Gloria victis
Borussia z trzema Polakami w składzie walczyła dzielnie, a długie fragmenty meczu na Wembley wskazywały na to, że nie jest bez szans w starciu z faworyzowanymi Bawarczykami. W decydujących momentach zabrakło zdrowia - to cena za wysoki pressing pierwszych trzydziestu minut meczu - i wykorzystania okazji, z których ta Kuby Błaszczykowskiego, który w obrębie szesnastki mając do wyboru całą bramkę uderzył płasko i nie do końca czysto wprost w bramkarza kryjącego tzw. krótki róg, mogła rozstrzygnąć mecz na korzyść drużyny z Zagłębia Ruhry.
Zapewne sędzia mógł nie dostrzec sprytnego zagrania Lewandowskiego, który po dyskretnej pomocy ręką wrzucił piłkę za kołnierz Manuelowi Neunerowi wprost do siatki. Dostrzegł. Trochę przykro, że przy obu bramkach dla Bayernu milimetrów zabrakło Łukaszowi Piszczkowi do wybicia piłki przed ostatnimi, decydującymi podaniami, które otworzyły drogę do zwycięstwa.
Najpierw przy golu Mario Mandżukicza, a potem, po koronkowej wymianie piłki pomiędzy Franckiem Ribery’m i Arjennem Robbenem, który zmieniając kierunek uderzenia wywiódł w pole Romana Weidenfellera. Nadzieje ożyły na moment po wyrównaniu z karnego, który egzekwował Likay Gundogan, ale to drużyna z Monachium miała więcej atutów.
A Borussia? Cóż taka szansa już się nie powtórzy. Nie w tym zestawieniu personalnym,, dla którego to -jak się zdaje-koniec przygody, na którą złożyły się dwa z rzędu triumfy w lidze i Puchar Niemiec po finałowym zwycięstwie nad Bayernem właśnie, tegoroczne wicemistrzostwo i londyński finał.
Dla Bayernu tegoroczne mistrzostwo, wygrany finał, po dwóch przegranych z rzędu, w tym tej szczególnie gorzkiej bo poniesionej w meczu z londyńską Chelsea na własnym stadionie, a jest jeszcze finał Pucharu Niemiec, otwiera, jak się zdaje nową erę, czego gwarantem ma być ten, który wcześniej wygrał wszystko z Barceloną – Pep Guardiola, który niebawem zastąpi odchodzącego w glorii zwycięzcy Juppa Heynckesa.