Festiwal obietnic
Inauguracja kampanii samorządowej przez dwóch największych adwersarzy-PO i PiS, oraz, "tego trzeciego" - SLD rozpoczęła się w samo południe w Warszawie. Z trzech kandydatów na urząd prezydenta stolicy, tylko urzędująca Pani prezydent miała program realny, bo oparty o zaplanowane już wpływy, inwestycje, oraz rozstrzygnięte w znacznej mierze przetargi.
Postaciami, które były aktorami pierwszego planu pozostali jednak urzędująca pani premier i dwaj byli premierzy. Stąd też odwołania i obietnice całej trójki w istocie rzeczy odnosiły się do polityki ogólnokrajowej, kompetencji rządu centralnego i. wyborów parlamentarnych. Zwłaszcza nowe akcenty w wypowiedzi Ewy Kopacz wskazywały, że jest Ona zdeterminowana, by poprawić wizerunek Platformy jako partii wiarygodnej, skutecznej i pozostającej blisko ludzi. Jarosław Kaczyński roztaczał mocarstwowe miraże i obiecywał pomoc socjalną, której zakresu i rozmiarów nawet budżet niemiecki mógłby nie wytrzymać. Leszek Miller starał się być bliżej samorządowych realiów, zwłaszcza, gdy mówił o konieczności zwiększenia poziomu finansowania JST do rozmiarów sprzed dekady. Jak to jednak osiągnąć – nie powiedział. Wszystkie konwencje mniej lub bardziej udanie nawiązywały do amerykańskich wzorców i przypominały raczej festyny, niż próbę poważnej rozmowy o sprawach, które nie tylko nurtują samorządy, ale decydują o jakości naszego życia, które w takich obszarach jak usługi komunalne, służba zdrowia, oświata, kultura, czy bezpieczeństwo realizują się za sprawą samorządów właśnie. Co więcej, nie tylko w metropoliach, a dla znacznej części wyborców z reguły poza nimi. Jaki kształt samorządu odpowiada potrzebom obecnego czasu, możliwościom budżetu, wreszcie aspiracjom samych zainteresowanych nie usłyszeliśmy. Pozostaje mieć nadzieję, że w Gdańsku, Katowicach, Siedlcach, Starych Jabłonkach, Bukowinie Tatrzańskiej, czy w Węgrowie, gdzie mieszkam, będzie już zupełnie inaczej. Bo to nasze mieszkańców wybory, gdzie pozapartyjne koalicje mogą odwrócić chocholi taniec, który od lat niszczy naszą demokrację, również kosztem samorządów. Jeśli zaś wezwanie Ewy Kopacz – „Pójdźcie do ludzi i pukajcie do drzwi” zostanie wysłuchane, tym lepiej dla demokracji w wydaniu partyjnym, pod warunkiem jednak, że to nie partie polityczne będą tej z założenia lokalnej kampanii nadawały ton.
Maciej Małek