Grażyna Ancyparowicz z RPP: do początku 2022 roku nie można podwyższać stóp procentowych, obniżki niepotrzebne
„Nie widzę możliwości, żebym do końca mojej kadencji w Radzie w lutym 2022 r. zagłosowała za podwyżkami stóp procentowych – chyba, że bardzo gwałtownie wzrosłaby akcja kredytowa w segmencie konsumpcyjnym, gotówkowym, ale to jest równie mało prawdopodobne, co uderzenie asteroidy i to akurat w Pałac Kultury. Z drugiej strony, w obecnej sytuacji schodzenie niżej ze stopami też byłoby całkowicie pozbawione sensu. Dalsze obniżki nie zwiększą akcji kredytowej, czy wzrostu gospodarczego. Gdy pojawi się szerzej zakrojone ożywienie bardziej popularnym instrumentem może okazać się kredyt wekslowy, który na razie nie cieszy się zainteresowaniem” – powiedziała Ancyparowicz.
„Na podstawie dzisiejszej wiedzy, o ile w trakcie posiedzenia Rady nie pojawią się materiały wskazujące na możliwość wystąpienia głębokiej recesji, na co się nie zanosi, mogę powiedzieć, że raczej będę przeciwko, by w opisie dyskusji z posiedzeń Rady, dalej pojawiała się wzmianka wskazująca na możliwość obniżek stóp” – dodała.
Kadencja 7 z 10 członków RPP wygasa w I kw. 2022 r.
W marcu większość członków Rady ponownie oceniła, jak podano w opisie dyskusji z tego posiedzenia, że jeżeli w bieżącym roku nastąpi ożywienie aktywności gospodarczej, a dynamika cen w średnim okresie będzie zgodna z celem inflacyjnym, to wskazane będzie utrzymywanie stóp procentowych na niezmienionym poziomie także w kolejnych kwartałach. Jednocześnie w opinii tych członków Rady, w sytuacji gdyby doszło do wyraźnego pogorszenia koniunktury i jej perspektyw – np. w następstwie ponownego nasilenia się pandemii – uzasadnione mogłoby być dalsze poluzowanie polityki pieniężnej, w tym poprzez obniżenie stóp procentowych.
W I kw. 2020 r. RPP trzykrotnie obniżyła stopę referencyjną, łącznie o 140 pb, w krokach po 50, 50 i 40 pb, do poziomu 0,10 proc.
Zdaniem Ancyparowicz konieczna jest dłuższa stabilizacja parametrów wszystkich instrumentów, które RPP wdrażała od marca ubiegłego roku, również rezerwy obowiązkowej.
W trakcie niepewnej sytuacji pandemicznej trzeba utrzymywać przewidywalną i stabilną politykę pieniężną, stabilizować rynek, zapewniać, że nie będzie żadnych gwałtownych ruchów.
„To nie jest dobry moment na zmiany jakiegokolwiek parametru polityki. Nikt z nas nie wie, czy będzie kolejna fala, kolejne restrykcje, czy to w Polsce, czy na świecie, czy starczy szczepionek w odpowiedniej ilości” – powiedziała.
Czytaj także: Eryk Łon z RPP: stopy procentowe pozostaną stabilne na długi czas >>>
„Obniżyliśmy stopę rezerwy, co było też zachętą do szerszego kredytowania gospodarki, by zwiększyć płynność banków, bo choć na poziomie makro płynność była wyraźna, to na poziomie indywidualnych banków niekoniecznie. Banki tworzą cały czas rezerwy na różne ryzyka, w tym na kredyty frankowe, są wymagania MREL, trwają procesy konsolidacji, więc nadpłynność nie jest powszechna, nie jest charakterystyczna dla każdego banku z osobna” – dodała.
W protokole z posiedzenia RPP w marcu pojawiło się nowe sformułowanie dotyczące perspektywy normalizacji polityki: „(…) Większość członków Rady podkreślała, że doświadczenia innych banków centralnych wskazują na silne, negatywne skutki gospodarcze zbyt szybkiego zacieśnienia polityki pieniężnej”.
W marcu 2020 r. RPP obniżyła stopę rezerwy obowiązkowej do 0,5 proc. z 3,5 proc. i ustaliła oprocentowanie środków utrzymywanych w formie rezerwy na poziomie stopy referencyjnej NBP.
Według Ancyparowicz NBP jasno komunikuje, że nie będzie żadnych ograniczeń w ramach operacji strukturalnych ze skupem obligacji skarbowych lub gwarantowanych przez Skarb Państwa, jeżeli będą one związane z finansowaniem tarcz antykryzysowych.
„Ze strony NBP nie ma i nie było negatywowych sygnałów w tym względzie” – dodała.
Czytaj także: Łukasz Hardt z RPP: absolutnie nie można zejść w Polsce ze stopami procentowymi poniżej zera >>>
Ekonomistka uważa, że ryzyko związane z niepewnością co do przyszłych warunków gospodarczych musiałoby być znacząco niższe, żeby ewentualnie można było myśleć o jakichś działaniach w zakresie normalizacji polityki. Takie działania, których obecnie nie widać jej zdaniem nawet na horyzoncie, powinny się zacząć od modyfikacji parametrów stopy rezerwy obowiązkowej.
„W dużo dłuższym terminie, absolutnie nie mówimy o ruchach w tym momencie, gdyby się okazało, że jest duża nadpłynność w systemie bankowym, rośnie popyt na kredyt, wracamy na ścieżkę trwałego wzrostu, widać uspokojenie w sferze realnej i trzeba byłoby zachęcić banki do oferowania długoterminowych produktów oszczędnościowych na rynku pieniężnym, to być może powrót parametrów rezerwy obowiązkowej do poziomów sprzed kryzysu mógłby być pierwszym ruchem normalizacji polityki” – powiedziała.
„Poprzedni poziom stopy rezerwy i jej oprocentowanie dobrze się sprawdzały w normalnych warunkach przed pandemią. Działania na stopie rezerwy powinny raczej nastąpić przed podwyżkami stóp procentowych, ponieważ nie można w jednym momencie zmieniać obu tych parametrów, to byłoby zbyt dużym szokiem” – dodała.
Inflacja przebije 3,5 proc.
Czynniki podbijające inflację, przejściowo powyżej 3,5 proc., są w ocenie Ancyparowicz niezależne od polityki monetarnej, a niskie stopy procentowe powinny być utrzymywane na dłużej, żeby chronić zadłużone gospodarstwa domowe i rynek pracy.
„W najbliższych miesiącach inflacja będzie utrzymywać się powyżej 3,5 proc., ze względu na efekt bazy i kwestie regulacyjno-podatkowe, ale potem nastąpi jej spadek. W dłuższym okresie, do końca tego roku, ceny wrócą do pasma odchyleń. Wyższa inflacja nie ma jednak najmniejszego związku z polityką pieniężną, a gdybyśmy podnieśli stopy, to wygenerowalibyśmy dodatkowy impuls inflacyjny – ceny byłyby jeszcze wyższe, bo wzrosłaby cena kredytu” – powiedziała.
„W ogóle nie ma czynników monetarnych odpowiadających za wzrost inflacji. Warto zauważyć w tym miejscu, że podatki sektorowe można łatwo obchodzić, więc ich wydajność fiskalna jest niska, a odbiór społeczny negatywny. Te podatki o charakterze pośrednim, jak np. opłata cukrowa, przerzucane są przez przedsiębiorstwa, które reagują mocno elastycznie, na ceny dóbr finalnych. Ponadto zawsze na wiosnę rosną ceny żywności. Nie można zapominać o podwyżkach cen energii i jej nośników, ropy i innych surowców. Będziemy mieli nieco wyższą inflację, ale nie jest to powód, żeby bić na alarm – inflacja nie jest galopująca, nie ma skokowych podwyżek cen” – dodała.
Banki nie odczuwają wzmożonego popytu na kredyty
Ancyparowicz zauważa ponadto, że banki nie odczuwają wzmożonego popytu na kredyt, również ze strony przedsiębiorstw, nawet tych, które mają zdolność kredytową.
„W związku z tym banki starają się sprzedawać kredyty gotówkowe, o najwyższej marży, przy czym w ciągu ostatnich kilku miesięcy cena tego kredytu spadła o połowę. Pomijam tutaj kredyty hipoteczne, ale popyt na mieszkania dotyczy dość wąskiej grupy osób i odzwierciedla poniekąd ucieczkę kapitału od lokat” – dodała.
Czytaj także: Eugeniusz Gatnar: RPP powinna od razu zmienić retorykę i przestać mówić o możliwych obniżkach stóp procentowych >>>
Podwyżka stopy procentowej, zdaniem Ancyparowicz dotknęłaby zadłużone gospodarstwa domowe, co skutkowałoby ograniczeniem popytu w gospodarce.
„Z kolei jeżeli przedsiębiorstwa musiałyby więcej płacić za kredyt, szczególnie mniejsze podmioty, które stanowią największą część firm w Polsce, więc ten element kosztów przeniosłyby na ceny wyrobów i usług. Pandemia wymusiła zejście ze stopami do bardzo niskiego poziomu, a NBP musiał zastosować po raz pierwszy pewne instrumenty na tak szeroką skalę. Chodziło przede wszystkim o to, żeby chronić dłużników i ten argument nadal pozostaje w mocy: nie możemy dopuścić, by powstały pętle zadłużenia, które przyczyniłyby się do upadłości przedsiębiorstw, co byłoby fatalne dla rynku pracy” – uważa ekonomistka.
„Co prawda sytuacja na nim jest lepsza niż w krajach UE, ale proszę pamiętać, że przed kryzysem mieliśmy wyraźnie niższą stopę bezrobocia. NBP i RPP musi nadal prowadzić taką politykę, by utrzymać jak najwięcej miejsc pracy. Są firmy, które w pandemii radzą sobie bardzo dobrze, ale są branże, które długo nie odbudują swojej kondycji i choć nie mają one dużego udziału w PKB, to zatrudniają rzeszę pracowników, którzy albo stracili w kryzysie posady, albo nie mogą czerpać dodatkowych dochodów, jak np. w wielu branżach usługowych. Chodzi nie tylko o branże bezpośrednio dotknięte restrykcjami, ale też o sektory pośrednio dotknięte, które również notują znaczny spadek dochodów” – dodała.
Ancyparowicz nie patrzy na gospodarkę wyłącznie przez pryzmat sektora przedsiębiorstw.
„Jeżeli chodzi o dynamikę wynagrodzeń, to tam rzeczywiście jest dobrze, ale ogólny obraz jest nieco inny. To są relatywnie duże przedsiębiorstwa, gdzie pracuje 6 mln ludzi, ale aktywnych zawodowo jest 16 mln Polaków, więc te statystyki nie obejmują pozostałych 10 mln. Nawet, jeżeli w niektórych branżach były podwyżki, to w innych, szczególnie np. w administracji, płace nie rosną, lub wręcza spadają. Sytuacja jest zróżnicowana także regionalnie” – dodaje.
Pozytywne sygnały dotyczące wzrostu PKB
Członkini RPP widzi „pewne pozytywne” sygnały dotyczące wzrostu PKB, ale podkreśla, że jest to odbicie po spadkowym 2020 r., a także spadkowym I kwartale.
„Możemy liczyć na odbicie, może jeszcze nie bardzo wyraźne w II kwartale, ale od III kw. powinno być już lepiej, oczywiście, o ile nie przyjdzie kolejna fala pandemii, a akcja szczepień będzie przebiegać sprawnie” – dodała.
Według ekonomistki „relatywnie słaby” złoty sprzyja polskim eksporterom,
„Kurs jest dla nich korzystny. Dzięki temu również wiele firm zakłada w Polsce przedstawicielstwa, oddziały i chce się bardziej trwale wiązać z naszym krajem” – dodała.
Najbliższe decyzyjne posiedzenie RPP zaplanowano na 5 maja.