gospodarka jest w dobrej kondycji i wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku będziemy rozwijać się w tempie ok. 5 proc. Nie grożą nam przy tym nierównowagi, ani lokalne bańki” – powiedziała ekonomistka.
Czytaj także: Eugeniusz Gatnar z RPP nie wyklucza kolejnej podwyżki stóp procentowych w listopadzie >>>
„Jeżeli polityka pieniężna działa w perspektywie co najmniej kilkunastu miesięcy, to biorąc pod uwagę dobry stan gospodarki, bardzo nikłe ryzyko kolejnego lockdownu, rosnącą inflację bazową, ryzyko przegrzania koniunktury, utrwalenia wysokiej inflacji, wysokie oczekiwania inflacyjne, które mają uzasadnienie, choć nie w tym co się dzieje na rynku monetarnym, a także sytuację na rynku pracy, uznaliśmy, że trzeba przywrócić niektóre stopy procentowe do poziomu sprzed 28 maja 2020 r. Zwlekanie do listopada wydawało się zbędne. Ważną przesłanką było także to, że od dłuższego czasu skup aktywów NBP jest de facto wygaszony, właściwie nie ma podaży papierów ze strony banków na aukcjach. Oczywiście skup zawsze można przywrócić, jeśli byłaby potrzeba” – dodała.
Nieoczekiwana podwyżka stóp procentowych w październiku
Na październikowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej, wbrew oczekiwaniom rynku, podwyższyła stopy procentowe – referencyjną o 40 pb do 0,50 proc., lombardową o 50 pb do 1,0 proc., redyskontową weksli do o 40 pb do 0,51 proc., dyskontową weksli o 40 pb do 0,52 proc. RPP utrzymała stopę depozytową na poziomie 0,0 proc.
Czytaj także: RPP nieoczekiwanie podnosi stopy procentowe >>>
Prezes NBP A. Glapiński poinformował w ub. czwartek, że bank centralny będzie dłuższy czas przyglądać się efektom podwyżki stóp procentowych i celowo nie mówi czy podwyżka była jednorazowa, czy to początek cyklu. Dodał, że wycofanie akomodacji monetarnej ma na celu niedopuszczenie do utrzymania się podwyższonej inflacji w średnim okresie.
Ancyparowicz poinformowała, że NBP nie zakończył oficjalnie programu skupu aktywów, ponieważ nie ma pewności, czy nie będzie trzeba wrócić do akomodacyjnej polityki, gdyby sytuacja gospodarcza ponownie zaczęła się pogarszać.
„To jest furtka awaryjna” – dodała.
W trakcie jedynej zaplanowanej na październik aukcji odkupu obligacji NBP zebrał z rynku papiery za niecałe 0,6 mld zł (najmniej od listopada 2020 r.), przy maksymalnej ofercie odkupu 1 mld zł (miesiąc wcześniej 10 mld). Rynek odebrał parametry aukcji jako potwierdzenie deklaracji prezesa NBP o de facto wygaszaniu programu skupu.
Ryzyko wystąpienia spirali płacowo-cenowej
Ancyparowicz zwróciła uwagę na ryzyko wystąpienia spirali płacowo-cenowej, choć obecnie takie zjawisko w polskiej gospodarce jej zdaniem jeszcze się nie pojawiło.
„Gdybyśmy zauważyli, że polityka wobec żądań płacowych jest coraz bardziej ustępliwa, że podwyżki wynagrodzeń będą rosły bardzo szybko, przekraczając dynamikę przyrostu wydajności pracy, to byłoby bardzo poważne zagrożenie i trzeba będzie natychmiast reagować podwyżką stóp, oczywiście zależy w jakiej skali, żeby nie zaczęła się nakręcać spirala cen i płac. Tego na razie nie ma, ale nie można tutaj nic wykluczyć, po prostu tego nie wiemy. Z badań wynika, że żądania ze strony pracowników są jak na razie tylko werbalne, a mniejsza jest skłonność pracodawców do ich realizacji. W sektorze publicznym rząd ostrożnie podchodzi do podwyżek wynagrodzeń i nie ustępuje miękko wszystkim żądaniom” – powiedziała.
Czytaj także: Prezes NBP: podwyżka stóp procentowych ma zapobiec efektom II rundy i spirali płac za kilka kwartałów >>>
Ekonomistka zwróciła uwagę na wyprzedzający charakter decyzji RPP, ponieważ dotychczas inflacja nie była generowana czynnikami monetarnymi i nadal wynika z szoków podażowych.
„Oczekiwania inflacyjne wzrosły, ale to ma uzasadnienie w podwyżkach cen energii – obecnie za połowę wzrostu CPI odpowiadają kwestie związane z energią, z regulacjami, a teraz do tego doszły wysokie ceny gazu. Ale skoro RPP działa w dalszej perspektywie, to trzeba było dać sygnał, że polityka akomodacyjna już nie jest potrzebna, nie tylko ze względu na dobrą koniunkturę, ale też dlatego, że gospodarstwa domowe wyszły obronną ręką z kryzysu. Rząd dba o stały wzrost płacy minimalnej, więc nie ma dalej powodu, by dodatkowo zachęcać do brania jeszcze większych kredytów, trzeba było zasygnalizować, że stopy procentowe nie będą niemal zerowe na zawsze” – powiedziała.
Według Ancyparowicz nie było potrzeby, żeby RPP podwyższyła stopę depozytową, ponieważ banki nie będą skłonne podnieść oprocentowania depozytów dla klientów. W takiej sytuacji, gdyby stopa depozytowa poszła w górę, NBP ponosiłby – jej zdaniem – nieuzasadnione koszty prowadzenia polityki pieniężnej poprzez konieczność wypłaty bankom odsetek za ich depozyty w banku centralnym.
Członkini RPP poinformowała, że podwyżka rezerwy obowiązkowej do 2,0 proc. miała na celu zmniejszenie płynności w sektorze oraz ograniczenie ryzyka nadmiernego rozkręcenia akcji kredytowej.
Sytuacja na rynku mieszkaniowym
Ancyparowicz zwróciła uwagę, że jednym z wielu punktów, które RPP omawiała na jednodniowym posiedzeniu pod koniec września była sytuacja na rynku mieszkaniowym.
„Było to przedmiotem bardzo wnikliwej analizy. Widać wysoką akcję kredytową w sektorze mieszkaniowym, ale na razie nie ma tam poważnych zagrożeń, choć trzeba uważnie przyglądać się rozwojowi sytuacji, bo nie wiemy co się może wydarzyć. Ważny w tym względzie będzie ostateczny kształt ustaw, które mają wspierać rynek mieszkaniowy. Obecnie są one procedowane w Sejmie. NBP wyraził już opinię na temat tego projektu” – powiedziała.
Zapytana o utrzymanie w komunikacie po posiedzeniu Rady odniesienia do możliwości interwencji walutowych Ancyparowicz wskazała, że kurs złotego jest płynny, ale jeżeli bank centralny widzi próby spekulacji na polskiej walucie, to NBP podejmuje interwencje.
„Dopóki kurs kształtuje się swobodnie w granicach, które są dobre dla gospodarki, tak jak obecnie, to jesteśmy zadowoleni. Mamy niezłe wyniki bilansu obrotów bieżących, które nieco się pogorszyły, ale to naturalne, bo jak polska gospodarka rusza do przodu, to zawsze rośnie import – mamy po prostu taką importochłonność. Płynny kurs działa także antycyklicznie” – dodała.
Według Ancyparowicz, niektórzy członkowie Rady obawiali się, że podniesienie stóp procentowych może spowodować, w związku z ogólnie nadal niskimi stopami procentowymi na świecie, napływ kapitału spekulacyjnego do Polski, ale okazało się, że umocnienie PLN w reakcji na podwyżkę było na razie chwilowe.
Decyzja o podwyżce stóp procentowych była zdaniem Ancyparowicz całkowicie autonomiczna i Rada nie zwracała uwagi na wyrażane publicznie sugestie, że RPP powinna podjąć właśnie taką decyzję.
„Między bajki trzeba włożyć opinie, że Rada ugięła się pod presją analityków, czy polityków. Wypowiedzi osób publicznych, w tym przedstawicieli rządu, czy byłych pracowników NBP wywierające naciski na Radę, żeby podjęła określone działania, czy co gorsza przypisujące sobie zasługi, że skłoniły Radę do pewnych działań, są bardzo groźne. Każda tego typu wypowiedź podważa zaufanie nie tyle personalnie do osób, które aktualnie reprezentują NBP, ale do samego banku centralnego. Bank centralny jest autonomiczny i sugerowanie, czy wprost wyrażanie opinii, czy stwarzanie atmosfery, że nasze decyzje były czymś wymuszone, są szkodliwe” – powiedziała.