Granice suwerenności
Dyskusja na temat przyszłości strefy euro i redefinicji traktatu europejskiego z oceną wystąpienia Radosława Sikorskiego w tle przypomina rozmowę głuchoniemego z niewidowym. Ani bowiem stwierdzenie Nicolasa Sarkozy’ego, że "Unię trzeba wymyślić na nowo" nie jest próbą restytucji monarchii Karola Wielkiego, ani brak zgody Angeli Merkel na emisję euroobligacji nie wyraża tęsknoty za Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego.
Podobnie jak apel polskiego ministra spraw zagranicznych pod adresem Niemiec wzywanych do przełamania obecnego impasu, w czym zamierzamy wspierać naszego sąsiada, nie oznacza jednostronnego zrzeczenia się suwerenności. Na użytek wewnętrznej polityki szermuje się hasłami o wyprzedaży narodowych interesów. I tylko Leszek Miller, broniąc dzieła życia przypomina, że to Naród, a więc najwyższy suweren, którego Państwo jest depozytariuszem zdecydował w referendum o oddaniu części suwerenności w imię wartości jaką stanowi Wspólna Europa.
Warto o tym pamiętać, niezależnie od liczby mandatów w parlamencie europejskim, kursu złotówki i poziomu absorpcji unijnych funduszy. Jak powiedział Aleksander Kwaśniewski „albo nam się powiedzie razem, albo razem nas diabli wezmą”.
Weźmy to pod uwagę, również w trosce o suwerenność, której miarą jest dzisiaj siła ekonomiczna, potencjał rozwojowy, konkurencyjność gospodarki, odwaga w kreowaniu zmian.