Gra słów
W atmosferze targów, który to już raz?! W trosce o źle pojmowaną political correct, w aurze mało czytelnych argumentów i w imię doraźnych racji ginie pamięć historyczna. Jakże bowiem inaczej interpretować rezultaty badań, z których wynika, że zaledwie co trzeci Polak słyszał o rzezi wołyńskiej.
Mniejsza już o to, co składa się na obecne próby budowania narracji historycznej na Ukrainie. Trzeba czasu, konsekwencji i zgodnego współdziałania sił politycznych w Polsce, by tę szkodliwie nieprawdziwą tendencję odwrócić w interesie stosunków dwustronnych i samych Ukraińców.
Pamięć to również emocje. Mnie dotknęły w związku z czystkami jakie przeprowadzali nacjonaliści z pod znaku UPA – OUN, podczas jednego z letnich biwaków z górą 40 lat temu. Nazwy miejscowości nad rozlewiskiem Brdy już nie pomnę, ale po dziś dzień dźwięczy mi w uszach spokojny, melodyjny głos ówczesnej dyrektor pedagogicznej Technikum Samochodowego w Gdańsku, a dla mnie Cioci Ireny.
Dodajmy od razu, że jako zwierzchniczka mojej Mamy, uczącej w tej samej szkole, była „przyszywaną” ciotką, a ja oraz Jej synowie Piotr i Paweł towarzyszyliśmy naszym Mamom w trakcie prowadzonego przez szkołę obozu dla uczniów najstarszych klas.
Czemu tyle prywatnych dygresji? Ano dlatego, że w czasach głębokiej komuny, w szkole o profilu technicznym, starszym uczniom nauczyciele opowiadali przy ognisku o dziejach Narodu. W omawianym przypadku o pełnych okrucieństwa i bezmyślnej nienawiści mordach dokonywanych na sąsiadach. Acz i ta historia ma drugie dno.
Otóż wspomniana Ciocia Irena, jako młodziutka wówczas panienka, uciekała konno nocą na oklep z majątku na wsi do zbawczego Kowla, bo ostrzegł ją stajenny – trzeba trafu, że Ukrainiec. Warto o tym pamiętać, gdy cytowane są zbrodnicze rozkazy dowódców zbrojnych formacji nakazujących rozwiązanie kwestii polskiej w sposób podobny do tego w jaki Adolf Hitler rozwiązywał kwestię żydowską. W tym kontekście słowa uchwały Sejmu, gdzie zbrodnię opisuje się jako „czyn o znamionach ludobójstwa..” uwłaczają pamięci ofiar.